przez klara bemol » 26 czerwca 2006, o 09:16
Ja wiem jedno - mąż (narzeczony) musi stawiac na pierwszym miejscu żone (narzeczoną). Jeśli taka sytuacja nie istnieje i wszelkie próby tłumaczenia, pokazywania, dawania szans nie dają efektów - to gdzie szukac sensu takie związku? Po co codziennie się zastanawiać, co mu dziś odbije? czy potraktuje mnie jak ścierke? a może zostawi, gdy teściowa bedzie mi wylewać pomyje na głowę? a może nawet się do niej przyłączy?
Co powiedzieć znajomej? - żeby popłakał kilka dni a potem wzięła się w garść, bo może - jak to się kolokwialnie mówi - on na nią nie zasługuje.
Nie chcę tu wyjść na potwora. Ale ja też kiedyś byłam zaręczona, miałam datę ślubu, zamówioną salę i orkiestrę, przyszła niedoszła teściowa juz odrestaurowała nam meble... i na całe szczęście jestem żoną mojego męża. Właśnie brak szacunku był powodem naszego rozstania i inne różne (np. jesteś obrzydliwa i niedobrze mi, gdy na ciebie patrzę - bo miałam inne zdanie niz on; muszę cię wychować; twoja 'rodzinka').
Wiem , że to na początku boli (sama zerwałam zaręczyny a wyłam jak głupia), ale warto nieraz zrobić coś takiego.
U moich znajomych ciut ciut lepiej, zaczęli ze sobą rozmawiać. Módlmy się nadal.