Mam trzech braci o wiele starszych: 16,19 i 21 lat. tego najstarszego i średniego w ogóle nie pamiętam w domu, najmłodszy był z nami do 26.roku życia więc jestem z nim zżyta najbardziej. Tato pił więc to brat był dla mnie wzorem mężczyzny. Był w moim sercu na piedestale: mądry, zaradny, pracowity, wzór męża i ojca (25 lat w małżeństwie, dwóch synów), lubiany i szanowany przez wszystkich przyjaciel, przedsiębiorca, doradca, psycholog... wszystko w jednym. Zawsze mogłam na niego liczyć w absolutnie każdej kwestii. Na dodatek szafarz, przyjmowałam z jego rąk Komunię podczas wielkich uroczystości kiedy świeccy wraz z księdzem Ją rozdawali. Jest ojcem chrzestnym mojej córeczki bo jest mądry, dobry i religijny, po prostu ideał; poza tym zależało mi na kimś kto nie będzie obsypywał dziecka prezentami tylko przede wszystkim będzie się za swoje chrzestne dziecko modlił. Aż tu nagle średni brat dzwoni i prosi mnie żebym teraz ja porozmawiała z najmłodszym bo on już nie ma siły i nie wie co robić. Okazało się że nic nie wiem, wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Otóż mój idealny braciszek od wielu lat ma związek z inną kobietą. Nie romans przelotny ale prawdziwy związek. Podejrzewa się że kilkuletnia córka tej "pani" jest ich wspólnym dzieckiem. Brat żyje w dwóch domach. Dba o swoją kochankę, korzystając ze swoich dużych wpływów w mieście załatwił jej wspaniała pracę. Często razem wyjeżdżają. Okazało się jeszcze ze jego związek na boku jest tajemnicą Poliszynela. Wie nawet bratowa chociaż zapytana wszystkiemu zaprzecza. Ale wiem też że jest wykończona, bardziej wtajemniczeni członkowie rodziny (dorosłe dzieci średniego, i jego własne dzieci) mówią że zaczyna mieć problem z alkoholem. Cała ich rodzina jest pośmiewiskiem wokoło, ludzie potępiają zachowanie brata a bratową mają za idiotkę która godzi się na wszystko ze spuszczoną głową. Mi się to nie mieści w głowie. Ochłonęłam trochę ale pierwszy szok był ogromny. bracia mieszkają po sąsiedzku, ja na wsi za miastem i wszystkie "rewelacje" do tej pory mnie omijały.
Chcę z nim rozmawiać ale sama nie wiem co chcę usłyszeć. Jego przyznawanie się do tego nie ma sensu, nie mnie jest winien szczerość. Poza tym zbyt wiele osób ten związek potwierdza. Wiele osób brata upominało. Dlaczego moje upomnienie miałoby przynieść jakiś skutek? A jednak słowa z Biblii o obowiązku upomnienia brata który źle robi i dobitny cytat z 1Kor 6,9-10 (wymienione są tam osoby które nie osiągną zbawienia) przymuszają mnie bym jednak wypowiedziała się w tej sprawie. Znajomy Ksiądz twierdzi, że skoro inni rozmawiali z bratem to ja już nie muszę. Ja czuję ze jednak muszę.
co robić???