Mój problem dotyczy nierównych zaróbków. I tego jak sie może poczuć małżonek, który jest ciężarem finansowym. I co to może popsuć w małżeństwie, szczególnie jeśli ten ciężar to mężczyzna...
Mam 24lata, mąż 25, studiujemy, niedawno sie pobraliśmy, wynajmujemy mieszkanko w Wawie. Mamy oboje pracę, więc pomyślałam, że mozna by kupić mieszkanie na kredyt (ze względu na studia moi rodzice, a teraz ja płacilimy za wynajem już piąty rok, ogromne kwoty stracone...).
Wstępnie w necie oceniłam naszą zdolność kredytową, wyszło nieźle, umówiłam sie na spotkanie w firmie doradztwa finansowego i tu spotkał mnie zawód.
Okazało się, że facet do uzyskania dyplomu lub do 28rż, jako że grozi mu wojsko ma b.utrudnione branie kredytu. Mąż jest na I roku licencjackich.... Trzeba zabezpieczyć 12miesięczną ratę w banku póki go nie przeniosą do rezerwy. A takich oszczędności mieć nie będziemy ( i tak musimy odłożyć na notariusza, podatek itp.) albo musielibyśmy zapożyczać sie u rodziny, i to z trudem.
Tymczasem ja zarabiam już więcej niż maż, a od czerwca przechodzę na cały etat i wtedy już będę zarabiać ponad 2razy tyle co on... Mogłabym wziąć kredyt sama, jeśli zrobimy rozdzielnosć majątkową....
I tu pytanie
- jak poczuje sie maż? niby jesteśmy małżęństwem, ale ja płacę i to moje mieszkanie (pomijając, że na kredycie to banku mieszkanie...). Nie rusz, to moje...
Przykro mi to proponować, bo on już wcześniej często mówił, że mnie ogranicza, że po co mi on, tylko mnie blokuje itp. Nie chcę by miał takie poczucie, nie chcę go dołować. Przecież posiadanie własnego kąta ma pomóc naszej rodzinie, a nie ją rozbić. Z drugiej strony zależy mi na tym, by nie czekać, bo chcemy mieć dzieci jakoś za dwa- trzy lata, a nie jedynaka jak sami skończymy 35lat. A jak sie zjawi dziecko, to już w życiu nasze dochody podzielone na 3 bankowi nie wystarczą (szczególnie jeśli pracę ograniczy to z nas, które więcej zarabia). No i tak sie załamałam, że z nim, to trzeba poczekać z zakupem 3 lata, to i dziecko sie odwlecze... A jeśli by sie zdarzyła ciąża po drodzę to będzie problemem a nie radością - a nie chcemy by tak było.
Co robić? działać sama czy czekać na niego, nie wyprzedzać go? Przyjąć że teraz już nic nie powinno byc moje tylko nasze, a więc czekać aż nas OBOJE będzie na to stać? Mój ukochany nie jest typem głowy domu, nie drażni go moja aktywność, nawet mówi, ze chętnie by siedział z dzieckiem w domu
ale to przecież ma granice, nie chcę by czuł sie niepotrzebnym ciężarem. Ale z drugiej strony mieszkania w tym cholernym miesćie drożeją o 20-30% rocznie!!! więc nie ma co czekać, bo pensje o tyle nie rosną
Czy są tu rodziny z podobnym układem? Jak sobie radzicie, gdy maż zarabia mniej? Jak sie z tym czuje? Co wyznacza wasze plany życiowe?
Tylko proszę nie piszcie, że sobie kiepskiego faceta znalazłam, że takie związki są skazane na porażkę