Dołączam do grona "pragnących zostać mamusiami"
Mam na koncie podwyższoną prolaktynę, zaniżony progesteron i sześć miesięcy starań
Najbardziej denerwuje mnie te kilkanaście dni niepewności, które muszą upłynąć od owulacji do pierwszego dnia spodziewanej miesiączki. Staram się wtedy wtedy więcej niż zawsze pracować, ale i tak wszystko kręci się w okół myśli o dziecku. A jak pojawią się jakiekolwiek symptomy to już w ogóle...
Teraz też tak mam - 16 dzień od owulacji, ból piersi i podbrzusza, podwyższona temperatura i mdłości (o dziwo nie poranne tylko wieczorne). I jak tu nie myśleć o ciąży?
Oczywiście zdążyłam zrobić już kilka testów, z czego wszystkie wyszły negatywnie. Z tymże u mnie to jest tak, że nawet jak dostanę okresu to łudzę się, że to plamienie z zagnieżdżenia...
Ps. Podziwiam obecne na tym forum kobietki, które o ciąże starają się od lat. Widząc swoje sfiksowanie na punkcie dziecka po 6 miesiącach starań, jestem niemal pewna, że po kilku latach bym się załamała. A Wy, mimo że macie gorsze dni, w większości przypadków nie tracicie nadziei.
Obiecuję modlitwę!
W końcu, "O cokolwiek prosić będziecie..."
:]
Sama zresztą znam bezpłodną kobietę, która w wieku ok. 32 lat urodziła dziecko. Co prawda przez to czekanie jest wobec niego trochę - mówiąc delikatnie - nadopiekuńcza, ale ważne że w końcu wymodliła