Witajcie kobietki.
Ja również wracam po prawie 2-tygodniowej nieobecności na forum. U mnie życie się troche skomplikowało. Po wielkiej radości ujrzenia 2 kreseczek nastapił czas grozy i niepewności kolejnego dnia. Pierwsza wizyta przebiegła pomyślnie choć nie było jeszcze słychać serduszka, ale starałam się byz spokojna tym bardziej, że to było jeszcze za wcześnie. Niestety po tydodni wylądowałam w szpitalu z plamieniami a właściwie z krwawieniami, koszmar polegał tez na ty, że nie mogłam się dodzwonić do mojego lakarza(była to niedziela) więc byłam zmuszona jechać do naszego szpitala. W między czasie zadzwonił do mnie mój lekarz, ale ja byłam juz w drodze do udzielania mi pomocy przez innego gina. Usg wykazało, że zaczęło bić serduszko, dostałam luteine i zalecono mi lażenie. Na drugi dzień wylądowałam u mojego lekarza w szpitalu, dostając zastrzyk na podtrzymanie. To był koszmar. W tą niedziele byłam na kolejnej wizycie i trochę sie uspokoiłam. Dzidziuś się trzyma ma juz 15 mm a serduszko bije jak dzwon. Znowu dostałam zastrzyk i zapisano mi duphaston zamiast luteiny. Teraz jeszcze podstawowe badania muszę zrobić. Kolejna wizyta 30 grudnia i lekarz wykona badania genetyczne aby sie upewnić, że wszystko jest ok.
Dziewczyny proszę o modlitwę i wsparcie. Bardzo się boję o dzidziusia i nie potrafię sie pogodzic z myslą że cos mogłoby sie mu stać. Mąż jest cały czas przy mnie, podaje obiadki, robi herbatki......itp,ale przede wszystkim jest przy mnie duchowa, mimo wszystko strach zagląda mi w oczy.
Pozdrawiam wszystkie.
Papa
Ps NIestety cały czas musze leżeć i nie mam stałego dojścia do kompa bo mieszkam na piętrze
a nie moge tyle chodzic po schodach.