Od tygodnia krąży po mnie to świństwo.Jest mi z tym bardzo źle, wcześnie stosowałam npr i chciałabym jak najszybciej do tego wrócić.Zgodziłam się na zastrzyk,bo po miesiącu po laparoskopii cysty jajnika, ten sam okrojony już znów miał nową.Przeraziło mnie to.
Mam kilka pytań i proszę o szczere odpowiedzi:
-czy dobrze zrobiłam godząc się na zastrzyk?( pewnie jakoś zniosłabym kolejny zabieg...
)
-czy są może jakieś inne sposoby zapobiegania powstawaniu cyst poowulacyjnych?
-jak długo będę czekać na powrót płodności i prawidłowe funkcjonowanie organizmu,pozwalające mi stosować z powodzeniem npr?
-jak poradzić sobie w takiej sytuacji i mimo wszystko prowadzić obserwacje? czego się spodziewać? jakie będą zaburzenia? a może każdy organizm reaguje inaczej?
-czy będę w 100% bezpłodna? boję się, że poczniemy dziecko, któremu fakt,że wzięłam zastrzyk, może zaszkodzić...
-jaki jest moralny aspekt tej sprawy?
Pomóżcie, proszę, bo czuję się kompletnie zagubiona i skołowana. Martwię się bardzo tym, co przeczytałam wcześniej o tym "specyfiku", (nie było tego dużo, bo wkroczył mój mąż i zakazał się martwić na zapas).Ale ja się po prostu boję!!!