Dzisiaj po obiedzie rozmawiałam z mężem o NPR
ciekawa byłam jego opinii, co czuł na początku samym gdy prosiłam go żebysmy stosowali NPR i gdy się na to zgodził. Mąż mój jest rozmowny i szczery wiec rozmowa była interesujaca
jak się domyślałam wczesniej, zgodził się na NPR tylko dlatego, zeby "nie ranić moich uczuć" ... przyznał że trochę trudno mu było w płodnym okresie (chociaż starałam się żebysmy korzystali maksymalnie z niepłodnych dni - nie było to trudne bo wcześniej się nauczyłam wszystkiego co powinnam wiedzieć o tej metodzie poza tym byliśmy otwarci na ewentualne niezaplanowane poczęcie). Powiedział jednak że sie szybko przyzwyczaił i zainteresował tym co robię i rysuję
a w zaakceptowaniu faktu ze trzeba się wyrzec i powstrzymywać od współżycia ileś tam dni w cyklu pomogło mu to, że wcześniej postanowił sobie wstrzemięźliwość seksualną do ślubu. powidział teraz, że skoro wytrzymał tyle czasu bez seksu az do ślubu (a nie był młodziutki gdy szliśmy do ołtarza
) to co to jest te kilka dni w cyklu...
i to, że potrafił to znieść do czasu rozpoczęcia naszych starań o Dziecko, na pewno procentuje teraz, gdy jestem w ciąży i mamy od lekarza zakaz współżycia i przed nami perspektywa wstrzemięźliwości jeszcze jakieś 4-5 miesiecy
Po tym wszystkim co usłyszałam dzisiaj, wzrosło jeszcze bardziej moje zaufanie do męża. Jeśli bardzo przystojny facet, wcale nie aż taki religijny, w kawalerce postanawia sobie że nie będzie współżył aż do ślubu (w koncu zakazy kościoła aż tak go nie obchodziły więc skąd mu sie to wzięło??
), i który po ślubie zgadza się na NPR mimo wyrzeczen jakie musi ponieść jako młody mąż, będzie mógł wytrzymac bez seksu w takim szczególnym czasie w jakim teraz jesteśmy (nawet jeśli to jest kilka miesięcy) i mnie nie zdradzi.
p.s. nie mieszkam na wsi ale też nie w wielkim mieście; panie od NPR przy kościołach są starszymi osobami, które nauczyły się kilka lat temu pewnych schematów i cały czas się tego trzymają nie będąc na bieżąco. Gdy chodziłam na kurs przedmałżeński, zaproszono jedną z nich -rozwódkę. Mówiła o NPR w tak zawile i niezrozumiale że gdybym wcześniej nie słyszała o tym, nie zrozumiałabym ani słowa! Przy tym jej "kazanie" było takie długie i mówione takim tonem, jak gdyby NPR był nie wiadomo jakim cieżkim krzyżem i utrapieniem. Pary wychodziły zanim skonczyła. I jak ktoś kto ma się do tego przekonać, zrobi to po takim wstępie?? Sama bym sie zniechęciła. Moim zdaniem brakuje "nowoczesnych" nauczycieli NPR, którzy nie tylko przy kościołach by o tym uczyli, ale też takich którzy poszliby do szkoł i przedstawiali NPR młodym ludziom. jestem nauczycielką, wychowawczynią klasy 2 LO, i raz nie mając pomysłu na lekcję wych., zrobiłam im "wykładzik" nt NPR. Wszyscy siedzieli z oczami jak szklanki, nikt się słowem nie odezwał całą lekcję, a potem jak prosiłam o pytania na kartkach, dostałam ich całe mnóstwo!! Oni naprawdę byli zainteresowani!!!