przez flamma » 6 maja 2012, o 13:42
Krycha, w Twoim poście padają mocne słowa, ale prawdę mówiąc... nie dziwię Ci się. Pozwoliłam sobie przejrzeć Twoje poprzednie posty, ogarnęłam wzrokiem jedynie część z nich, bo jesteś tu aktywna od 5 lat, i pomyślałam sobie, jak Ty koszmarnie jesteś przeciążona życiem! Tak, tak - każdy ma problemy, obowiązki, ludzie różnie sobie z nimi radzą, ale JEDEN człowiek nie może latami wykonywać pracy ZA DWOJE. Nie możesz jednocześnie być matką, gospodynią domową i jedynym żywicielem rodziny, kiedy obok Ciebie jest dorosły mężczyzna, który powinien ponieść dokładnie połowę tych obowiązków. Myślę w tej chwili o mojej mamie, która męczyła się przez długie lata z moim ojcem (kompletnym nierobem, a przy tym niezrównoważonym i agresywnym tyranem), była dla mnie i siostry jednocześnie matką i ojcem, jedynym oparciem, przy czym sama nigdy takiego oparciu w nikim nie miała. To za wiele jak na jedną osobę, zdaję sobie sprawę z tego ile energii, siły, samozaparcia trzeba włożyć, żeby utrzymać cały rodzinny bajzel we względnym porządku. To długa historia z ogromną walką mamy w tle, jej kłopotami ze zdrowiem (przeżyła trudną batalię z nowotworem złośliwym nosząc pod sercem moją siostrę - brak leczenia podczas ciąży groził śmiercią mamy), a i tak nie uzyskała w ojcu żadnego oparcia. W końcu, po 25 latach małżeństwa, mama znalazła w sobie dość siły, by przerwać ten chory stan rzeczy.
A co na to kościół? Podczas spowiedzi u wielu różnych spowiedników uzyskała zrozumienie i po upewnieniu się, że zrobiła wszystko, by wreszcie rodzina wjechała na właściwe tory, także rady, że zdrowiej dla niej będzie odejść (tym bardziej, że ja i siostra jesteśmy już dorosłe). Oczywiście "rozwód kościelny" nie istnieje i po rozpadzie rodziny wciąż będzie jego żoną, ale odejście jest tu jedyną opcją. Sama rozmawiałam ze spowiednikiem o naszej sytuacji, od niego też uzyskałam wsparcie i dla niego to też mądra decyzja, jeśli wszystko inne zawiodło. W swojej agresji mój ojciec nie oszczędzał też mnie i siostry, młodszą niejednokrotnie uderzył, sprawa miała nawet finał w sądzie, a ja na 10 dni przed swoim ślubem otrzymałam "błogosławieństwo" ojca, w którym przeklął (tak, użył sformułowania "przeklinam twój związek z <imię męża>") moją nową drogę życia i życzył mi, abym nigdy nie była szczęśliwa - tylko dlatego, że stanęłam po stronie uciskanej mamy i siostry. Miło, prawda? Myślę, że istnieją trudne, wyjątkowo trudne sytuacje, w których rozstanie jest jedyną opcją, i nawet jeśli bronimy świętości rodziny, małżeństwa, to po prostu mądrze i rozsądnie jest się rozejść - podjąć decyzję taką zwykłą, ludzką, bez religijnej ideologii.
Krycha, mimo wszystko trzymam za Was kciuki, bo wydajesz się być pełną życia kobietą, która wie, czego chce, ale nie pozwól, by twój pęd życiowy został zaprzepaszczony. Trzymaj się dzielnie i walcz, póki starczy sił, ale moim zdaniem nie można męczyć się całe życie.