przez szczęśliwa mama » 20 października 2009, o 15:34
Niesamowicie wzruszający tekst. Sama straciłam dziecko, poroniłam w 8 tygodniu ciąży. Ledwo lekarz potwierdził ciążę by w kilka dni później kolejny potwierdził moje najgorsze obawy, że nie mam zbyt dużych szans na donoszenie tej ciąży, dzień później najsza kruszynka opuściła moje łono i nastał okrutny czas żalu, bólu, niezrozumienia, obwiniania na zmianę siebie i męża, choć właściwie w głębi serca czułam, że niczyjej winy w tym co się stało nie było.
Zrozumiałam, że Bóg chce mi coś powiedzieć, coś ważnego... To co się stało bardzo zbliżyło mnie i męża do siebie, postanowiliśmy nie poddawać się w walce o drugie dziecko (pierwsza ciąża była cudownym czasem, świetnie się czułam a po urodzeniu córeczki nie mogłam się doczekać kiedy znowu będę w ciąży).
Lekarze doradzali byśmy zaczekali chociaż 3 miesiące. My jednak nie chcieliśmy czekać, postanowiliśmy zaufać Bogu i w następnym cyklu Bóg obdarował nas fasolką. Czekaliśmy w niepewności i strachu do końca 8 tygodnia, po tym czasie odetchnęliśmy z ulgą. Nasza radość nie trwała długo 3 tygodnie później pojawiły się plamienia (jak w poprzedniej ciąży) z drżacym głosem poprosiłam męża by zawiózł mnie do szpitala. Powoli zaczęłam się pakować, mąż musiał jeszcze na chwilę pojechać do pracy, zostałam sama z córeczką i obawami (gdy tylko na nią spojrzałam wybuchałam płaczem, nie potrafiłam jej tego wytłumaczyć, patrzyła na mnie swoimi cudownymi niewinnymi oczkami pytającymi co się dzieje a ja tylko płakałam), postanowiłam wziąć prysznic by nie zwariować (szum wody zawsze mnie uspokajał). Zaczęłam się modlić do Boga, a potem do Taty mojego męża, który nieżyje i nagle moją duszę i serce ogarnął niesamowity spokój i pewność, że wszystko będzie dobrze, że muszę tylko zaufać Bogu, że wszystko w Jego rękach.
Dziś Rysio (imię ma po dziadku, do którego się modliłam) ma już prawie roczek. Jest najpogodniejszym dzieckiem jakie znam, jest moim światełkiem i przypomnieniem, że wszystko pochodzi od Boga, że małżeństwo to Sakrament, za który trzeba dziękować każdego dnia, że trzeba być razem, nigdy obok siebie, że dopóki jesteśmy sobie wierni, uczciwi wobec siebie nawzajem i kochamy się nic nie jest w stanie nas zniszczyć. Dlatego zawsze będę dbała o to by między nami było jak najlepiej, wiem, że wtedy Bóg właśnie na to chciał mi zwrócić uwagę...
"Nie wystarczy pokochać, trzeba jeszcze umieć przenieść tę miłość przez całe życie" - K. I. Gałczyński