przez milgosia » 5 lutego 2008, o 11:04
Szpaczku, prezerwatywy to nie jest pomysł człowieka XX wieku, były już znane w starożytności. Wytwarzne były głównie z jelit zwierzęcych, z rozmaitych błon już przez Egipcjan ok 1300 r p.n.e. Kauczuk, lateks zmieniły tylko jakość wykonania, środek pozostał ten sam. Podobnie jak kapturki, pianki, żele (kiedyś używano tamponów nasączonych octem, kwasem borowym, roztworem soli).
Skoro od dwóch tysięcy lat KK nie zmienił swojego zdania na temat prezerwatyw, to nie ma co się łudzić i czekać, że to się zmieni.
W dużym skrócie - prezerwatywa jako środek antykoncepcyjny godzi - według KK - w dwie zasadnicze kwesie:
1. Prawdziwą jedność aktu małżeńskiego
Po prostu "wchodzi" pomiędzy małżonków, wprowadza element zafałszowania poprzez stawianie wyraźnej bariery fizycznej do aktu, który ma wyrażać najgłębsze zjednoczenie małżonków, fizyczne, psychiczne i duchowe, wolne od wszelkich barier, tak głębokie, że... że ten akt miłości ludzkiej jest odblaskiem najgłębszego miłosnego dialogu, jaki panuje między Osobami Trójcy Świętej, gdzie wszystkie Trzy Osoby przenikają się w miłości tak bardzo, że stają się JEDNYM CIAŁEM (skąd my to znamy...), choć zarazem pozostają trzema Osobami... I tam nie ma miejsca na bariery, na żadne "zabezpiecznia"...
Może to rzecz jasna wydawać się śmieszne dla osób, które bardzo prozaicznie i przyziemnie patrzą na seks, jako na czynność na równi z jedzeniem i piciem i spaniem, że KK "coś tam sobie wymyśla", "dorabia teorię, ideologię" i.t.d.
No ale to już jest inna sprawa, kwestia indywidualnego podejścia i tego, że albo żyjemy, staramy się patrzeć na swoje życie przez pryzmat wiary, uczymy się dostrzegać to, że nasza prozaiczna rzeczywistość ma też wymiar duchowy (bo przecież o to chodzi w gruncie rzeczy KK), albo ... wiara sobie, a życie sobie...
I nawet gdyby - jakimś cudem - KK uznał inne argumenty za prezerwatywami, to ten jeden argument - jedności na wzór najgłębszej Komunii Trójcy Świętej zawsze pozostanie nie do ruszenia. I dlatego nie sądzę, żeby został wydany przez Papieża jakiś dokument, który generalnie dopuszcza , "legalizuje" używanie prezerwatywy jako coś dobrego. A dopuszczenie prezerwatywy, nawet w sytuacjach szczególnych, skrajnych, jest zawsze mniejszym złem, choć - właśnie ze względu na szczególny charakter tej sytuacji, odpowiedzialność moralna może być zredukowana do minimum.
A które sytuacje są naprawdę szczególne, wyjątkowe, a które są trudnościami przejściowymi, kiedy używanie prezerwatywy jest upadkiem, słabością człowieka, którego żałuje i którego stara się unikać jak może, jak każdego grzechu, a kiedy zamierzone i w pełni świadome z założeniem "i tak mnie jutro rozgrzeszą, zawsze mogę powiedzieć, że mi ciężko"...
- to już nie mnie oceniać tylko Bogu i spowiednikowi.
Ale jedno jest pewne - droga jest zawsze taka, że po ustaniu tych sytuacji szczególnych i tak kierunek jest jeden - ku metodom naturalnym.
2. Prezerwatywa działa antykoncepcyjnie w sposób niezgodny z naturą
I w tym się różni od NPR, które wykorzysują okresową niepłodność kobiety, a wg KK ta okresowa niepłodność jest - jako dana przez prawo naturalne - zgodna z zamysłem Boga. Dlatego współżycie w fazie niepłodnej samo w sobie jako działanie, nie ma jeszcze charakteru antykoncepcyjnego. Oczywiście, na całościową moralną ocenę tego działania wpływa jeszcze postawa człowieka, jego myślenie, jego motywacja, która antykoncepcyjna może być jak najbardziej, nawet pomimo stosowania NPR.
A przy okazji, bo pisałam o tym jedzeniu, piciu i spaniu, może to dygresja, ale tak mi przyszło do głowy i myślę, że wpisuje się w szerszy kontekst patrzenia na współżycie jako na prozaiczną czynność, która ma wymiar duchowy.
Jest trochę takich "prozaicznych" czynności, które Bóg wyniósł do rangi tzw. "wielkich rzeczy", w których chce być z człowiekiem w sposób szczególny. Seks, no i to właśnie - z pozoru zwyczajne - jedzenie i picie. Przecież ... Eucharystia to jest po prostu biesiadowanie z Chrystusem, uczta, w której On sam daje się nam pod postacią Chleba i Wina. Co prawda jest to Uczta szczególna, ale w jakiś sposób te nasze zwyczajne codzienne posiłki są jej maleńkim odblaskiem... I w jakiś sposób zaznacza to ten stary zwyczaj modlenia się przed posiłkiem, znaku krzyża, dziękowania za to, ze mamy co jeść, nie marnowania "ani jednej kromki", te wszystkie norwidowskie "do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie (...)" itd.
Jasne, na co dzień to pewnie niewiele osób o tym pamięta, ale przynajmniej wszystkie nasze ważne i wielkie Święta: Boże Narodzenie, Wigilia, Wielkanoc - zawsze świętujemy przy posiłku i z modlitwą, łamaniem chleba, dzieleniem się jajkiem... o którym mówimy, że jest symbolem życia i tak dalej, i tak dalej...
I to zgadza się z tą ogólną zasadą, że Bóg lubi prostotę, lubi wchodzić w rzeczy proste i z pozoru zwyczajne. I że dzięki temu wiele z nich, a seks w sposób szczególny, ma wymiar duchowy. Którego KK nigdy nie pominie, bo ... zadaniem Kościoła jest właśnie stać na straży tego wymiaru duchowego.
Ostatnio edytowano 5 lutego 2008, o 11:32 przez
milgosia, łącznie edytowano 2 razy