Prześladuje mnie odkąd zaszłam w pierwszą ciążę... Już nie pamiętam, jak to jest "sucho"...
Do rzeczy: jestem prawie dziesięć miesięcy po porodzie, ostatnie współżycie w czerwcu, bo śluz był bez przerwy rozciągliwy i przejrzysty, a szyjka nie do interpretacji (taka pośrednia).
Niedawno dostałam miesiączkę - i nadzieja. Zaczęłam mierzyć temperaturę i brać magnez (wcześniej też brałam przez ładnych kilka miesięcy, ale nie pomogło na ten śluz, więc przestałam).
Zapiszę to,co istotne:
Poziom niższy 36,45
Poziom wyższy 36,65
(przed porodem też takie miewałam)
27 dc pierwsza wyższa 36,55, pierwszy dzień twardej szyjki
28 dc druga 36,6, twarda szyjka
29 dc brak pomiaru, twarda szyjka
30 dc trzecia wyższa 36,75, twarda szyjka
31 dc czwarta wyższa 36,6 (szyjka jeszcze nie wiem, bo to dzisiaj, a rano się nie bada, nie?)
Śluzu nie zapisuję, bo jest wciąż wysoce płodny... (obserwacje wewnętrzne, ale też odczucie mokrości/śliskości)
No i wczoraj ta temperatura tak ładnie wzrosła, że zaczęłam liczyć na regułę temperaturową, ale dzisiejszy dzień sprowadził mnie na ziemię.
Ja bym mimo tego śluzu zaufała temperaturze i szyjce, ale mąż się waha.
Wesprzyjcie nas doświadczeniem i wiedzą, proszę...