przez majurka » 3 kwietnia 2010, o 09:10
Mam 2 dzieci i na więcej mnie nie stać.Czy jestem jako wierząca skazana na naturalne metody planowania rodziny, ktore jednak zawodzą.
Czy napawde antykoncepcja wg Boga, gdyby mógł przemowic swoim głosem, anie głosem księży(ktorzy nic nie wiedzą o organizmie kobiety, a decyduja o nim) powiedziałby, ze to złe.W koncu jest to racjonalne, nie stac mnie na wiecej dzieci, wiece bede brac antykoncepcje, zeby nie zapewnic im biedy.Czy jako katoliczka musze miec 10 dzieci i czy kazdy moj stosunek miłosny z mezem musi sie konczyc w konsekwencji porodem i kolejnym dzieckiem???Czy to normalne,zeby moj facet miał wyrzuty sumienia, ze musi tak kochac sie z własną żoną, żeby jej "nie wsadzic", a potem sie z tego spowiada, bo wiadomo, koscioł, nie nakazuje marnowania nasienia, a moj maz zdarze sie ze marnuje(o zgrozo,a w sumie co w tym złego?).
Przykro mi, mozecie mnie obrzucac kamieniami, ale na jego miejscu nie miałąbym wyrzutow sumienia, ale to koscioł w nim te wyrzuty wzbudził i jego wychowanie.Nie uwazam, ze to złe, ani dobre, tylko, uwazam, ze to dziwne, zeby dorosły człowiek musiał sie wstydzic, ze chce tulic wlasna żonę, czasem mocno , ja nie rozumiem, jak mozna potem isc i opowiadac to ksiedzu w konfesjonale.Pod tym wzgledem meza nierozumiem.Zaaraz napiszecie, ze sie nie dobralismy i ze nie zasługuje na niego, ja grzesznica.Jednak my się kochamy i lubimy od lat.Roznimy tylko nieco pogladami .
Ja sie zastanawiam, co takiego złego koscioł widzi w antykoncepcji, ktora rozwiazałaby problem(tak wiem, ze szkodzi, ale palenie papierosow tez szkodliwe, a tylu z was z nas pali)???wytlumaczcie mi to!