Wiesz, my tak bardzo chcieliśmy by nic sie nie zmieniło, byliśmy jeszcze studentami i chcielismy by ten studencki stn w nas trwał. Ale tak się nie da, bo choć można zachować pozory, to i tak zmienia sie nastawienie, myslenie z "ja" przechodzi na obcje: "my". Jest inaczej.
Ale mój mąż dalej jeżdzi do kolegów do swojego miasta i to dość często, aż sama jestem czasem zazdrosna
. U mnie do tej pory, mimo, że juz po studiach, odbywają sie długie nasiadówki koleżanek. I to też po staremu, na podłodze z kubkami kawy w ręku. Mamy pewien obszar prywatnosci, gdzie ta druga osoba, mimo że najbliższa nie ma dostępu i bardzo to sobie cenimy.
Gdybyśmy wczesniej wewnętrznie pogodzili sie z tym, że coś musi się zmienić byłoby nam w tym pierwszym roku łatwiej, bo łatwiej byśmy akceptowali to wszystko co się zmienić musiało. I pewnie szybciej bysmy zobaczyli, że aż tak dużo tych zmian nie było a te co zaszły są korzystne.
Slub jest ogromną zmianą. Co widać po niektórych związkach. Wiele słyszałam o parach, które zyły w konkubinacie wiele lat a gdy sie wreszcie pobrali okazało się, że coś jest nie tak i rozstawali się... Myśle, ze oni też mysleli, że nic się nie zmieni.
Ale kiedy sie wie, że zmiany muszą nadejść to nie są one tak trudne lecz wydają sie piękne.