Już w innym temacie wspomniałam, że w moim przypadku pomocnicy więcej zaszkodzili niż pomogli. Teściowa wpadła kiedyś (mieszkaliśmy z nimi, ale oni pojechali na wakacje) i kazała mi wstawać i robić obiad (dla mnie i męża) - to było przed porodem. Po porodzie kazała mi coś robić, kiedy dziecko spało i ja też chciałam się wyspać. Nie protestowałam, bo to nie był mój dom. Nie potrzebowaliśmy niczyjej pomocy, wręcz przeciwnie.
To jest trudny czas, jest zmęczenie, ale jak jest spokój, jak robi się wszystko we własnym tempie to nie ma problemu.
Teraz nawet nie wiem, co będzie jak zacznie się poród a ja sama będę z 5 letnim synkiem, bo mąż np. w pracy. Ponieważ jest to ciąża ryzyka, to do szpitala muszę jechać. Chyba wezmą syna do karetki, nie? No bo jest inne wyjście? Rodzina 2 tys km stąd. Ale mnie to nie zraża.
Aczkolwiek będzie problem z organizacją, transportem dziecka starszego do szkoły, męża do pracy itp. Ale jest takie powiedzenie: co mnie nie zabije to mnie wzmocni.