Teraz jest 4 czerwca 2024, o 00:13 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

wstrzemieżliwosc po porodzie- jak ja przetrwac?

Forum pomocy, przeznaczone do odpowiedzi na pytania osób praktykujących naturalne planowanie rodziny (nie jest to forum dyskusyjne).

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez AgaM » 16 marca 2010, o 10:45

Zartujesz z tym spaniem osobno ;D nigdzie nie napisalm ze nie jest to dobre ani zle.
My nie udajemy ze nas małżonek nie pociąga... oj pociąga nas bardzo i to jak ...
AgaM
Domownik
 
Posty: 440
Dołączył(a): 25 października 2003, o 17:22
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez ikm » 16 marca 2010, o 12:21

Nie żartuję - śpiąc osobno jest o wiele łatwiej wytrzymać wstrzemięźliwość poporodową. Nie katujemy się wzajemną obecnością w łóżku skoro nie można uprawiać pełnego seksu i końca celibatu nie widać - polecam wszystkim :)
ikm
Przygodny gość
 
Posty: 56
Dołączył(a): 1 stycznia 2010, o 02:10

Postprzez kami79 » 16 marca 2010, o 15:32

dziwne ze komus pomaga brak malzonka u boku. tak jakby spanie ze soba z zasady zawsze mialo prowadzic do seksu. przeciez nawet w czasie nieplodnym kiedy mozna wspolzyc nie zawsze sie z tego korzysta. a jak sobie radzicie w okresie nie poporodowym kiedy masz dni plodne? tez spicie osobno zeby sie "nie katowac"?
ja tam uwielbiam spac z moim mezem i bardzo zaluje kiedy np. ktorys z synow drze sie w nocy i luby idzie go uspokajac a potem niechcacy zasnie z nim w lozku i juz do mnie nie wraca. potrzebuje jego obecnosci, nawet i bez seksu, nie lubie zasypiac kiedy nie moge sie do niego przytulic. zadna poporodowa abstynencja tego nie zmieni. mysle nawet ze szczegolnie teraz kiedy nie mozemy sie kochac, tym bardziej potrzebuje jego bliskosci.
no ale co malzenstwo to inny sposob na przetrwanie
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez ikm » 16 marca 2010, o 16:40

Po 1-szym dziecku korzystaliśmy z I fazy oraz III fazy więc abstynencja nie była zbyt długa i wiadomo było, że czas seksu przyjdzie prędzej czy później. Teraz po 2 porodzie nie wiadomo nic - jak długo ma trwać abstynencja i jaki to ma sens tak wogóle - i każde muśnięcie mojego męża powoduje, że natychmiast mam ochotę na seks i nawzajem :twisted: Dlatego osobne łóżka rozwiązują u nas ten problem a dodatkowo lepiej się wysypiam:)
ikm
Przygodny gość
 
Posty: 56
Dołączył(a): 1 stycznia 2010, o 02:10

Postprzez Lucy. » 2 maja 2010, o 22:21

Cześć dziewczyny.
Nie było mnie kupe czasu, to ja, ta paskudna baba z początku wątku, która rozważała odstawienie dziecka od piersi celem powrotu normalnych cykli :-) Pamiętacie?
Dawno bardzo nie wchodziłam. Mam dwójkę maluchów w domu i czasu na fora nie za dużo. Choć czas leci niesamowicie i te "maluchy" są coraz większe.
Tak czy siak, weszłam sobie właśnie, poczytałam Wasze rozmowy i...fajnie mi się zrobiło. Brakowało mi trochę tego. Wiecie, to budujące że w ogóle o tych sprawach rozmawiamy, że chcemy postępować właściwie, że szukamy. A nie mamy wszystko w nosie.
Wierzę głęboko, że nie zachwieje tym postawy żadnej z Was, to co piszę to oczywiście tylko moje poglądy na tym etapie mojego życia. Otóż życie ułożyło się tak, że karmiłam malucha tylko miesiąc, więc "góra" chyba sama rozwiązała dylemat za mnie. Koniec ciąży miałam koszmarnie stresujący, okres noworodkowy także i karmienie nam niestety nie wyszło. Miesiączkę dostałam póltora, dwa m-ce później, do tamtego czasu 3 mce abstynencji.
W tej chwili minęło kolejne pół roku i przyznam, że w tym czasie moje podejście do tematu sporadycznego użycia prezerwatywy czy praktykowania pieszczot kończących się orgazmem uległo życiowej weryfikacji. I być może niektóre z Was westchną, że jestem kolejną która uległa słabości i dopasowuje swoje teorie do tego co jej na rękę, ale w tej chwili przychylam się raczej, zupełnie wbrew temu co pisałam jeszcze w ciąży, do podejścia fiammy. Za co jeszcze rok temu bym samą siebie zbeształa. Powiem tak. Uważam, że należy ciągle podejmować wysiłki, żeby dążyć do doskonałości, za którą przyjmujemy małżeństwo bez antykoncepcji (jakiejkolwiek nienaturalnej) Należy dużo się modlić, prosić o światło, rozeznanie, pomoc Ducha św jak postępować, jakich dokonywać wyborów. Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek doszły tu do konsensusu, wspólnej idealnej recepty dla każdej z nas, dla każdego z naszych małżeństw że postępować tak i tak jest dobrze. Uważam, że należy kierować się swoim sumieniem, wspeiranym głęboką i szczerą modlitwą o rozeznanie oraz usilnym dążeniem do doskonałości. Ja bardzo dużo na ten temat myślałam, nadal myślę. Modlę się, pytam księży, czytam.
Na tym etapie życia uważam, że stawiając na szali ew. użycie prezerwatywy tzn teoretycznie popełnienie grzechu wg nauki kościoła, a narażania swojego małżeństwa na rozpad czy podupadanie na kondycji (jeżeli w sumieniu faktycznie czujemy, że wstrzemięźliwość bardzo mu szkodzi, a nie pomaga - a to rozeznać uczciwie możemy tylko my sami, nie kierując się fałszywie swoim popędem, a dobrem małżeństwa) to ja wybieram sporadyczne użycie prezerwatywy. jako mniejsze zło. Po prostu nie wierzę, że Bóg chciałby żeby w naszych małżeństwach działo się źle z powodu "Jego przykazań". Najważniejszym obowiązkiem małżonków wg KKK jest wzajemna miłość. I ja, czuję niekiedy, że odmawiając mężowi współżycia w tym momencie (bo u nas tak to własnie wygląda - mąż jest mało religijny i to ja podejmuję ostateczną decyzję...:-() nie działam dla dobra naszego małżeństwa i nie okazuję mu miłości, której On potrzebuje. Oczywiście, są to sytuacje sporadyczne i wcale nie jest tak, że jak już raz spróbowaliśmy to teraz sięgamy ciągle - absolutnie nie. Ale zdażyło się, kiedy czułam że tak będzie w tym momencie lepiej dla naszej miłości. Kiedy czułam, że coś jest nie tak. Że kolejna odmowa naprawde nie przyniesie nam nic dobrego i że jest jakiś chłód, oddalenie, że dzieie się źle. I choćby 100 księży przkeonywało mnie, że dalsza abstynencja tak naprawdę zrobi nam dobrze, to wiem swoje. To trudne decyzje i trudne wybory. Grunt to nie poddawać się w dążeniu i szukaniu prawdy, woli Bożej.
Swoją drogą przychodzi mi jeszcze do głowy, że żadnym innym przykazaniem ludzie się tak nie przejmują jak tym. Opuszczą mszę św - trudno, zdarzyło się, pójdę do spowiedzi. Skłamią - tak samo. Łamią przepisy drogowe, kombinują z podatkami, nie kasują biletu, obgadują rodziców, zazdroszczą sobie nawzajem - i nad tym jakoś tak strasznie nie ubolewają. Nie mają nawet na to czasu i głowy bo zamartwiają się czy użyc prezerwatywy czy nie. Wszytkie inne grzechy spychane są niejako na dalszy plan przez przykazanie nr 6. Zastanawiam się, czy nie jest to też pewna zagrywka szatana. Co o tym myślicie?
Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i życzę siły w walce o prawdę i dobro.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Dona » 5 maja 2010, o 00:04

Lucy. napisał(a):Swoją drogą przychodzi mi jeszcze do głowy, że żadnym innym przykazaniem ludzie się tak nie przejmują jak tym.


nie Lucy...
to nie tak...


tym przykazaniem najbardziej przejmują sie użytkownicy tego forum..;)..

pozostali... wrecz sie wcale nie przejmuj czymś takim jak grzeszność antykoncepcji ...
:?
Dona
Domownik
 
Posty: 353
Dołączył(a): 21 kwietnia 2006, o 10:58
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Lucy. » 5 maja 2010, o 09:11

:-)
Nie, generalnie wokół tych przykazań jest najwięcej zamieszania, a wiele innych (szanuj ojca i matkę, pamiętaj aby dzień święty święcić, nie pożadaj żadnej rzeczy bliźniego itd) po prostu pozostaje w cieniu.

Ale wracając do tematu, bo ten jest faktycznie przewodnim tego forum, to nie wiem w końcu czy był to żart, ale nawiązując jeszcze do mojego postu i wcześniejszych - uważam, że spanie w osobnych łóżkach z mężem, żeby uniknąć pokus to już duże nieporozuemienie. Nie sądzę (choć kim ja jestem, zeby sądzić) ale nie sądzę, że taki był zamar Boga wobec małżeństwa, żeby w imię teoretycznie Jego przykazań małżonkowie "nie dielili łoża".
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Annka » 5 maja 2010, o 09:32

Antykoncepcja nie jest z założenia grzechem przeciwko 6 przykazaniu, tylko przeciw 1. Nie chodzi przecież o żaden rodzaj cudzołożenia, tylko o zabawianie się w Stwórcę - Dawcę Życia (kwestię tego, czy NPR też pod to podpada zostawmy na boku, bo to odrębna dyskusja).

Ale fakt, że wokół seksu jest w KK najwięcej kontrowersji; chyba dlatego, że jest to chyba jedyna czynność wykonywana przez człowieka, która może być albo dobra, albo całkowicie grzeszna w zależności od okoliczności. Chyba także dlatego, że KK na przestrzeni wieków wielokrotnie zmieniał definicję tych "grzesznych okoliczności". Ten problem nie dotyczy raczej innych dziedzin, bo np. szanowanie matki i ojca jest oczywiste.
Annka
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 9 lipca 2008, o 14:23
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Lucy. » 5 maja 2010, o 11:10

Tak, chodzi mi o to, że skupiając się na tych kwestiach, pozostałe jakby pozostają w cieniu. Spowiadając się myślimy przede wszystkim o tym, że np użyliśmy prezerwatywy i to traktujemy jako nasz największy grzech, o innych, jak np o tym że źle odezwaliśmy się do męża (kochaj bliźniego swego jak siebie samego - główne przykazanie) nie wpsominamy wcale, o przykładamy do tego mniejszą wagę. Oczywiście z pewnością nie robią tak wszyscy, ale myślę że naprawdę sporo osób. Może warto z taką uwagą przyjrzeć się też innym sferom naszego życia, żeby czegoś po drodze nie przegapić pt "jestem święta, bo nie używam prezerwatywy", a to że obmawiam koleżanki, zazdroszczę im urody, pieniędzy, robię zakupy w niedzielę i czytam horoskopy, nie ma już znaczenia.
Myslę, że taki problem istnieje i po prostu warto się nad nim zastanowić.

Wracając znowu do przewodniego to uff, generalnie chodzi mi o to, że skoro głównym przykazaniem małżonków jest wzajemna miłość, to czy narażanie związku na frustrację, chłód, oddalenie się, poprzez długotrwałą wstrzemięźliwość, także nie poełniamy grzechu.
Sytuacja opisana powyżej z osobnymi łóżkami...nie mieści mi się w głowie. Po prostu nie wierzę, żeby to było zgodne z Bożą wizją małżeństwa. Czy to prowadzi do pogłębienia miłości?
Rozmawiałąm też jakiś czas temu z osobą o "dość" radkalnych poglądach. Pytałam co z sytuacją, kiedy mąż jest tak sfrustrowany wstrzemięźliwośćią w małżeństwie i zasadami, których trzyma się jego żona (o nieużywaniu prezerwatywy), że małżeńwo jest na granicy rozpadu, ta osoba odpowiedziała mi, że trudno - żona powinna dochować wierności nauce kościoła, nawet jeżeli zakończy się to separacją.
(nie chodzi o moje małżeństwo, żeby nie było : :wink: )
Dla mnie to nieporozumienie. Do czego to prowadzi. Małżeństwo,które ma być z założenia nierozerwalne.
A co z "żony bądźcie posłuszne swoim mężom"? Czy narażanie męża na frustracje i kłótnie z tego powodu to nie grzech?
Mówię oczywiście o sytuacjach wyjątkowych, kiedy naprawdę czujemy że dzieje się źle, a to możemy uczciwie rozeznać tylko sami we własnym sumieniu. I wiem że znajdą się osoby, które napiszą że może wartoby się zastanowić czy to brak seksu jest przyczyną nieporozumień czy nie wartoby poszukać przyczyn gdzieś głębiej, ale umówmy się - seks jest jedną z najwązniejszych sfer w małżeństwie i problemy w tej kwestii mogą być problemem samym w sobie.
To co piszę to tylko moje przemyślenia. Wiem, że znajdzie się tyle samo osób za co i przeciw i nie o to mi chodzi, żeby kogokolwiek przekonywać czy namawiać. Chwała małżeństwom, którym udaje się zgodnie pozostawać w czystości i zachowywać radość i pogodę serca, naprawdę chwała! To ideał, do którego starajmy się dążyć.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez kami79 » 5 maja 2010, o 14:42

Lucy. napisał(a):skoro głównym przykazaniem małżonków jest wzajemna miłość, to czy narażanie związku na frustrację, chłód, oddalenie się, poprzez długotrwałą wstrzemięźliwość, także nie poełniamy grzechu..

Czy musimy popelniac grzech zeby ratowac nasz sakramentalny zwiazek? Jedno wyklucza drugie. Nie mozna dopuszczac sie grzechu majac w intencji czynienie dobra.
Dlaczego mowiac o problemach zwiazanych ze wstrzemiezliwoscia uciekamy sie od razu do prezerwatywy jako jedynego wyjscia? Jesli jest to faktycznie problem dla malzenstwa, to lepszym rozwiazaniem sa pieszczoty doprowadzajace do orgazmu- przynajmniej dzialamy "w granicach ciala" ofiarowujac sobie bliskosc bez antykoncepcji. Nie jest to wyjscie idealne ale z dwojga zlego lepsze. W ten sposob rowniez mozemy okazac sobie czulosc ktorej tak nam brakuje choc wiadomo ze prezerwatywa bardziej kusi bo jednak dochodzi do pelnego stosunku...

Lucy. napisał(a):Rozmawiałąm też jakiś czas temu z osobą o "dość" radkalnych poglądach. Pytałam co z sytuacją, kiedy mąż jest tak sfrustrowany wstrzemięźliwośćią w małżeństwie i zasadami, których trzyma się jego żona (o nieużywaniu prezerwatywy), że małżeńwo jest na granicy rozpadu, ta osoba odpowiedziała mi, że trudno - żona powinna dochować wierności nauce kościoła, nawet jeżeli zakończy się to separacją.
Dla mnie to nieporozumienie. Do czego to prowadzi. Małżeństwo,które ma być z założenia nierozerwalne.
A co z "żony bądźcie posłuszne swoim mężom"? Czy narażanie męża na frustracje i kłótnie z tego powodu to nie grzech?.

W zyciu chrzescijanskim ogolnie chodzi o to by byc bardziej wiernym Bogu niz czlowiekowi, nawet wtedy gdy tracimy cos co po ludzku jest dla nas wartosciowe. Ale apropos opisanego przez Ciebie przypadku, to nie sadze aby bylo konieczne az tak wielkie oddalenie sie od siebie malzonkow zeby zagrozil im rozpad. Mysle ze przez gesty czulosci jak chocby ww. opisane pieszczoty, moga oni przetrwac najtrudniejszy czas. Popadanie w skrajnosci- albo unikanie siebie albo prezerwatywa- jest zlym rozwiazaniem. Napewno mozna znalezc droge posrodku. Zwlaszcza ze wstrzemiezliwosc nie jest krzyzem na cale zycie ale na pewien okres czasu.
Lucy, jak juz pisalam Pan Bóg zakladajac malzenstwo nie przewidzial dla niego grzechu wiec podpieranie sie argumentami wynikajacymi z istoty sakramentu jak np. budowanie jego nierozerwalnosci czy jednosci i uzywanie w tym celu prezerwatyw, mija sie z pierwotnym zalozeniem.
A co do "żony bądźcie posłuszne swoim mężom" to tez dla mnie troche naciagne. Nie mamy obowiazku trwac w posluszenstwie komukolwiek kto naklania nas do grzechu ani twierdzic ze grzech jest jedynym rozwiazaniem koniecznym dla naszego wspolnego badz indywidualnego dobre. Pan Bóg powolal nasze malzenstwo do swietosci a ta czesto wiedzie przez krzyze. I napewno w swojej madrosci nie przewidzial sytuacji kiedy bedziemy zmuszeni grzeszyc zeby ratowac sakrament.
Wiem po sobie ze nie jest latwo ale coz, trzeba byc ciagle tworczym
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez Annka » 5 maja 2010, o 15:50

Ja na przykład nie rozumiem, dlaczego pieszczoty z orgazmem są traktowane jako mniejsze zło od prezerwatywy.
Po pierwsze w moim odczuciu bardziej traktujemy się przedmiotowo podczas pieszczot z orgazmem niż podczas stosunku z prezerwatywą.
Po drugie prezerwatywa daje jednak o wiele większe szanse Bogu na powołanie nowego życia (mimo tego, że go nie chcemy) niż pieszczoty z orgazmem.
Nie rozumiem, dlaczego takie pieszczoty miałaby prowadzić do ratowania małżeństwa a prezerwatywa nie. Są takim samym grzechem.
Annka
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 9 lipca 2008, o 14:23
Lokalizacja: Kraków

Postprzez BarTom » 5 maja 2010, o 15:56

kami79 napisał(a):Dlaczego mowiac o problemach zwiazanych ze wstrzemiezliwoscia uciekamy sie od razu do prezerwatywy jako jedynego wyjscia? Jesli jest to faktycznie problem dla malzenstwa, to lepszym rozwiazaniem sa pieszczoty doprowadzajace do orgazmu- przynajmniej dzialamy "w granicach ciala" ofiarowujac sobie bliskosc bez antykoncepcji. Nie jest to wyjscie idealne ale z dwojga zlego lepsze. W ten sposob rowniez mozemy okazac sobie czulosc ktorej tak nam brakuje choc wiadomo ze prezerwatywa bardziej kusi bo jednak dochodzi do pelnego stosunku...

kami79, wg. nauczania KK, "nie ma znaczenia", czy stosujemy antykoncepcję, czy pieszczoty z finałem poza pochwą - i to, i to jest grzechem ciężkim. No i nie wiem, dlaczego obiektywnie pieszczoty doprowadzające do orgazmu miałyby być lepszym wyjściem od użycia prezerwatywy.

kami79 napisał(a):... Napewno mozna znalezc droge posrodku. Zwlaszcza ze wstrzemiezliwosc nie jest krzyzem na cale zycie ale na pewien okres czasu.

Niestety, czasami nie ma nic pośrodku, tak jak nie można być trochę w ciąży. I również niestety znam parę, która tego krzyża nie udźwignęła. Nie mam odwagi ocenić, czy oni byli za słabi, czy krzyż okazał się nie do udźwignięcia.
Dla mnie, użycie w tej sytuacji słowa "na pewno", jest nadużyciem.
BarTom
Przygodny gość
 
Posty: 24
Dołączył(a): 10 stycznia 2008, o 12:07

Postprzez Lucy. » 5 maja 2010, o 17:09

Problem nie w tym Kami, że podwarzamy słowa Boga, o niesłuszności prezerwatywy, bo jestem przekonana, że gdyby Bóg objawił się całemu światu i powiedział, że prezerwatywa jest grzechem ciężkim w Jego oczach, pewnie żadne z nas tutaj już nigdy by po nią nie śięgnęło. Dyskusji poddajemy słuszność zakazu, który jest obecnym stanowiskiem kościoła. I tak, oczywiście zgadzam się z tym, że jeżeli chce się byc i nazywa się samego siebie katolikiem, to należy przyjmować doktryny kościoła jako słowo Boga i zgodnie z tymi doktrynami (skoro decyduję się na bycie katoliczką) staram się żyć. Nie twierdzę i nigdzie nie napisałam przecież, że sięganie po prezerwatywę nie jest grzechem (wg definicji którą opisałam powyżej) bo nim jest. I taka jest teoria. Jestem też głęboko przekonana, że małżeństwo, w którym dla obojga małżonków czystość w rozumieniu kościoła jest wartością nadrzędną i które mimo pojawiających się i zrozumiałych trudności tą czystość utrzymuje, może być bardzo,bardzo głęboko szczęśliwe. Gorzej kiedy te przykazania małżeństu tego głębokiego szczęścia nie dają bo np jedno z nich jest niewierzące, albo oboje są średnio religijni, albo np tylko jedno z nich jest przekonane, a drugie powątpiewa w sens wstrzemięźliwości.
Kiedyś ludzie przecież nie mieli prezerwatyw, a jakoś żyli i nie wszyscy byli skłonni mieć gromadkę dzieci. I jakoś sobie radzili. Ale stało się, prezerwatywy się pojawiły na świecie i pojawił się wraz z nimi dylemat.
I ofiarą tego dylematu jestem np ja. Nie chodzi o to, że teraz twierdzę "jak jest trudno, to w imię wyższego dobra należy można sięgnąć po prezerwatywe i wtedy jest to w jakiś sposób usprawiedliwione". Nie. Ja po prostu, wbrew temu co pisałam jeszcze niespełna rok chyba temu, zauważam, ze w praktyce życie nie jest takie czarno białe jak Ty to widzisz. Że zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie, że można się pieścić, że hipokryzją jest nazywać używanie prezerwatywy ratunkiem dla małżeństwa.
Cóż, jestem przekonana, że są sytuacje (chociażby w związkach które opisałam powyżej) w których tego rozwiązania pośrodku nie ma i że ta prezerwatywa faktycznie jest mniejszym złem. Nie mówię że takie małżeństwo to ideał, bo niewątpliwie nie. Ale zaufaj mi, że np dla mężczyzny, który jest niereligijny, a ma praktykującą żonę, mimo wielkiej do Niej miłości i szacunku, długie miesiące wstrzemięźliwości, czy nawet te krótkotrwałe w czasie najmniej sprzyjających okoliczności (np maż pływa i wraca na tydzień do domu) po prostu SĄ cholernie frustrujące i nawet najbardziej przekonująca, kochająca i głęboko kochająca wspómałżonka tego nie zmieni. I nie zmienią tego nawet pieszczoty z orgazmem (także niedozwolone) bo On po prostu chce się kochać ze swoją żoną i w głowie mu się nie mieści, że nie mogą w takich okolicznościach użyć prezerwatywy. I konflikt gotowy.

Wydaje mi się, że w praktyce, choć oczywiście nie zawsze, bo tak jak napisałam z pewnością są wspaniałe małżeństwa którym udaje się być wiernym przykazaniom, ale często rzeczywistość wygląda znacznie mniej "książkowo" i idealistycznie niż to opisujesz. I od tej pory po prostu nie będę już z tak radykalnym przekonaniem jak dawniej oceniać postępowania innych i twierdzić, że skoro mi się udaje to im na pewno też by mogło, że na pewno jest jakies wyjście, że być może ja bym je znalazła. Bo nie jestem w ich skórze i nie mam pojęcia o milionie, trilionie aspektów, które mają wpływ na ich decyzje.

I to jest sedno mojej wypowiedzi. Myślę, że w moim przypadku (niewierzący małżonek) dostanę dyspensę na prezerwatywe od niemalże każdego spowiednika. A nigdy o taką nie prosiłam.To tak na potwierdzenie, że wierzę w sens czystości w małżeństwie i w to, że jej owoce mogą być piękne, a ten zakaz nie jest bezsensowny.
Tym niemniej sama i podkreślam to raz jeszcze, naprawdę w zgodzie ze swoim sumieniem, takiej dyspensy kilkukrotnie nam udzieliłam bo uznałam, że w tych konkretnych okolicznościach wybieram dla naszego konkretnie małżeństwa "mniejsze zło" i działam z miłości do męża.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Oleńka Z » 6 maja 2010, o 00:47

Lucy, Wasz problem, jest delikatnie mówiąc dość poważny. Pewnie już wiele razy rozmawiałaś na ten temat z wieloma spowiednikami, jednak mimo wszystko, radziłabym poszukać jakiegoś spowiednika, mądrego człowieka, z którym będziesz mogła porozmawiać bardzo otwarcie, rzeczowo i "po ludzku"na ten temat. Ja mam to szczęście, że miałam możliwość korzystać ze Spowiedzi Św.u wspaniałego spowiednika. Starszy już człowiek (jednak młody duchem), ale bardzo mądry, taki prosty, rozumiejący, pokorny,...dużo spraw mi wyjaśnił.
(co prawda nie był to tego typu problem jak u Was, ale każdy z nas ma swoje wątpliwości na drodze swojego rozwoju duchowego)
Pozdrawiam
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez kami79 » 6 maja 2010, o 12:03

Lucy. napisał(a):Problem nie w tym Kami, że podwarzamy słowa Boga, o niesłuszności prezerwatywy, bo jestem przekonana, że gdyby Bóg objawił się całemu światu i powiedział, że prezerwatywa jest grzechem ciężkim w Jego oczach, pewnie żadne z nas tutaj już nigdy by po nią nie śięgnęło. Dyskusji poddajemy słuszność zakazu, który jest obecnym stanowiskiem kościoła..

Przypominaja mi si slowa z Ewangelii kiedy bogacz ktory trafil do piekla prosi Abrahama zeby pozwolil mu zejsc na ziemie i powiedziec ludziom zeby unikali grzechu bo w piekle jest strasznie na co Abraham powiedzial, ze juz byly proroctwa na ten temat ktorym nie uwierzyli dlatego nawet gdyby aniol z Nieba zstapil, to i tak nie uwierza. To tak apropos tego ze gdyby Pan Bóg nam sie objawil i osobiscie zakazal prezerwatyw to ludzie by tego nie robili.
Gdyby oddzielac slowo Boga od slowa Kosciola to praktycznie wszystko czego ten drugi naucza, moznaby podwazyc bo w Pismie Swietym nie ma przeciez ani slowa o prezerwatywach....
Sory za ta obszerna dygresje ale jestem teologiem i takie rozwazania przychodza mi do glowy mimowolnie. Ale juz wracam do sedna ;)
Lucy. napisał(a): Nie chodzi o to, że teraz twierdzę "jak jest trudno, to w imię wyższego dobra należy można sięgnąć po prezerwatywe i wtedy jest to w jakiś sposób usprawiedliwione". Nie. Ja po prostu, wbrew temu co pisałam jeszcze niespełna rok chyba temu, zauważam, ze w praktyce życie nie jest takie czarno białe jak Ty to widzisz. Że zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie, że można się pieścić, że hipokryzją jest nazywać używanie prezerwatywy ratunkiem dla małżeństwa..

Wbrew pozorom rozumiem Twoj problem i wcale go nie bagatelizuje.
Chodzi mi tylko o to, zeby nie naciagac swoich osobistych przemyslen pod wskazania Kosciola dotyczace malzenstwa sakramentalnego. Idac torem ludzkiej logiki, faktycznie prezerwatywa czesto wydaje sie jedynym wyjsciem ale skoro Pan Bóg przeznaczyl malzenstwo do swietosci, to napewno zna inne sposoby aby nas prowadzic, nawet przez ogromne krzyze jakie spotykamy w naszej wspolnocie, bez koniecznosci popelniania w tym celu grzechu. Rozumiem kiedy ktos mowi ze stosuje prezerwatywy z premedytacja bo nie widzi innego wyjscia, ale nie mowmy ze Pan Bóg w okreslonych sytuacjach akceptuje prezerwatywy. Pan Bóg napewno rozumie i zna nasze prawdziwe intencje ale nigdy nie jest tak ze w niektorych sytuacjach uwaza prezerwatywy za zlo a w innych za dobro bo przeczylby samemu sobie.
Jesli Kosciol mowi ze antykoncepcja jest zlem to tak jest. Czym innym jest przyzwolenie by na okreslony czas w okreslonych warunkach uzywac prezerwatyw zeby uniknac wiekszego zla a czym innym twierdzenie ze jest to wyjscie dla nas najlepsze i ostateczne i do tego zgodne z przeznaczeniem naszego malzenstwa do swietosci.
Lucy, wiem ze jestes gleboko religijna osoba i nie chce zarzucac Ci rzeczy ktorych nie myslisz ale w Twoim poprzednim poscie pojawily sie rzeczy z ktorymi nie moge sie zgodzic. Chocby powolanie sie na kwestie posluszenstwa zony mezowi czy dbalosc o nierozerwalnosc malzenstwa- w kontekscie uzycia prezerwatywy. Jedno przeczy drugiemu. Ok, jasne jest dla mnie ze masz bardzo specyficzna sytuacje w ktorej ta prezerwatywa moze wydawac sie koniecznym rozwiazaniem ale to w dalszym ciagu jest rozwiazanie czysto ludzkie- byc moze zapewniajace dobra atmosfere w malzenstwie ale caly czas jest to wyjscie ostateczne. Mnie razi w tym wszystkim jedynie to ze ktos robi z tych wyjatkowych sytuacji niemalze dogmat podpierajac sie wyzsza koniecznoscia- stosuję prezerwatywe by ratowac sakrament. I nie pije w tym momencie konretnie do Ciebie- wypowiedzi w opisanym przeze mnie charakterze pojawia sie wiele.
Naprawde rozumiem to ze ktos moze miec chwile slabosci czy nawet uczynic z prezerwatyw staly element swojego pozycia ale niech nie tlumaczy tego racjami wyzszymi, wolą Pana Boga czy innymi religijnymi pobudkami- niech napisze poprostu ze podjal taka decyzje bo wydawala mu sie najlepsza nie robiac z tego jakiegos uczynku milosierdzia podpartego wiara. Ot co. Stosowanie prezerwatyw, jaka by szlachetna nie byla intencja, to caly czas nasza ludzka a nie Boża logika.
Lucy, naprawde wiem ze nie wszystko jest bialo-czarne. Wiem to chocby stad ze sama jestem zona, matka 3 dzieci i do tego w okresie poporodowym ktory niesie wiele trudnosci o ktorych wlasnie piszemy. My tez upadamy. Ale to ze jest nam ciezko nie oznacza ze prawa Boze myla sie w wyznaczaniu nam wlasciwej sciezki na ten czas. Gdyby Kosciol sie mylil, to znaczyloby ze zostalismy wprowadzeni w blad co mialoby ogromne znaczenie dla naszej przyszlosci po smierci.
Piszac to wszystko podpieram sie jedynie wiara w Boga, ktory NAPEWNO nie stwarza nam w zyciu sytuacji ktore sa bez wyjscia. Nawet jesli pozornie wydaje sie ze jest beznadziejnie, musi byc w tym ukryty sens ktory zostanie objawiony tym ktorzy beda wierni do konca. Tym bardziej malzonkowie nie sa pozostawieni sami sobie w ich problemach, Bóg zawsze jest przy nich
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez Oleńka Z » 6 maja 2010, o 14:08

Ja jeszcze chcę tylko dopowiedzieć do mojego poprzedniego posta
Lucy, jak już pisałam jesteś w trudnej sytuacji. Jesteś osobą głęboko wierzącą, Twój mąż jest osobą niewierzącą. Macie problem, który godzi w Twoje uczucia religijne. Pod względem emocjonalnym jest to sytuacja trudna do udźwignięcia, dlatego właśnie uważam, że potrzebujesz oparcia w mądrej osobie -najlepiej spowiedniku, żeby nie brać na siebie całego ciężaru tego problemu. Jest to trudne i dobrze zrobi Ci szczera rozmowa. Też musisz zwrócić uwagę na siebie, żeby się tym zbytnio nie obciążyć. Rozmowa z mądrym spowiednikiem doda Ci sił do pokonywania takich trudności, właściwie ukierunkuje, w razie potrzeby wyjaśni wątpliwości. Nie zostawaj z tym sama.
Jako osoba wierząca wiesz, że małżonkowie są odpowiedzialni nawzajem, za świętość swojego współmałżonka. Czasami bywa tak, że małżonkowie nie są na tym samym etapie swojego rozwoju duchowego. Bywa tak. Jednak nie ustawaj w dążeniu do tej doskonałości, o której piszesz.Módl się za swojego męża i Wasze małżeństwo. Pan Bóg, po to dał nam Sakrament Małżeństwa żeby nas wspomagać Łaską z Niego płynącą.
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez ikm » 7 maja 2010, o 21:28

To ja pisałam o osobnych lóżkach, nadal śpimy osobno, jesteśmy zadowoleni a do tego tak zmęczeni opieką nad dwójką dzieci (przynajmniej ja), że powiedziałam mężowi, że seksu to przez najbliższe 6 mies. nie ma się co spodziewać ( a nie mieliśmy stosunku od 8 miesięcy). Mąż na to, że jemu też seks nie w głowie, może jak dziecię podrośnie to nabierze ochoty - więc u nas sytuacja jest klarowna :D
ikm
Przygodny gość
 
Posty: 56
Dołączył(a): 1 stycznia 2010, o 02:10

Postprzez ...und_ewig » 7 maja 2010, o 21:46

jak wam z tym dobrze to co sie przejmowac :wink:
...und_ewig
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 26 czerwca 2009, o 21:56

Postprzez kami79 » 8 maja 2010, o 11:37

ikm, skoro i tak nie czujecie sie w kondycji do seksu i zakladacie ze przez najblizsze miesiace nie bedziecie wspolzyc to czy konieczne jest to osobne spanie? Nie fajnie byloby miec chociaz ten "podstawowy" kontakt ze soba?
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez ikm » 8 maja 2010, o 16:49

Tak, osobne spanie jest lepszym wyjściem - wiadomo śpiąc razem pokusa zawsze jakaś jest a śpiąc osobno nie ma pokus. Poza tym ja akurat nigdy nie lubiłam wspólnego spania, bo jest mi niewygodnie, wolę zdecydowanie osobno. Do tego do męża się nie przytulam, bo jemu jest zawsze za gorąco, więc się nawet ogrzać nie mogę jak mnie jest zimno, bo jemu jest po prostu za gorąco jak ja się do niego przytulam, taki typ :D
Poza tym jak jestem zmeczona to osobne spanie jest naprawdę o wiele bardziej komfortowe, bo lepiej się wysypiam - a codziennie jestem całymi dniami z 2 dzieci, więc energię mieć muszę.
ikm
Przygodny gość
 
Posty: 56
Dołączył(a): 1 stycznia 2010, o 02:10

Postprzez Lucy. » 12 maja 2010, o 14:00

ikm - wiem o czym piszesz :-) Też jestem sama z dwójką bąbli i perspektywa dużżżego i chłodnego łóżka tylko dla mnie jest dośc kusząca :-)
Skoro czujesz, że Wam to nie szkodzi i "trzymasz rękę na pulsie" to oczywiście masz prawo postępować jak uważasz.

kami - generalnie - ja się z Tobą zgadzam. moja sytuacja jest faktycznie dość wyjątkowa i z takiej perspektywy piszę, chciałam po prostu pokazać, że takie "dziury" i trudne sytuacje po prostu są i wtedy naprawdę trudno o dobre rozwiązanie. naprawdę nie mam zamiaru przekonywać że takie rozwiązanie w naszym np przypadku nie ma znamion grzechu (bo moje działanie w takich okolicznościach nosi nazwę "współudziału w grzechu" i powinno być stale ukierunkowane na nawrócenie męża i że zostało "stworzone przez Boga" pisząc w uproszczeniu.
Trwaj proszę przy swoich wartościach i postanowieniach. Ja wiem z własnego doświadczenia, że czystość (np przed ślubem) może dawać ogromną radość, a takiej parze Bóg naprawdę błogosławi i obdarza czyms pięknym i nieuchwytnym. Wierzę, że w dłuższej perspektywie - działasz uświęcająco dla Waszego małżeństwa.

Olenkita - dziękuję Ci bardzo za troskę. Fakt, ta sytuacja jest trudna. Oczywiscie nie tylko w sferze seksualnej, a także na wielu innych płaszczyznach (wychowywanie dzieci, poglądy, zwyczaje). No ale tak ułożyło się moje życie, mój mąż jest wspaniałym człowiekiem, silniejszym, wrażliwszym, poważniejszym i bardziej odpowiedzialnym od wielu wierzących chłopaków, których spotkałam na swojej drodze.
Miłość. Nie zakochanie. Prawdziwa miłość.
Poza tym moja "wiara" też ewoluowała i stawała się "głębsza" kiedy już byliśmy w stałym, silnym związku.

Dziewczyny, mam prośbę. W temacie "problemy w rodzinie" założyłam nowy wątek - byłoby super, gdybyście zabrały głos
Pozdrawiam ciepło.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez ikm » 12 maja 2010, o 15:37

Lucy. napisał(a): z własnego doświadczenia, że czystość (np przed ślubem) może dawać ogromną radość, a takiej parze Bóg naprawdę błogosławi i obdarza czyms pięknym i nieuchwytnym. Wierzę, że w dłuższej perspektywie - działasz uświęcająco dla Waszego małżeństwa.


Ja tam już nie wiem co myśleć na temat czystości przedmałżeńskiej, znam parę, która chodziła 6 lat (jak dla mnie straaasznie długo)i żyli w czystości - tak się wydawało, potem okazało się, że chłopak nie wytrzymał takiej abstynencji i po kościelnym ślubie okazało się, że od paru miesięcy to on miał kochankę.....Nie obwiniam panny młodej oczywiście - ale jak dla mnie długie chodzenie bez seksu jest jednak niezdrowe.....
ikm
Przygodny gość
 
Posty: 56
Dołączył(a): 1 stycznia 2010, o 02:10

Postprzez Lucy. » 12 maja 2010, o 19:07

Nie wiem czy zauważyłaś, ale generalnie pary, które chodzą ze sobą baaardzo długo tj np 6, 7, 8 lat, czy żyją ze sobą w czystości czy nie, często się rozstają. Moja przyjaciółka rozstała się właśnie z facetem po 8miu latach bycia razem, a czystości nie zachowywali od samego początku. Myślę, że nie jest problemem długie chodzenie ze sobą bez seksu tylko generalnie długie chodzenie ze sobą w ogóle. Pewnie, że są pary który poznają się bardzo wcześnie "za dzieciaka" albo takie które mają naprawdę jakieś bardzo duże przeszkody, zeby pobrać się po tych 2,3 latach chodzenia i trudno mieć im coś do zarzucenia, ale ogólnie z moich obserwacji i przemyśleń wynika, że długie zwlekanie z małżeństwem często kończy się kiepsko. I myślę, że to zupełnie logiczne - w każdym związku po kilku latach pojawia się jakiś kryzys, kłopoty, większe nieporozumienia. Małżeństwo w takiej sytuacji walczy - pracuje nad tym, żeby było lepiej. A przynajmniej większość małżeństw. Rozwód jest ostatecznością. O wiele łatwiej mimo wszystko jest zerwać nieformalny związek.

Co do czystości przed małżeństwem to uważam i czuję, że dla nas była ona błogosławieństwem. Okres narzeczeństwa i"chodzenia ze sobą" wspominam jako najpiękniejsze i najbardziej kolorowe lata mojego życia. Dosłownie czułam jak łaska Boża nas niesie. Znajomi (z których mało kto w ogóle myślał o czystości przedmałżeńskiej) zawsze przedstawiali nas jako wzór pary, zazdrośili tego jak nam się układa. Może brzmi to nieskromnie ale było to naprawdę bardzo miłe :-)
Poleciłabym czystość przed ślubem każdemu z ręką na sercu. A nie było bardzo łatwo, bo to także spoczywało na moich "barkach". Ale byłam bardzo przekonana o słuszności swojej decyzji, a mąż bardzo mnie kochał więc udało nam się bez większych upadków.

A mam porównanie bo byłam też kiedyś w szaro-czarno-brązowym związku bez czytości, zupełnie inna relacja.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez ikm » 12 maja 2010, o 20:44

Lucy. napisał(a):Poleciłabym czystość przed ślubem każdemu z ręką na sercu. A nie było bardzo łatwo, bo to także spoczywało na moich "barkach". Ale byłam bardzo przekonana o słuszności swojej decyzji, a mąż bardzo mnie kochał więc udało nam się bez większych upadków.


Ja tez bym polecila :-) Jednak uważam również, że do zachowania czystości potrzebne jest niezbyt długie chodzenie. 3-4 lata to już kosmos moim zdaniem. Najlepiej max.1,5 roku - ale ja to temperamentna akurat jestem dziewucha :twisted: Dawniej w latach 40-tych na wsi gdzie mieszkała moja babcia, to ksiądz zalecał max. pół roku chodzenia ze sobą - nie wyjasniał czemu ale widać rozumiał że krew nie woda :D
ikm
Przygodny gość
 
Posty: 56
Dołączył(a): 1 stycznia 2010, o 02:10

Postprzez ikm » 12 maja 2010, o 20:56

Lucy. napisał(a):Nie wiem czy zauważyłaś, ale generalnie pary, które chodzą ze sobą baaardzo długo tj np 6, 7, 8 lat, czy żyją ze sobą w czystości czy nie, często się rozstają.


Rzeczywiście coś w tym jest. Ja jednak uważam, że zwłaszcza w związkach pragnących żyć w czystości, długie chodzenie jest po prostu nierozsądne. Każdy jest istotą seksualną i swoje potrzeby ma. W związku o którym piszę (koleżanka) chłopak do samego ślubu stwarzał pozory, że wszystko jest ok., że on chce tak bardzo po katolicku. Ja jednak wiem również, że dziewczyna pod tym względem była na maxa konserwatywna, wychowana w katolickiej konserwatywnej rodzinie i "inaczej sobie nie wyobrażała jak w czystości do ślubu", pomijając rozmowy o szczegółach na ten temat.
Że on na parę miesięcy przed ślubem wdał się w romans to ja nawet w tej sytuacji jestem w stanie zrozumieć. Okazało się na dodatek, że tamta druga okazała się czymś poważniejszym - zakochał się w niej, następnie dość szybko poszli do łóżka i....do dziś są razem i wydają się być szczęśliwi, mają dzieci. On nie chciał stracić narzeczonej - a jednocześnie nie potrafił wytrzymać bez seksu latami. No i spotkał inną która mu latami nie odmawiała. Szkoda tylko, że swojej narzeczonej o tym nie powiedział przed ślubem, potem ta panna młoda przeżyła koszmar, oczywiście rozwiedli się szybko (mieli ślub koscielny) a on pozostał z tamtą na stałe i są razem.
ikm
Przygodny gość
 
Posty: 56
Dołączył(a): 1 stycznia 2010, o 02:10

Postprzez Oleńka Z » 12 maja 2010, o 23:52

Lucy. napisał(a):Ja wiem z własnego doświadczenia, że czystość (np przed ślubem) może dawać ogromną radość, a takiej parze Bóg naprawdę błogosławi i obdarza czyms pięknym i nieuchwytnym.

Ja się z tym zgadzam. Fakt, że my mieliśmy szczęście, spotkać na drodze swojego życia (na rekolekcjach dla narzeczonych) mądrego człowieka,(prowadzącego wraz z żoną rekolekcje). Dzięki niemu dużo zrozumieliśmy, dowiedzieliśmy się na ten temat. Zawsze chcieliśmy wytrwać w czystości, ale rekolekcje te jeszcze nas w tym umocniły. Zrozumieliśmy wtedy, „dlaczego warto czekać” (bo to, że warto, to wiedzieliśmy ,ale dotarło do nas „ tak na rozum” „dlaczego tak naprawdę warto czekać”)zaakceptowaliśmy to, przyjęliśmy oboje,( to nie tylko ja byłam tą osobą, która jakoś to „wymuszała” na narzeczonym , ale była to, nasza wspólna decyzja, gdzie mój obecny mąż, był bardzo zdecydowany tak żyć, też nie wyobrażał sobie, że może być inaczej, oboje tak chcieliśmy i udało nam się). Muszę przyznać, że akurat dla nas przyniosło to błogosławione skutki. Obecnie po prawie 7 latach małżeństwa, mogę stwierdzić, że warto było czekać. Cała sfera intymna jest przez nas przeżywana w sposób szczególny, Jak w każdym małżeństwie przeżywaliśmy różne trudności ,problemy, konflikty w codziennym życiu, co niekiedy niekorzystnie odbijało się na tej szczególnej naszej relacji, jednak generalnie ,sfera ta, pozostała można powiedzieć w dalszym ciągu, „czysta” „ nietknięta”( w sensie nie zniszczona) przez owe konflikty , bardzo „jakościowo dobra” jedocząca nas itd. i z każdym rokiem jest coraz lepiej. Tak więc gdybym mogła cofnąć czas to zrobiłabym tak samo mój mąż ma podobne zdanie.
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez kami79 » 13 maja 2010, o 22:33

Oleńka Z napisał(a):Cała sfera intymna jest przez nas przeżywana w sposób szczególny, Jak w każdym małżeństwie przeżywaliśmy różne trudności ,problemy, konflikty w codziennym życiu, co niekiedy niekorzystnie odbijało się na tej szczególnej naszej relacji, jednak generalnie ,sfera ta, pozostała można powiedzieć w dalszym ciągu, „czysta” „ nietknięta”( w sensie nie zniszczona) przez owe konflikty , bardzo „jakościowo dobra” jedocząca nas itd. i z każdym rokiem jest coraz lepiej. Tak więc gdybym mogła cofnąć czas to zrobiłabym tak samo mój mąż ma podobne zdanie.


Mam dokladnie takie same odczucia. Budowanie naszej relacji intymnej zaczelo sie juz podczas trwania w czystosci przed slubem. I rowniez obserwuje ze z kazdym rokiem jest coraz lepiej. Ta wstrzemiezliwosc to byl pewien wstep do dalszej pracy nad nasza bliskoscia, jak dla mnie niezbedny. I choc wiele osob podwaza jej sens podajac jako argument ogolna frustracje psycho- fizyczna z tego powodu, to jestem przekonana ze dla kazdej pary odniesie ona zbawienne skutki na przyszlosc- bo w koncu nie tylko o ta meczarnie chodzi ale o cwiczenie pewnych postaw na dalsze wspolne zycie.
Wstrzemiezliwosc we wszelakich formach byla praktykowana w calej historii zbawienia, niejednokrotnie czytamy o tym w Pismie Swietym, co tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu ze jest ona jak najbardziej z woli Bozej i nie moze prowadzic do zlego- choc czlowiek ze swojej natury jest slaby i bedzie upadal.
Apropos dlugiego chodzenia i trwania w czystosci to nawet Sw. Pawel w ktoryms liscie zalecal zeby majac swoja kobiete, dązyc do poslubienia jej zamiast "plonac".
Dla nas czystosc zaczela sie paradoksalnie tak naprawde dopiero wtedy gdy razem zamieszkalismy- 9 miesiecy przed slubem. Wczesniej to byla walka, ktora podejmowalam tylko ja- i zawsze byla przegrana. A gdy zamieszkalismy razem, moj maz nieoczekiwanie sie nawrocil i zaczelismy zyc jak brat z siostra. W niedlugim czasie zareczylismy sie.
Byl to chyba swego rodzaju cud. zaraz po tym jak sie wprowadzilam, poszlam do spowiedzi podczas ktorej ksiadz "kazal" mi sie wyprowadzac zeby nie grzeszyc. Musial chyba wtedy Duch Swiety cala swoja moca zadzialac bo postanowilam nigdy wiecej juz nie tknac mojego chlopaka nawet palcem, chocby mialo sie to zakonczyc naszym rozstaniem i wyprowadzka. I bylam pewna ze tym razem sie nie ugne, jak jeszcze nigdy wczesniej. No i zakonczylo sie tym ze kiedy majac swiadomosc ze moge go stracic delikatnie zasugerowalam mu zeby jednak rozdzielic lozka, uslyszalam nieoczekiwanie ze to dobry pomysl i nie wiem jak to sie stalo, ale moj facet zaczal wierzyc w Boga a byl zacietym ateista.
Pan Bóg dziala cuda o jakich nie snimy, modlilam sie o jego nawrocenie przez ponad 5 lat bycia razem, upadalam rownoczesnie i pokazywalam mu naprawde kiepskie swiadectwo mojej wiernosci Bogu. Ale jednak kiedy postanowilam ostatecznie wybrac Jezusa, On dal mi wierzacego chlopaka ktory potem zostal moim mezem.
Pozdrawiam
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez Lucy. » 13 maja 2010, o 22:42

Dziękuję Ci Kami :-)
Wlałaś w moje serce nadzieję :-)
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez lajla » 13 maja 2010, o 23:12

Moim zdaniem również warto zachować czystość małżeńską i nie odwlekać ślubu. :) Ale co do horroru poporodowego, to już mam inne zdanie i nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że to tak cudownie wpływa na małżeństwo, może jeśli para ma mały temperament... ale te miesiące życia jak brat i siostra, a później męczarnie jak np. dzieci chorują w czasie, kiedy można się poprzytulać. Sorry ale to wbrew naturze! Dodam jeszcze, że nie chcę się z nikim kłócić, tylko zaznaczyć, że choć doceniam wartość czystości narzeczeńskiej, to jednak nie jestem fanatyczką długiego życia we wstrzemięźliwości w małżeństwie, jeśli to działa frustrująco na małżonków. Ot, tyle!
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kami79 » 13 maja 2010, o 23:34

lajla,
tak naprawde to wszystkie mamy takie samo zdanie jak Ty, tyle ze jestesmy zobligowane przez nasza wiare do posluszenstwa pewnym zasadom, nawet jesli w duchu czujemy ze sa one bezsensowne. Wierze mimo wszystko ze ta wiernosc jakies owoce przyniesie choc nie twierdze ze dlugotrwala wstrzemiezliwosc w malzenstwie sama w sobie zasluguje na to by ja wychwalac :roll:
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Powrót płodności po porodzie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości