Witam. 8 tygodni temu urodziłam synka (pierwsze dziecko). Jeszcze przed ślubem uczyłam się NPRu (miałam zaobserwowanych z kilkanaście cykli, głównie temperatura, troszkę śluz), po ślubie stosowaliśmy metody w praktyce, choć nasze dziecko poczęliśmy całkiem świadomie już w trzecim cyklu, kochając się po prostu 16go dnia... No i efektem tego, że tak to nazwę pierwszego "podejścia" jest nasze dziecko. Wówczas tj, aż do zajścia w ciążę miałam poczucie, że orientuje się w NPR całkiem nieźle, zwłaszcza że moje cykle były zwykle regularne (28 dni), faza lutealna ok 12, a my akceptowaliśmy fakt,że kochając się w czasie dni po miesiączce dopuszczamy możliwość poczęcia dziecka i że gwarancją całkowitej niepłodności są tylko dni po owulacji. Niestety w czasie ciąży nie pomyślałam o tym, żeby porządnie przygotowac się do NPRu po porodzie, myślałam sobie "jakoś to będzie". No ale nie jest. Chodzi o to, że czuję, czujemy się kompletnie zagubieni w tym wszystkim
Czytam rozdział o powrocie płodności po porodzie w podręczniku Kiplleyów i powiem szczerze - dla mnie to jakoś strasznie zawiłe. Po prostu czuję się kompletnie zielona...I stąd mój post...Co robić? Od czego zacząć? Jak się za to wszystko zabrać? Czytałam dziś troszkę o metodzie szczytu. Czy mimo, że to już 8my tydzien po porodzie nadal mogę zacząć ją stosować tj rozpoznać u siebie ten podstawowy model niepłodności? Jak to robić? Przez jaki czas? Na czym ona w praktyce polega? Jejku, ja wiem, że moje pytania są pewnie baaaardzo podstawowe, a odpowiedzi na nie szerokie, ale ogromnie proszę, żebyście podpowiedziały mi jak powinnam w tej chwili zacząc postępować, co obserowować, na co zwracać uwagę i generalnie - O CO CHODZI
Dodam, ze karmię tylko piersią, choć chyba moje karmienie nie jest czysto "ekologicznym" gdyż podaje dziecku smoczek i nie badam czy je 100 czy 60 min na dzień. Jesteśmy w stanie utrzymywać wstrzemięźliwość jeśli to potrzebne przez parę dobrych tygodni i choć nie planujemy w tej chwili następnego dziecka to jego ewentualne pojawienie się nie będzie dla nas jakąs tragedią.
Aha, tydzień temu zaczęłam badać temperaturę i obserować śluz. I nie wiem nic. Temperatura co dzien inna - jednego dnia 36,6 kolejnego 36,4, a następnego 36,8
Śluz przez 3 dni utrzymywał się na poziomie porządnie płodnego - przeźroczysty, rozciągliwy. A potem zrobił się lepki i jest go malutko...Szyjki nie obserwuję, nigdy nie obserowowałam i powiem szczerze wolałabym obyć sie bez tego "objawu".
Proszę doświadczone dziewczyny tutaj - pomóżcie mi choć troszke to wszystko ogarnąć i po prostu podpowiedzcie od czego i jak zacząć stosowanie NPRu w tym chaotycznym, poporodowym okresie przejściowym... Dziękuję z góry!