przez Perełka » 15 czerwca 2008, o 01:58
Dwa tygodnie temu przyjęłam oświadczyny mojego Słonka:) Bardzo się z tego cieszę, ale niestety moją radość przyćmiewają kwestie finansowe:( Wstępną datę ślubu ustaliliśmy ze sobą na wrzesień 2009. Potem powiedzieliśmy o tym moim rodzicom i jego mamie. Moi rodzice byli zaskoczeni, ale zadowoleni i termin ślubu uznali za odpowiedni. Natomiast moja przyszła teściowa (teścia mieć nie będę) też się bardzo ucieszyła samym faktem zaręczyn, ale zasugerowała delikatnie, żeby ślub zrobić "trochę" później. Powiedziałam, że to są na razie tylko wstępne ustalenia i jeszcze można to zmienić i na tym rozmowa się skończyła. Po wizycie u jego mamy rozmawialiśmy o tym ze sobą i zgodziłam się, żeby przesunąć ślub o pół roku. Mój Miś pojechał wczoraj na weekend do mamy i niestety pokłócili się na dzień dobry - oczywiście o datę ślubu, choć później pogodzili (za moją namową). Rezultatem tej drugiej spokojnej rozmowy była propozycja na wrzesień ale 2010. Dla mnie jet to coś niewyobrażalnego - narzeczeństwo ponad 2 lata. Ja naprawdę rozumiem, że u nich jest problem z finansami. Ja mogę liczyć na pomoc rodziców w kwestii wesela, a mój Ukochany będzie musiał sam odłożyć. Ale przecież można zrobić wesele trochę skromniejsze, zresztą z jego strony ma być tylko ok 20 osób, z mojej strony prawie 3 razy więcej, więc nie trzeba kosztów dzielić na pół. Oboje wkrótce kończymy studia. W moim zawodzie nie będę miała większych problemów ze znalezieniem pracy (choć może nie będzie to akurat to, co sobie wymarzyłam). Mój narzeczony znalazł ostatnio ciekawą i dobrze płtną pracę i myślę, że z tych zarobków mógłby odłożyć wcześniej kasę na wesele.
Ja Go kocham, chcę z nim być, staram się być wyrozumiała i nie zamierzam go zbytnio naciskać. Już mu powiedziałam, że jak będzie trzeba to poczekamy. Tylko nie chcę, by to odkładać przesadnie długo...
I trochę mi smutno, że tak długo muszę czekać na to wspólne życie, budzenie się i zasypianie razem, gotowanie mu obiadów (to nie to samo co chłopakowi czy nawet narzeczonemu), dzieci... A już wytrwanie w czystości ponad dwa lat wydaje mi się baaardzo trudne...