Ginna. mój mąż jutro idzie pierwsz dzień do nowej pracy
niewiadomo czy się sprawdzi i jak się zaklimatyzuje, ale na ten moment jesteśmy bardzo szczęśliwi. dziś był na rozmowie kwalifikacyjnej. jego szefem jest mężczyzna około 50 roku życia. wypytał się o wszystko, o miejsce zamieszkania, ile dziecko ma lat. i o to skoro żona nie pracuje i pan tez nie (co prawda dopiero 10 dni bez pracy, ale zawsze) to z czego my żyjemy? był pierwszym pracodwwcą który o to zapytał. wcześniej nikt się nie interesował. mąż odpowiedział, że z oszczędności.
wogóle nie wiedzieliśmy, że taki zakład jest w naszym mieście (choć wydawało mi się, że po 6 latach mieszkania w nim znam je bardzo dobrze). w 30.01, wieczorem tóż przed położeniem się spać, a po stwierdzeniu, że pralka nam wysiadła wczasie prania (jutro przychodzą ją naprawiać pogwarancyjnie
) mąż jeszcze w internecie zerknął na ogłoszenia, które śledził będąc poszukującym pracy. i akurat było tego dnia dodane spisał sobie numer. 31 rano poszedł do urzędu pracy zająć sobie numerek - miał się rejestrować na zasiłek. wrócił i zadzwonił kazali przyjść i złożyć cv.
zapytał mnie o radę czy iść w kolejkę czy zanieść to cv. ja mu na to, żeby zaniósł, bo na kuroniówę to zawsze jeszcze zdąży.
długo mi nie wracał więć myślałam, że już tam w tym pośredniaku czeka no swą kolej. w południe wyszłam z dzieckiem i akurat się spotkaliśmy, u nich tam trzeba było te cv przepisać na ich druki i jeszcze ankiete wypełnić (co najbardzej cenisz w pracodawcy mąż napisał, że uczciwość, bo nic innego nie przyszło mu do głowy i tym podobne) na dodatek spotkał kobietę z ktorą znał się bardzo dobrze, gdyż pracowali razem w tym zakładzie co zlikwidowany został. nie wiem czy to akurat jej sprawka, bo telefon mężowi zadzwonił tego samego dnia po południu i zaprosili na rozmowę oi od razu do pracy. na kuroniówę nie dotarł 31 bo ja tak pomyślałam, że może jeszcze się wstrzymać i porozglądać za tą robotą. takie to nasze (nie)zwykłe życie
napiszę jak to się poukładało dalej