Pytam, więc wiadomo, nie jestem specem metody. Niemniej stosuję ją/je ponad 4 lata (w tym 2 ciąże), ale bez większego napięcia czy stresu. Tymczasem mam pewne drobne dylematy. Może mógłby mi ktoś na nie odpowiedzieć?
1. Sprawdziłam u Roetzera, że godzina spoczynku przed pomiarem wystarczy i tak też robię (wstaję w nocy x razy do dzieciaków). Dziś jednak zapomniałam się i gwałtownie usiadłam na łóżku (a może nawet wstałam i włożyłam kapcie . Potem przypomniałam sobie o pomiarze i padłam z powrotem Pytanie, czy pomiar "się liczy"? czy zaburzony?
2. Kołacze mi się po głowie, że po porodzie jak już wróci cykl, to w trzech pierwszych cyklach nie ma niepłodności względnej... Nie wiem, skąd to wzięłam, ale wydaje mi się to sensowne. Tzn. wydawało. Czy tak jest?
Jakiś miesiąc temu (6,5 miesiąca po porodzie) miałam mocne krwawienie poprzedzone jakimś tam śluzem (pierwszym od porodu). Temperaturę jeszcze wtedy mierzyłam niedbale i nie mam stuprocentowej pewności, że był skok. Dodatkowo głupio założyłam, że teraz to pewnie od razu będę mieć piękne cykle (wszystko jest inaczej niż po pierwszym porodzie). No i czas leci a ja obserwuję sobie różnoraki śluz, rejestruję ból owulacyjny i temperaturę, która nie skacze. Co teraz powinnam zrobić? Bo, jeśli przed ww. krwawieniem był skok, to to pierwszy pełny cykl i... nie ma w nim niepłodności względnej, tak? A jeśli nie było skoku, to powinnam po prostu stosować regułę szczytu, czy tak? A może tak czy inaczej stosować regułę szczytu, bo coś głupiego sobie wymyśliłam? Trochę się zamotałam, ale może ktoś mnie zrozumie?