przez Mysza » 1 października 2007, o 22:22
Hej Kato!
Na pewno ci się zajęcia spodobają. Prowadzący są bardzo mili - i, co więcej, nawet po urodzeniu Agusi kiedyś dzwoniłam do nich z jakimś problemem - obsłużyli mnie telefonicznie i uspokoili.
Miniu, stawiam na to, że Twoim lekarzem jest dr Dmochowski, co nie? ;)
Szpital można zwiedzić, ale wszystko zależy od tego, jaki jest ruch na porodówce. Tak, jak pisałam, najlepiej zorientować się wcześniej, choć nie wspominam miło rozmowy telefonicznej przed zwiedzaniem szpitala - odebrała jakaś niezbyt miła położna, zbyła mnie, a mimo to wybraliśmy się z mężem tamtego popołudnia na zwiedzanie i było naprawdę przesympatycznie. Pielęgniarka w izbie przyjęć poinformowała nas o tym, że jest mało rodzących i można wchodzić.
Jeśli chodzi o ocenę szpitala Raszei, to mam różne wspomnienia i odczucia, szczególnie, że tydzień przed porodem trafiłam na patologię ciąży i "od kuchni" już wtedy zaczęłam się rozglądać ;) Drugie dziecko też mam zamiar tam rodzić.
W skrócie:
PLUSY:
- do szpitala Raszei przyjmowali zawsze i wszystkie rodzące - przyjeżdżały z różnych szpitali, trafiłam na taki tłok, że nawet część dziewczyn na porodówce leżało na korytarzu
- lekarz prowadzący pracuje w Raszei i te dziewczyny, które nawet nie były jego pacjentkami, ale trafiły na jego dyżur, chwaliły sobie bardzo jego pomoc i opiekę
- dzięki bieżącej kontroli mojego dr, moje dziecko, mimo zagrożenia niedotlenieniem urodziło się zupełnie zdrowe i dzięki Bogu za to
- sama przyszła do mnie położna w sprawie laktacji - obejrzała piersi, pomogła je "rozruszać" - miałam cesarkę, młoda była w inkubatorze i dopiero w 3 dobie po raz pierwszy ją karmiłam
- miłe położne
- fajne pokoiki dwuosobowe (niestety ja leżałam w sali 5-osobowej)
- noworodki bez problemów zdrowotnych są prawie cały czas z mamami, na sali
MINUSY:
- kiepskie informowanie pacjentek o tym, co dzieje się z dziećmi (w razie problemów). Miałam wrażenie chwilami, że gdybym sama nie domagała się tego, żeby widzieć się z Małą, czy żeby ją karmić piersią, nikt by mi tego nie zaproponował. Byłam przez pierwszą dobę unieruchomiona w łóżku, a dziecka nikt nie raczył przynieść (tylko zobaczyłam małą w godzinę po porodzie, a potem przez cały dzień ani przez chwilę), czy chociażby powiedzieć, czy wszystko ok.
To nie było tylko moje odczucie. Kilka z poznanych tam dziewczyn też narzekało na to, że nie wiedzą, co dzieje się z ich dziećmi.
- pielęgniarki z oddziału noworodków niezbyt miłe. Kiedy już udało mi się dotrzeć do Małej, pielęgniarka od razu się zmyła, nie proponując nawet potrzymania, czy dotknięcia dziecka choć przez chwilę, a kiedy przyczłapałam się tam po raz drugi, żeby spróbować nakarmić małą, dostałam stołek (bez oparcia!), dziecko do ręki, a kiedy nie chciała pić, tylko komentarz - "To może być trudne, nauczenie jej pić, może nawet niemożliwe". Co okazało się nieprawdą, bo po kilku godzinach wytrwale znów spróbowałam - i Młoda zaskoczyła i tak jej zostało do 17 miesiąca ;)
Opinia o położnych z oddziału noworodkowego też nie tylko moja.
- z powodu natłoku rodzących, położnice "wypędzano" do domu jak najszybciej można było. Tak więc ja dostałam wypis na dzień i godzinę, kiedy minęły dokładnie cztery doby po cięciu. Od rana wiedziałam, że punkt 18:15 mam się zwijać do domu i zwalniać łóżko. Byłam na to przygotowana, ale... kiedy przyszedł czas obiadu dowiedziałam się, że mi już nie przysługuje obiad, bo mam wypis ;) Nie dało się namówić salowej nawet na zupę :> I w ogóle, na żadną obsługę
PLUS-MINUS
- w Raszei poród ma być z założenia naturalny - nie wywołują go, dopóki się nie zacznie, trzymając się daty 42 tygodnia. Tak samo jest z odejściem wód - po odejściu wód czekają, aż przyjdą skurcze... Niby wszystko pod kontrolą, ale widziałam kilka przypadków, kiedy skończyło się to problemami u dzidziusiów (relacje mam z opowieści mam, więc nie będę przytaczać jakiś konkretów, bo sama nie jestem w tym zorientowana).