Witam
Zaczynam tak, ponieważ to pierwszy mój post na tym forum
Duzo czasu spędzam na innym forum i tam sie też udzielam, ale zdarza mi sie czasem poczytać posty na forach na których nie jestem zarejestrowana
tak było też tutaj i choć wcale nie miałam takiego zamiaru to po przeczytaniu postu agaty, zdecydowałam się zarejestrować (a miałam obiad gotować, ech
)
w kwestii wprowadzenia, wiek widać z nicka (imie tez
), jestem mężatką 1,5 roku, czekaliśmy z seksem do slubu, stosujemy npr, na razie w celu odłożenia poczęcia i jak na razie - działa
poza tym razem z mężem, pomagamy od niedawna w prowadzeniu kursów przedmałżeńskich
nie piszę tego po to, żeby sie chwalić czy nie wiem co tam jeszcze tylko po prostu zeby moja odpowiedz była bardziej zrozumiała i wiarygodna (oczywiscie wiadomo, że moge ściemniać, no ale taka uroda internetu, nikt nie musi mi wierzyć
)
Ok, wracam do tematu
Cudu tutaj nie wymyslę, ale chciałabym zwrócić uwagę na pewne rzeczy, które bardzo rzuciły mi się w oczy
po pierwsze - wizyta u psychologa i rady jakie zostały dane
aż szkoda komentować, standardowy sposób na pozbycie się choroby przez uśmiercenie pacjenta - przynajmniej tyle dobrze, ze nie zostały wziete pod uwagę
po drugie i jak dla mnie bardzo ważne
już pomijając fakt współzycia prze slubem, bardzo niepokojącym zjawiskiem było to, że rola mężczyzny sprowadzała się tylko i wyłącznie do przyjęcia od kobiety wiadomości czy "mozna"
czyli cała odpowiedzialnosc została zepchnięta na kobietę
jeden z gorszych błedów przy stosowaniu npru
we wszystkich rozsądnych publikacjach na temat npru jest zawsze napisane, że zeby to miało sens (zostawie teraz rozwazanie co znaczy ze npr ma sens bo to inny temat) to obie strony muszą byc zaangazowane i odpowiedzialne, najlepiej gdy razem interpretują wykresy i wspólnie decydują "kiedy można" (tutaj bardzo upraszczam)
na moim przykładzie - mój udział sprowadza się do zmierzenia temperatury termometrem, który poda mi mąż oraz do obserwacji sluzu i zapisu wyników tych obserwacji
to mąż robi wykresy, podaje mi termometr, zapisuje wynik pomiaru, interpretuje wykres
oboje przeczytaliśmy książke Kippley'ów, ale to on "rozwiazywał" przykładowe wykresy a także rzeczywiste moje prześlubne
co nie oznacza oczywiscie ze ja nie wiem o co w tym chodzi, ale decyzję o podjęciu bądź odłożeniu współżycia podejmujemy
wspólnie, mając również pełną świadomość tego i godząc się z tym, że jak podejmuje się współżycie to
nigdy nie ma 100% pewności, że dziecka nie bedzie (pomijając sterylizacje oczywiście)
w sytuacji, którą opisała agata, wiadomo - sama nie jestem w stanie poradzić, ale odsyłałabym przede wszystkim do
dobrej poradni rodzinnej, gdzie może być potrzebna pomoc nie jednej osoby, ale kilku - ksiedza, seksuologa, psychologa, osoby swieckiej, która sie tym zajmuje... nie wiem, moze wszystkich po kolei
a takie miejsca i tacy ludzi, naprawde są - tylko trzeba poszukać
ja znam takie miejsce przynajmniej jedno w moim mieście
MAKG napisał(a):agata78 napisał(a):Myślę, że mężowi jest w tej chwili dobrze i jak sam to mówi- ma inne rzeczy na głowie niż sex.
Wiem jak jest ciężko leżeć na kanapie z narzeczonym (czekamy do ślubu ze współżyciem - jeszcze caaałeee 2 miesiące), w ubraniu i kiedy wiadomo, że nie możemy, że nie wolno, że to jeszcze nie teraz, itd. Nie wyobrażam sobie, żeby leżąc obok ukochanej osoby, która na dodatek jest prawowitym małżonkiem, nie mieć ochoty na seks i mieć "inne rzeczy na głowie"
MAKG przed ślubem myślałam dokładnie tak samo! naprawde
byłam swiecie przekonana, ze bedziemy wykorzystywac wszystkie dni niepłodne i zawsze bedziemy mieli ochote na seks
a po slubie - zonk
jednak moc tego "zakazanego owocu" jest wielka, gdy przestał byc zakazany, zycie zweryfikowało moje poglądy
po prostu okazało sie, ze jest inaczej, co wcale nie znaczy, ze gorzej, po prostu - inaczej
także można "nie mieć ochoty na seks" ale oczywiście omawiana w tym temacie sytuacja jest zupełnie inna
skoro autorka odwołuje się do wiary i pojęcia grzechu, to zaznacze jeszcze, ze w rachunku sumienia jak byk pisze, że "grzechem jest odmawiać bez powodu pożycia małżeńskiego"
co nie znaczy jednak, ze należy stosować antykoncepcje,
metoda "mniejszego zła" tu nie zadziała
nie chodzi o to, ze "lepiej robic taki grzech niż taki"
lepiej nie robic żadnego grzechu
i dlatego jeszcze raz zachęcam do rozmowy, po pierwsze - z mężem, po drugie - z mądrą i doswiadczoną w takich kwestiach osobą, najlepiej razem z meżem, a jeśli nie da sie od razu to na początek nawet samej
no i nie oczekiwać od razu cudów
przypuszczam, że przed Wami długi i trudny proces naprawy tego, co zostało zniszczone
skoro sytuacja trwa juz trzy lata, to nie liczyłabym na krócej
"dziety cud" nie polecam - jak wiadomo wywołuje efekt "jo-jo"
za długi post przepraszać nie bede - w końcu każdy może wybrać, czy go czyatć, czy nie, prawda?
natomiast przepraszam, za tak oficjalny ton, ale to dlatego, ze jestem tu "obca"
normalnie taka nie jestem
pozdrawiam i zyczę dużo siły i rozwiązania problemu