Dzięki
kiniu za radę. Tak też zrobię. Powiem szczerze, że to raczej mój gin naciska na badania męża, a ja się opieram, bo jestem dokładnie tego samego zdania, co Twoja pani dr, choć wiem, że
Kręciołek ma rację z tymi bakteriami. Zresztą będę zmieniać gina. Poprzednio miałam wspaniałego lekarza, kompetentnego i konkretnego, nie robił mi problemów z badaniami. Zawsze przepisywał te, które chciałam. I choć na npr mało się znał, to szanował moje zdanie i zawsze brał pod uwagę moje spostrzeżenia, zwłaszcza gdy usłyszał, ile już lat się obserwuję. Niestety niedawno zmarł niespodziewanie.
To był lekarz z prawdziwego zdarzenia. Zastąpił go młodszy, no i niestety mam poważne wątpliwości co do jego kompetencji. Przy każdej wizycie wyskakuje z jakimś tekstem, po którym ręce mi opadają, np. że owulacja musi być koniecznie w 14 dc.
Jeśli zaś nie jest, to coś ze mną nie tak. Na pewno mam cykle bezowulacyjne i takie tam. ZGROZA! Do tego w ogóle nie słucha, co mam do powiedzenia i daje do zrozumienia, że nie ja jestem lekarzem. Odkąd u nas nastał, badania robię prywatnie, bo on "nie widzi potrzeby, żeby mi je przepisywać. Najwyżej da w kolejnym cyklu". A ja mam w nosie jego widzimi się, bo ja już prawie rok czekam i każdy cykl, to dla mnie kolejny stres. Chcę wiedzieć, jeśli coś jest nie tak. Zresztą chciałabym, by w końcu jakieś badanie dało odpowiedź, co jest grane. Jestem pewna, że byłabym spokojniejsza. Ech... To straszne na jakich lekarzy często trafiamy. A już dobrego gina (i to w obrębie poradni, a nie prywatnie) to ze świecą szukać. Problem polega na tym, że w obrębie mojego miasta dobrych specjalistów brak. Ostatni zmarł, no więc teraz czekają mnie chyba wyjazdy do Bielska, a to dość daleko ode mnie. Tamten był przynajmniej na miejscu... Tak czy siak wiem, że muszę wyluzować i powiem ci kiniu, że jest już w tej kwestii postęp, bo jakiś czas temu stresowałam się cały cykl, teraz już tylko "w końcówce".