Znowu mam problemy w porozumieniu sie z chlopakiem (znamy sie 1,4 roku). Skonczylismy kurs wieczoryo dla zakochanych. Pomoglo troche w relacjach, bo nawet niemile rozmowy przebiegaja spokojniej i jest w nich wiecej zrozumioenia.
Ale ostatnio czuje sie calkowicie niezrozumiana. Zaczynam podchodzic z coraz wieksza nieufnoscia do niego
Mam poczucie,ze nie jestem dla niego dosc wazna. On pracuje w szkole kilka lat. Ja studiuje na przedostatnim roku i pracuje na zlecenia. I rozumiem ze praca poswieca duzo czasu od rana do 17, 18no i trzeba czasem sprawdzic klasowki,przygotowac sie do lekcji, zajec...Ja tez mam nauke zajecia, ale barkuje mi wiekszej bliskosci na co dzien. Widzimy sie zwykle w niedziele, ostatnio jeszcze 1 dzien w tyg. na wieczorach ale bywalo czesto ze od weekendu do weekendu. Ja mam taki charakter, ze nawet wracajac skads bylam sklonna wstapic do niego. Proponowalam w tygodniu krotkie spacery wieczorami po pracy ok. 30 min. zeby sie zobaczyc w odleglosci 20min.tramwajem od niego, dla mnie to 35min. No wiec jest zajety i ma zwykle duynie moze, i to dziecinne zeby chciec takich mlodzienczych romantycznych rzeczy ktorych jednak potrzebuje zebz wiedziec ze mnie kocha chce sie ze mna zobaczyc i zwyczajnie sie stara by sie spotkac ze mna. Ja mam takie studia,ze po prostu musze sie potem odstresowac, bo bym chyba oszalala, ostatnio mialam nieciekawie,czuje sie coraz bardziej stresowo fizycznie i widze ze to mi szkodzi.Z kolei dla Niego prawie zrezygnowalam z imprez zwiazanych z ukochanym tancem co pomagalo zejsc zmeczeniu dla dobra i trwalosci zwiazku, z kolei niezbyt moge uprawiac cos innego ze wzgledu na problemy zdrowotne. Moj charakter tez nie pozwala mi siedziec ciagle wieczorami w domu. Kochany zas jest domatorem. Wiem ze to bardzo dobry czlowiek, ale czasami mam watpliwosci co do nas. Jak sie poznalismz to uwazalam ze z nikim tak dobrze sie nie rozumiem. Jak jest dobrze, to jestem szczesliwa, ale jak sie nazbiera watpliwosci to zaczynam wszystko analizowac i wychodzi coraz wiecej watpliwosci.
Jak sie poznalismy to chlopak chcial sie szybko zenic, teraz tez chce, ale mowi ze jest mu dobrze tak, jak jest. Wspomina tez co ja wniose finansowo w malzenstwo jak jeszcze na powaznie nie pracuje. Jest mi przykro, bo nie chce liczyc na niego i jak tylko bedzie mozliwosc to chce pracowac. Z jego pensji utrzymalibysmy sie tylko nie byloby mu tak swobodnie finansowo jak teraz.
Moze napiszecie ze sie czepiam i go nie rozumiem, ale jakie macie zwiazane z tym rady. Jak czesto sie spotykacie ze swoimi Ukochanymi, bo moze to ja wymagam zbyt wiele.
Jakie sa wasze doswiadczenia? Nie chodzi mi o sugerowanie sie cudzym zwiazkiem, ale takie doswiadczenia i wynikajace z nich przemyslenia sa cenne?
No i takie wracajace niezrozumienia.. czy one sa czyms normalnym czy moze to swiadczy, ze to jednak nie ten.... Wiem, ze w malzenstwie spadaja rozowe okulary, ale jak w narzeczenstwie? Niektore z Was pisza ze jest im cudownie w zwiazku i marza o slubie o jak najsyzbsyzm pobraniu sie. Ja nie juy nie wiem przez te nasze nieporozumienia..
ps. myslalam tez, ze przydalby nam sie wspolny dluzszy wyjazd, we 2 czy w wiekszej grupie, bo chociaz juz tyle jestesmy ze soba ..