A ja niestety rozumiem strach przed ciążą
, pomijając okresy po porodowe, wcześniej moje wykresy były bardziej czytelne, a teraz (po II porodzie) jestem w drugim cyklu, i znów mam problem, bo temperatura wzrasta, ale czasem pojawi się jakiś śluz typu glutek, który da się rozciągnąć, nie mam już typowo lepkiego śluzu, który ewidentnie wygląda na gorszej jakości.
Dodam, że 3 dziecka nie planujemy, bo już decydując się na drugiego malucha, wiedzieliśmy, że będzie ciężko, bo jesteśmy zdanie na siebie, zresztą ja już nie mam siły. A tu jeszcze długie czekanie na współżycie, bo ten cykl zapowiada się na wyjątkowo długi jak na mnie, bo do tej pory mój najdłuższy cykl to 39 dni, a dziś jest już 33 dzień i dopiero druga wyższa tempka, która de facto poziomu wyższego jeszcze nie osiągnęła, więc zobaczymy, ile przyjdzie czekać. Przez to wszystko uciekamy z mężem w pracę, a ja już mam dość życia jak brat i siostra.
Ps. Wcześniej tj. przed dziećmi też byłam zadowolona z npr, bo korzystaliśmy z I fazy, więc czekania na III było jakieś 2 tyg., co dało się przeżyć i nawet wydawało się fajne, ale teraz jak już mamy dwójkę maluchów, które często chorują, łatwo o zakłócenia, łatwo popełnić błąd, czego bardzo się boję.
Poza tym czuję się jak zakładnik termometru, jak Mały obudzi się nad ranem mam stresa, że to zakłóci pomiar, bo bardzo rzadko mam okazję spać 3 godz. ciurkiem przed pomiarem.
Choć i tak Mały śpi już lepiej niż wcześniej. Przykre to, ale cóż takie życie praktykującego katolika.
Dodam jeszcze, że wkurzają mnie niektóre teksty, jakie niestety często słyszę się w konfesjonale: zachowujcie spokój, to szybciej się sytuacja unormuje, dużo rozmawiajcie - my dużo rozmawiamy, ale jakoś zbliżenia nam to nie zastępuje.