Antkowa w pełni Cię rozumiem.. mam wrażenie jakby część Twojej historii była o mnie
ok. rok temu postanowilismy zaprzestac starań z myślą 'jak Bóg da-będziemy najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem, jak nie-trudno'
..to było po ok.3 letnim staraniu się (wcześniej tez zdażało nam się celowac w 'te' dni więc może i nawet powinnam liczyć więcej).. mieliśmy juz dość wszystkiego -badań, koleżanek, które co jakiś czas przychodziły z dobrą nowiną, że są w ciąży (jedne w chcianej inne w nieplanowanej), mam dosyć sporą rodzinę w której ja zostałam ostatnią 'bezdzietną' -nie licząc mojej ostatniej siostry, która niebawem wychodzi za mąż i dalekiej kuzynki, która ma dop.21 lat i żoną została 0,5roku temu... mieliśmy dość badań, lekarzy, ich opini (zwykle co lekarz to inna opinia
) itd.. jest tylko główna różnica między nami - u mnie w rodzinie nikt nie wie 'wprost', że tak bardzo pragniemy dziecka.. czasem histerycznie chciałabym żeby nagle wszyscy dowiedzieli się o naszych cierpieniach, żeby ktoś właśnie pocieszył
...wiem, że to ciągłe pocieszanie z czasem nieudanych prób staje się męczące i ciężkie, ale uwierzcie, kiedy mam doła giganta, zero chęci do czegokolwiek, nie mam już łez, czasem mam wrażenie, że nie mam już nawet uczuć, leżę sobie (chyba już wtedy tylko leżę
) -właśnie wtedy brakuje mi tego, że nikt nie wie, że nikt nachalnie i nieudolnie nie pociesza
kiedy w rodzinie lub wśród znajomych jest rozmowa o dzieciach, o ciąży, stoję sobie 'gdzies z boku' i jestem nieobecna, tłumie wtedy swój podwójny ból i żałuję, że niepotrafię podzielić się smutkiem z najbliższymi... szczególnie z mamą, która stara się być taka ostrożna, gdy o jest o 'tym' mowa...a ta ostrożność chyba jeszcze bardziej boli niz chęż przytulenia, pocieszenia 'zobaczysz jeszcze i wam się uda'
tak więc chyba ani w Twoim przypadku ani w moim nie jest lepiej... pewnie osiągnięcie jakiegoś złotego środka byłoby rozwiązaniem.... tylko jak to zrobić po takim czasie...
sorki, ze tak się rozpisałam, chcę dodac jeszcze coś pocieszającego
...mimo tych problemów, z którymi każda z nas się boryka ja szczerze wierzę w to, że każdy ma w sobie siłę żeby znów zacząć walczyć o dzidzię.. nawet po 4 latach (pewnie i później też) -musimy tylko spróbować znaleźć tą siłę, która (tak jak teraz mi) pomaga zwalczać najgorsze myśli, dodaje wiary i nadziei...
trudno jest opisac na forum na czym to polega, ale ja poprostu przez ostatni m-ąc zmieniłam swoje nastawienie o 180o ...od czterech lat pierwszy raz szczerze pomyslałam, że naprawdę mogę być mamą, że naprawdę mogę być w ciąży... itd..
[przygotowałam sobie karteczki z modlitwami i z całych sił staram się modlić -wiem, ze może niektóre z Was robią to już od dawna i moze stało się juz to (przepraszam za porównanie) czymś powszednim, nie przynoszącym takiego pocieszenia jak na początku -ale jesli o mnie chodzi to chyba jest tylko w mojej glowie.. np.wstaje rano bez checi do 'zycia', brak nadzieji, dzien szary, wszystko wskazuje, że ddzis będzie 'ciężko' -tylko, ze to ja o tym zadecyduję... powtarzam sobie wtedy, ze ode mnie zalezy czy chce zeby Pan Bóg mogł mi pomóc -albo otworzę się i pozwolę Mu dzialać albo poddam się nastrojom, złym przeczuciom o kolejnej porazce itd.. i uwierzcie (zreszta pewnie to wiecie
) to naprawdę działa!! czasem jest ciężko i trzeba troche nad tym popracować-pomodlic się mocniej, prosic o łaski, o siłę... ale to naprawde działa!!
i jestem
Wam tez za to wdzięczna, bo na tym forum między waszymi postami znalazłam wiele słów pocieszenia i otuchy i dla mnie
((przepraszam za taki długi post, ale tak bardzo potrzebowałam się z Wami tym podzielić
i dziękuję, ze jestescie i trzymacie się razem!! ))