przez mkolodzi » 23 czerwca 2006, o 13:05
Ja też należę do grupy osób, które mialy problemy z teściami. Tyle że w naszym przypadku to moi rodzice byli problemem, nie akceptowali mojego ukochanego narzeczonego, nie chcieli go znać, a mnie też prawie że wydziedziczyli. Ciężka sprawa, trwało to prawie 3,5 roku. Był czas, kiedy nie kontaktowałam się z rodzicami przez prawie pół roku, bolało jak diabli, wyczrepałam wszystkie możliwe środki, z psychologiem i poradnią rodzinną włącznie. My już od 1,5 roku jesteśmy narzeczeństwem, pobieramy się za miesiąc, i choć wcześniej już zdążyłam się pogodzić z tym, że moich rodziców nie będzie na naszym ślubie, zdążyłam to przepłakać i przeboleć przez te trzy lata, niełatwe zresztą, to jednak pozostałam wierna modlitwie w tej intencji (codziennie Koronka do Miłosierdzia Bożego przez cały ten czas). I słuchajcie! Nie uwierzycie, ale w ciągu zaledwie 2-3 miesięcy wszystko się zmieniło ! Tak bardzo, że aż nie mogę sama w to uwierzyć, bo już dawno straciłam nadzieję, że cokolwiek się zmieni! Moja mama poznała i pokochała mojego ukochanego, nawet Tato zaczął z nim rozmawiać i teraz ceszą się, ze będą mieli syna. Nadal musze pilnować, aby za bardzo nie mieszali się do naszego życia, ale mam trzyletnią praktykę (po coś te trzy lata były). Ale z całego serca przychylam się do stwierdzenia, które gdzieś tam padło, że sprawy z rodzinami, oderwania się od nich i postawienia TWARDEJ granicy, aby ochronić młodą rodzinkę, musi się zacząć jeszcze przed ślubem, potem na 100% będzie mnóstwo problemów i proawie pewny rozpad małżeństwa. Mam przykład z rodziny, znali się pięć lat, jeżdzili razem za granicę do prawy, a pół roku po ślubie, włąśnie z powodu teściowej, rozleciało się, a szkoda.