A ja uważam, że rozstania są pożyteczne, co nie znaczy, że łatwe.
Po pierwsze, jest to inwestycja najczęściej - kiedy się jedzie na stypendium czy praktyki na studiach, lub do pracy na jakiś czas po studiach.
Po drugie, nie wyobrażam sobie, że naprawdę dojrzały związek może się rozpaść tylko z powodu niewidzenia się. Przeciez są inne formy kontaktu - nie jest tak, że przez te pół roku jest pustka między nami, dzieje się bardzo dużo, tylko na innej płaszczyźnie. Oczywiście jest tęskonota i liczenie dni do końca, ale i ile radości z powrotu...
Po trzecie - podróże niesamowicie poszerzają horyzonty i dlatego warto jest je podejmować, a przecież chcemy dla naszych połówek jak najlepiej.
Piszę to wszystko z własnego doświadzcenia - mój mąż spędził końcówkę studiow za granicą, ja niestety nie miałam takiej możliwości, choć bardzo chciałam.
Było to już w narzeczeństwie - ja, zostając, miałam też poczucie trochę innego życia, więcej czasu dla siebie, koleżanek, różnych innych znajomości, które odeszły w cień wcześniej - i to zaprocentowało, kiedy on wrócił.
Mąż obecny z kolei nawiązał masę przyjaźni na stypendium - i dzięki temu mamy masę znajomych za granicą, co też jest fajne i pożyteczne.
I na takie rzeczy jest czas własnie przed ślubem, po ślubie, hmm... mąż pracował kilka miesięcy w innym mieście - dla doświadczenia i dla pienieczdzy, których bardzo potrzebowaliśmy, ja akurat kończyłam studia, i wtedy to było ciężkie, ale też - nie jakiś straszny dramat, po prostu ciężikie, ale dzięki temu mogliśmy kupić mieszkanie, więc było warto się przemęczyć.
Zupełnie nie wyobrażam sobie za to rozstań, kiedy będą dzieci - to jest nieprzekraczalna granica, którą sobie postawiliśmy.
Uff..
Ale się rozpisałam, a chciałam napisać tylko, żebyś sie, Strzygo, nie martwiła - rozstanie na pewno zaprocentuje!
Trzymaj się. [/url]