A ja już nie wiem, co ze sobą zrobić...
Ostatnio zaniedbałam codzienne pomiary temperatury i w tym cyklu skończyłam mierzyć, zanim tak naprawdę uzyskałam fazę wyższych temperatur. Tzn. zobaczyłam jedną wyższą i już dalej nie mierzyłam. I w ten sposób nie wiem z całą pewnością, czy ta temperatura rzeczywiście była wyższa. Chyba tak. W związku z tym, gdzy wczoraj mijał sobie 16 dzień wyższych temperatur powoli zaczęła budzić się we mnie jakaś nadzieja - nigdy nie miałam aż 16 wyższych temperatur - najczęściej 12, dwa razy zdarzyło mi się 15.
Do tego @ jakby o mnie zapomniała: przygotowana byłam na nią od czwartku, spodziewałam sie jej w piątek (a to po załamaniu nerwowo-płaczliwym w czwartek - zazwyczaj tak mam dzień przed miesiączką), potem w niedzielę - bo w sobotę poszalałam na imprezie - a tu nic.
I nawet brzuch mnie nic nie bolał, ani nie był napięty, jak zawsze.
No i dzisiaj w południe przyszła
Tyle, że też iczaej niż zwykle, bo dzień cały minął, a mnie nic nie boli, nie mam "ciężkiego", wielkiego brzucha - a zazwyczaj dwa pierwsze dni jechałam na Ketanolu. No i krew pojawiła się dopiero później, a najpierw było takie brązowawe plamienie - nigdy tak nie miałam.
Popisałam sobie.... i w sumie zastanawiam się, po co.
@ jest (choć dziwna), ja nawet nie rozpaczam. Chyba wypłakałam swój miesięczny limit łez w czwartek.
Choć... chyba czekam, że któraż z was wybije mi z głowy możliwość bycia w ciąży i plamień. Bo wiem, że jest taka możliwość. Ale staram sie wyrzucić w głowy tą myśl, bo nie chcę się na nic nakręcać.
Co o tym wszytkim myślicie?