Augusto - pocieszaj i wysłuchuj (kobiety tego potzrebują!). nie da się nic wiecej zrobić.
a zakochanym chyba przyda się porządna awantura - muszą sobie sporo wyjaśnić.
pociesz koleżankę, że mężczyznom (i nie tylko, mi na przykład też
) ciężko przychodzi mówienie o ważnych sprawach, co nie znaczy, że są dla niech nie ważne. ale to z kolei nie znaczy, że nie mogą i nie powinni się uczyć.
i niech nie przemilcza czegoś tylko po to, żeby go nie zranić. to jest prawdopodobnie to, co najbardziej boli ją, a jego - niekoniecznie.
nie jest możliwy związek bez szacunku. świadomość konieczności opieki, jednostronnej opieki, nad drugą stroną odbiera jej szacunek.
zresztą - co tu pisać. sami się muszą dogadać. koleżanka potrzebuje mówić do kogoś, Ty też... więc dobrze, ze jest forum. ale konkretne rozwiązania znajdą się dopiero w praktyce.
...oni to inaczej przeżywają i często kobieta musi pomóc im pogłębiać te relacje, bo ona ze swej wrażliwej natury ma łatwiejszy kontakt z Bogiem...
to by dyskwalifikowało wszystkie zakony męskie... swoją drogą to jeśli chodzi o literaturę dotyczącą wiary to jest tylko o kobietach i kapłanach. nie ma wypracowanej męskiej religijności. i my-kobiety jej nie wypracujemy. jest to inna wrażliwość... i wszelka pomoc w tej dziedzinie jest zagrożona mimowolnym wciąganiem mężczyzny w kobiecy sposób przeżywania religii. widziałam na spotkaniach religinych sceptycznych mężów rozentuzjazmowanych żon. ale kiedy nie wymagano od nich zachwytu Małą Drogą Tereski z Lisieux wypowiadali się wyjątkowo trzeźwo i rozsądnie. mówili zupełnie innym językiem.
przydałyby się jakieś męskie grupy religijne. kobiety łączą sie samoczynnie, jakoś tak utarło się, że sa kółka różańcowe itd, jeśli mężczyzna też chce pogłębiać swoją wiarę to też przyjdzie na te spotkania, ale nie dlatego, że mu naprawdę odpowiadają, ale dlatego, że innych nie ma.
(jeśli pisze głupio, to przepraszam, jest już późno)