Przez ostatnie trzy cykle mój organizm zachowuje się nie bardzo książkowo -
już wyjaśniam: okres temperatur niższych zawsze kończył się dniem szczytu, po
nim temperaturka pięknie skakała. A od paru cykli jest tak: odnotowuję dzień
szczytu, po którym temperatura jeszcze przez 2 dni utrzymuje się na poziomie
niższym, dopiero na trzeci dzień rośnie - zaznaczę że zaraz po dniu szczytu
śluzu brak (no, to oczywiste), szyjka od razu się zamyka i twardnieje - tylko
ta temperatura jakoś nie idzie równo z tymi dwoma objawami... w rezultacie
czas niepłodności wypada mi pięć dni po dniu szczytu, pięć dni po zamknięciu
się szyjki i trzy dni po wzroście temperatury...
Czy w związku z tym mogę się oprzeć na obserwacjach szyjki i śluzu, a na
temperaturę przymknąć oko? A w ogole o czym może świadczyć takie opóźnienie
wzrostu temperatury?
Jeśli namąciłam, to przepraszam - liczę na radę... dzieki!