Muszę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie wspólnej kasy (wspólnego konta) w narzeczeństwie. Bo jednak pełna wspólnota zaczyna się dla mnie z dniem ślubu.
Natomiast przyznam, że do tej pory (17 lat małżeństwa bez trzech miesięcy) nigdy nie były dla nas problemem pieniądze - w tym sensie kto wydaje czyje i na co (bo że czasem może brakowało.. to inna rzecz). Nigdy nie dzieliliśmy kasy na "moją" i "twoją" i prawdę mówiąc nie umiem sobie wyobrazić takiej sytuacji. Mam głęboko wkodowane przekonanie, że w małżeństwie wszystko jest nasze, niezależnie od tego, kto to wnosi. Tak samo nasze są sukcesy i porażki...
Gdy sie pobieraliśmy, to ja zarabiałam trochę wiecej, ale wkrótce mąż mnie "przegonił". Był też czas, że (wojsko) mieliśmy tylko moje zarobki. Ale tak naprawdę zawsze było to nasze. Tak jak i wszystko inne
Gdy rodziły sie dzieci była tylko jedna pensja - ok. Teraz ja też zarabiam - ale nieregularnie, choć zdarzaja się mile widziane większe sumki. Ale też
nigdynie usłyszałam od męża, że niepotrzebnie sobie coś kupiłam. To raczej ja sie go radziłam, czy na pewno trzeba wydawać duże sumy. Albo - uznawałam, że co jest absolutnie konieczne. Albo on mnie namawiał na kupno... O większych wydatkach zawsze decydujemy razem. Ale - jeśłi mój mąż uznaje , że naprawdę warto coś kupić (np. dobrą choć droższą książkę) to kupuje. Gdy ja kupuję sobie lub dzieciom - też często decyduję sama. I nawet gdy mówię, że kupiłam coś droższego, słyszę - jeśłi potrzebne, to dobrze.
Kluczowa sprawa juz tu kilka razy padła - po prostu znamy siebie, kochamy się i mamy do siebie zaufanie. Do tego lubimy ze sobą rozmawiać właściwie o wszystkim, w tym i o pieniądzach. Konto mamy współne, karty dwie, wydatki z konta spisujemy w komputerze dla kontroli (bo nie mamy tyle, by wydawać w nieskończoność), ale nie szczegółowo na co, tylko to, co jest na papierku - która karta, ile i gdzie. Nie spowiadamy sie szczegółowo z wypłat w bankomatach - znowu - mamy do siebie zaufania, Co najwyzej pada info "wypłaciłam trzy stówy", zeby było wiadomo, ze jest pod ręką jakaś gotówka. (I dlatego nie ma problemów z prezentami - po prostu kupuję za gotówkę.)
Generalnie uważam, że małżeństwo jest zbyt piękną rzeczywistością, by pozwolić aby popsuły ją spory o pieniądze (czy inne). Ale tu musi po prostu byc pełna współpraca obu stron - jak i w każdej innej dziedzinie zycia. Dlatego z ogromnym uznaniem myślę o narzeczonych, którzy przed ślubem i tę kwestię próbują rozważyc i ustalić. Warto tylko dopuścić możliwość dokonywanai poprawek w miarę upływu zycia...
Pozdrawiam serdecznie