kartofelka napisał(a):z resztą, czy można naprawić na takiej terapi cos, co kształtowało charakter i obraz życia? nawet jesli uświadamiam sobie pewne sprawy..podejżewam że reaguje na cos "tak" - bo to ma zwiazek z "czyms"...to i tak nic z "tym" nie moge zrobić..a przynajmniej niewiele....
i pozostaje bezradność... i smutek, też taki na Boga...że jestem podwójni gorsza, bo nie dosyć że brak normalności wtedy to i teraz....bo innym daje spotykac tego kogos a mnie skazal na samotnosc
Kartofelko, czytam twoje posty i czytam wydaje mi się, że Pan Bóg bardzo dobrze wie, co robi i prowadzi Cię swoją drogą. On chce, żebyś przede wszystkim zaufała Jemu, nie obrażała się na Niego, nie miała żalu - tylko żebyś Mu ufała, że Cię kocha i chce Twojego dobra. Bo cały czas wyglada na to, że nie możesz się zdecydować, czy jesteś tak do końca wierząca, czy nie, czy wierzysz w Boga i BOGU, czy tylko trochę, czy zupełnie nie. Czy chcesz przestrzegac Jego przykazań, czy nie, czy tylko czasami. Moim zdaniem najpierw powinnaś uporządkować sprawy z Panem Bogiem, potem z Twoją przeszłością, rodziną, bo mam wrażenie, że chcesz, aby mąż w pewnym sensie zastąpił Ci Twojego Ojca, a to nie jest dobry punkt wyjścia do zawierania małżeństwa. Mąż też może miec swoje zraniania i będzie potrzebował Twojego wsparcia. Trzeba zostawić swoją przeszłość za sobą, wybaczyć swoim rodzicom - w końcu wiele osób ma trudne dzieciństwo i wcale nie są one przkreślone, takie zdarzenia z przeszłości mogą być źródłem siły - nie wolno tylko wszystkiego rozpamiętywać i chować w sobie żalu. I wyciągnij wnioski z tej przygody z żonatym mężczyzną - chyba wiesz już, że szukasz kogoś odpowiedzialnego i na całe zycie (swoją droga ktos juz tu powiedział o nim w mocnych słowach - jak najgorzej świadczy o nim to, że rozpoczął współzycie z niedoświadczoną dziewczyną wiedząc, że to tylko chwilowy związek). I dopiero takie uporządkowanie spraw będzie dowodem Twojej dojrzałości i dobrym punktem wyjścia do rozpoczęcia nowego życia.
I jeszcze coś Ci napiszę - wyczuwam u Ciebie strach przed tym, że być może Bóg zaplanował dla Ciebie samotność. Otóż ja też kiedyś bałam się tego (podejrzewałam to?) i prosiłam Go - tylko nie ta droga, ja chcę żyć w małżeństwie. I wyobraź sobie, że moje małżeństwo jest tak trudne, czasem nawet dramatyczne, że wielokrotnie myslałam, że lepiej było byc samotną albo w zakonie. Wiesz dobrze, ż małżeństwa bywają różne i trzeba wykonać ogromną pracę, aby sie "dotrzeć", a mam wrażenie że Ty myślisz w ten sposób, że małżeństwo rozwiąże wszystkie twoje problemy. Tak nie jest - musisz je najpierw rozwiązać sama.
Sorry za taki ton mojej wypowiedzi, mozesz się oczywiście nie zgodzić z moją interpretacją, ale ja to tak widzę i widzę, jak się miotasz.
Obiecuję modlitwę za Ciebie, tak jak to zaproponowała chyba Kinia <><
I mam nadzieję, że jednak będziesz miała dobrego męża, tak jak tego pragniesz.