Adalberto, naprawde potrzebne jest załamanie, żeby facetowi to uswiadomić??????? A może wystarczy jak ja się załamię? Bo do tego to już mi niewiele brakuje
Właśnie juz zaczynałam czekać na męża (bo mówił, że troche bedzie musiał zostac w pracy), kiedy zadzwonił, żeby o cos tam zapytac i przy okazji przypomnieć, że dzis "trochę" posiedzi, a jeśli zdąży przed północą to jeszcze pojedzie na pocztę i załatwi "te sprawy" z paszportem.......... Popłakałam się, jak tak dalej pójdzie to paszport (dla naszej córeczki) nie bedzie potrzebny, bo nie zdążą go wyrobic przed wyjazdem i ................ nie pojedziemy na wakacje (w urzędzie potrzebna jest obecność obojga rodziców, więc sama nie moge tego załatwić).
A wracając do sprawy.......... dwa tygodnie temu zapowiedział, że będzie miał ciężki tydzień, ok, tydzień każdemu może się zdarzyć (i powroty między 21 a 2 w nocy
) ale w piątek miał juz wrócić normalnie, a o ósmej zadzwonił rozbawiony, że szef chciał go wysłać do domu, bo nie będzie mógł mi spojrzeć w oczy(szef, nie mąż)! I moj kochany uznał to za świetny dowcip! Wsciekłam się i wygarnełam mu, a on na to, że ja nie rozumiem, bo on musiał skończyc to, co zaczął, bo by to wisiało nad nim! A w zeszłym tygodniu ani w tym już nie zapowiadał ciężkiego tygodnia........
Nie pierwszy raz zdarza mu się taki "ciąg"........ W poprzedniej pracy też szef go wysyłał do domu i mi się tłumaczył (znałam go przez wspólnych znajomych), firma splajtowała i po problemie. W obecnej pracy (rok i 3 m-ce) raz juz mu się to zdarzyło, ale na właściwą drogę nakierowali go koledzy. Właściwie nie powidzieli mu nic innego niz ja mu mówię, ale najwyraźniej są dla niego większym autorytetem niż ja
Ale teraz mąż ma jakiś międzywydziałowy projekt, w którym jego rozsądni koledzy nie biorą udziału.
I co z takim robić? Juz nawet rozmawiać mi się o tym nie chce, zresztą niby kiedy? Nie mówiąc juz o tym, że nie chce mi się sprzątać, malować, gotować itd, no bo po co? Tak poza tym to jest kochany, buziaki, zapewnienia o miłości itp., jak tylko może to bawi się z córeczką, ale ja i tak mam dosyc. Zaczynam się robic zazdrosna o takie drobiazgi np., że taki jest zmęczony, juz prawie śpi i nie ma siły ze mną porozmawiać, a tu dzwoni kolega i prosi, żeby "puscił konfig" czy coś w tym rodzaju to radośnie, z rześkim głosem, zrywa się i włącza komputer zapewniając kolegę, że to żaden problem. I jak mu mówię, że jak on ma dyżur to nie wydzwania w nocy po kolegach, tylko jak nie może czegoś zrobic z domu to jedzie do pracy i że po to w końcu są dyzury, żeby chociaz niektórzy mogli odpocząć, to stwierdza, że ja nic nie rozumiem, że dlaczego ma nie pomóc itd. No i jestem zazdrosna..........., jak mu mówię co czuję, to mówi, że tak tak, on tez juz ma dosyc, ale musi...........aaaaaa, zapomniałam jeszcze napisac, że przynosi prace do domu
, bo w pracy nie ma czsu na takie głupoty jak np. raporty dla szefa................
No i w końcu mam ochote na wilkie dąsy, chociaz wiem, że to tylko pogorszy sprawę i niemal chciałabym, żebyśmy nie zdązyli tego paszportu wyrobić, bo wtedy może by cos do niego dotarło!!!!!!!!!!
No ale się rozpisałam, nie wiem, czy ktoś to da radę przeczytać, ale przynajmniej łzy mi obeschły przy tym pisaniu............