Rozalka napisał(a):Najdziwniejsze jest to, że nie chodzi tutaj w ogóle o brak fizycznej przyjemności, bo taką niejednokrotnie odczuwam. Paradoksalnie jednak im przyjemniejszy fizycznie jest seks, tym gorzej się po nim czuję i tym większą niechęcią się napełniam, a jego wspominanie wywołuje u mnie poczucie niezadowolenia i wręcz wstydu.
Wg mnie sprawa jest prosta i jednocześnie trudna. Prosta, bo łatwo zdiagnozować - masz uprzedzenia do seksu albo jeszcze z dzieciństwa (temat brudny, tabu, może b. wierząca matka, która przed nim "chroniła") albo z czasów późniejszych - jako b. wierząca osoba, sprzeciwiając się kulturze masowej i wszechpanującym grzechom w dziedzinie seksu, mogłaś mimowolnie obrzydzić sobie wszelki seks, także małżeński. Stąd to poczucie winy i wstyd z przyjemności. Podejrzewam, że to może być częsta przypadłość bardzo wierzących, gorliwych dziewczyn.
Trudna część tej sprawy - niełatwo z czymś takim walczyć. Nie wystarczy chyba powtarzać sobie sto razy dziennie "seks jest dobry". Na początek warto chyba przeczytać stronę o seksie małżeńskim: http://www.szansaspotkania.pl/ i zaaplikować sobie wspólnie z mężem jakieś rekolekcje o mistyce małżeństwa. Jeśli to nie pomoże, zostaje psycholog, najlepiej katolicki. Może też spróbujesz zawrzeć w internecie znajomość z wierzącymi kobietami, które autentycznie czerpią radość z seksu i ich świadectwo pomoże Ci inaczej spojrzeć na tę sferę życia.