Niestety za dobrze to nie pamiętam, ale chyba około roku własnie. Tyle tylko, że ja jej nie uczyłam. Ona brała łyżkę i usiłowała jeść (innej opcji nie było - albo sama albo w ogóle), najpierw pomagała sobie palcami, potem coraz mniej.
To się zbiegło, może nie przypadkiem, z tym, że nie smakowały jej rozdrobnione zupki i zaczęłam jej dawać takie "w kawałkach". I własnie walczyła uparcie, żeby wyłowić kawałek ziemniaczka łyżką (rozchlapując zresztą strasznie naokoło), jak jej za długo nie wychodziło to brała ziemniak ręką, nakładała na łyżeczkę i usiłowała, często bezskutecznie, donieść go do buzi.
Brrrrrrrr, jeszcze mnie dreszcz przechodzi, jak sobie przypomnę jaką fontannę robi taki ziemniak spadający z wysokości do talerza
, no i ile trwa takie jedzenie, zanim cokolwiek wyląduje w brzuszku