Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 07:49 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

poród - z mężem czy sama?????

... czyli mamusie oczekujące, łączcie się (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

poród - z mężem czy sama?????

Postprzez kiniaa » 29 września 2009, o 14:52

Dziewczyny,
w sumie mam jeszcze sporo czasu (aktualnie połowa ciąży), ale już się zastanawiam nad porodem.
Nie wiem czy ja jestem wyjątkiem, czy coś ze mną nie tak, ale pomimo, że strasznie kocham swojego męża i długo staraliśmy się o maluszka itd. to w ogóle nie zależy mi na porodzie rodzinnym :/ Nie wiem, jedyne o czym myślę, to żeby dzidzi urodziło się w terminie i żeby był mój lekarz prowadzący i dobra położna, a nie mąż.
Wiem, że jest moda na porody rodzinne, ale jakoś do mnie to nie dociera. Mąż może dla mnie poczekać na korytarzu, ale nie wiem po co miałby być przy mnie w trakcie porodu.
Być może wynika to z faktu, że -jeżeli wszystko pójdzie dobrze - to będę rodzić w szpitalu, gdzie moja mama też jest lekarzem i większość personelu zna, a poród obierze mój lekarz prowadzący (jednocześnie prywatnie dobry znajomy - zna mnie od dziecka), więc raczej zadba o dobrą atmosferę. Nie wiem, może jakbym rodziła w jakimś szpitalu, gdzie nikogo nie znam (czyt. nie mam tzw. "znajomości"), to też inaczej bym myślała i wolałabym mieć "obronę" męża przy sobie :)
Tylko że nigdy mi nie zależało mi na tym, żeby mąż był przy porodzie. Myślałam, że w ciąży to się zmieni, ale ani drgnęło.


A tak na marginesie- co robi mąż podczas porodu?
Moją bratową trzymał za rękę i mówiła, że sobie nie wyobraża, żeby go tam nie było. Mówiła, że teraz tylko samotne matki rodzą same (chociaż wtedy biorą koleżanki).

W sumie do tej pory spotkałam tylko 2 koleżanki, które mnie rozumiały i podzielały moje zdanie. Reszta sobie nie wyobraża rodzić beż męża, no i w kółko tylko słyszę porody rodzinne, porody rodzinne.
A do mnie to w ogóle nie dociera :(

Czy ja jestem normalna?
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Postprzez niebieski » 29 września 2009, o 15:11

Czesc

‘’po co mialby byc przy tobie podczas porodu’’ to czesciowo sama sobie odpowiedzialas na to pytanie. Chocby nawet po to aby potrzymac cie za reke i razem z toba przyjac dlugooczekiwane malenstwo……………..
Nie jestes sama z tymi myslami i jest to calkiem normalne.
Mysle, ze bedzie bardzo duzo roznych opinii a osobiscie to mam zdanie, ze znajdzie sie jeszcze jedno miejsce dla twojego ukochanego…….gdzies na sali porodowej;)))

Niebieski
niebieski
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 2 września 2006, o 19:16

Postprzez Kacha » 29 września 2009, o 16:05

Ja mam kinu dolkadnie to samo, ciagle nie wiem czy chce zeby maz tam byl tym bardziej ze wiem jak reaguje na widok krwi a o np plusnieciu wod polodowych nie wspomne-wrazliwy jest chlopak po prostu, zniesmacza sie takimi widokami wiec moze dla naszego wspolnego dobra nie powinien tego widziec...? sama nie wiem, z jednej strony chcialabym zeby mnie jakos wsperal ale z drugiej i tak bede najbardziej skupiona na innych rzeczach, dla mnie najwazniejsze jest zeby zaraz po proodzie trzymal mnie za reke :)
tez mam dylemat, bo sam mowi ze jesli chce zeby on byl to bedzie....Choc jest jeszcze taka sprawa ze maz daleko pracuje wiec po ludzku moze nie zdarzyc jak sie zacznie w ciagu dnia.
Kacha
Domownik
 
Posty: 350
Dołączył(a): 15 stycznia 2008, o 20:39

Postprzez wiedźma » 29 września 2009, o 18:19

Kacha napisał(a): nie wiem czy chce zeby maz tam byl tym bardziej ze wiem jak reaguje na widok krwi a o np plusnieciu wod polodowych nie wspomne-wrazliwy jest chlopak po prostu, zniesmacza sie takimi widokami

ja też miałam mieszane uczucia co do obecności męża, ale nie żałuję jego obecności. Mój mąż należy do mega hipohondryków i mdleje na widok krwi (przy pobieraniu krwi pielęgniarki muszą go cucić, choć chłop jak dąb), a przy porodzie nawet jak się na niego zżygałam nie przestał jeść frytek spod łóżka :wink:
Co mąż robił? Trzymał mnie za rękę, podtrzymywał mi głowę, pilnował mnie pod prysznicem, obsługiwał telefon komórkowy (relacjonował dziadkom i rodzeństwu postęp akcji, nie dopuszczał, aby mnie denerwowali) przecinał pępowinę i ogólnie BYŁ. Dzięki tej obecności naocznie się przekonał co przeszłam, z czym to się je i jak ogromny to był dla mnie wyczyn i teraz w domu jest dla mnie cudowny i wyrozumiały i wie co się ze mną i synkiem dzieje. O więzi z synkiem nie wspomnę - to on jako pierwszy wziął go na ręce i zrobił mu krzyżyk na czole :lol:
Bałam się jak potem będzie na mnie patrzał, czy będzie widział we kochankę, ale nic takiego się nie stało i niecierpliwie czekamy na koniec okresu połogu :wink:
wiedźma
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 282
Dołączył(a): 24 września 2007, o 13:25
Lokalizacja: Pomorze

Postprzez Kacha » 29 września 2009, o 21:34

wiedźma bardzo Ci dziekuje za Twoje swiadectwo, mysle ze pomoze ono nam obojgu w podjeciu decyzji :)
Kacha
Domownik
 
Posty: 350
Dołączył(a): 15 stycznia 2008, o 20:39

Postprzez kiniaa » 29 września 2009, o 21:43

No właśnie też dziękuję- jeszcze sporo czasu. Ale dobrze tez posłuchać doświadczeń innych.
Z drugiej strony mam podobną sytuację, co Kacha. Mieszkamy w W-wie, a chcę rodzić w swojej rodzinnej miejscowości (tu mam lekarza i szpital jest bardziej - jakby to nazwać - "kameralny :) "). No i nie wiem, czy mąż zdąży te 150 km w razie rozpoczęcia "akcji" na czas dojechać.
Zobaczymy jak będzie.
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Postprzez Anita_T » 30 września 2009, o 09:18

Mój mąż też się boi szpitali, igieł i innych rzeczy, ale był przy mnie, nie zemdlał, pomagał pójść do WC, bo jak były bóle to nie było już takie proste, mi bardzo to pomogło.
Wyszedł jedynie, jak dawali mi znieczulenie, bo nie lubi widoku igieł. Ale nie wyobrażam sobie rodzenia bez niego, sama obecność bardzo pomaga, choć czasami denerwował mnie gadaniem :) Ale sam w zasadzie nie wiedział, jak do końca mnie pocieszać, jak bolało.
Anita_T
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 234
Dołączył(a): 28 maja 2004, o 08:30
Lokalizacja: podlasie

Postprzez Anita_T » 30 września 2009, o 09:23

Jeśli mąż chce uczestniczyć, to ja najbardziej, myślę, że to jedyna i niepowtarzalna chwila, a przecież nie musi patrzeć tam gdzie nie trzeba, może siedzieć przy głowie.
Anita_T
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 234
Dołączył(a): 28 maja 2004, o 08:30
Lokalizacja: podlasie

Postprzez wiedźma » 30 września 2009, o 09:41

Anita_T napisał(a): choć czasami denerwował mnie gadaniem :)


to mi przypomina jeszcze jeden plus - miałam na kogo nakrzyczeć :wink: na dobrą położną czy lekarza przecież nie nakrzyczę czy nie powiem żeby się zamknęła :wink:
wiedźma
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 282
Dołączył(a): 24 września 2007, o 13:25
Lokalizacja: Pomorze

Postprzez mmadzik » 30 września 2009, o 10:19

Ja nie wyobrażam sobie porodu bez męża, z tym że u mnie było tak od zawsze... Liczę na jego pomoc w czasie porodu, na "pilnowanie" mnie, kontaktowanie się z personelem, ale też na obecność po prostu - ważne jest dla mnie to poczucie, że on jest obok, nawet jakby miał tylko być. Od razu mój poziom poczucia bezpieczeństwa mocno wzrasta. No i bardzo ważny (dla nas obojga zresztą) jest natychmiastowy kontakt taty z dzieckiem. Ja tak sobie myślę, że nigdy nie wiadomo, co zdarzy się w czasie porodu, np. że jak nie będę z jakiejś przyczyny w stanie wziąć dziecka na ręce, zająć się nim, to żeby zrobił to mąż.

Ale z drugiej strony - nigdy nikogo nie namawiałabym na siłę na poród rodzinny. Ważny jest w czasie porodu spokój kobiety i jeśli ma się denerwować obecnością męża to lepiej, żeby go tam nie było...
mmadzik
Domownik
 
Posty: 445
Dołączył(a): 13 września 2007, o 11:57

Postprzez dota321 » 30 września 2009, o 10:51

Ja napiszę tak: bez meża nie dałabym rady! Spanikowałabym dużo wcześniej :wink: poród by chyba nie "poszedł" tak gładko. Mój ślubny to się jednak trochę napracował przy porodzie: podnoszenie, pomaganie wchodzić/wychodzić z wanny, polewanie wodą, masaż krzyża przy każdym skurczu (tym mocniej musiał masować, im bardziej rozwijał się poród), podpieranie mi pleców przy parciu, odcinanie pępowiny, podawanie położnej leków i nici :shock: :lol: ubieranie maluszka i "prowadzenie" go na badania no i doprowadzenie nas do sali poporodowej (tyle się nas tej nocy w tym szpitalu wylęgło, że wózków zabrakło, a ja miałam nogi i całą resztę jak z waty). Nie pomyślał nawet że można zemdleć (choć jak sobie robię zastrzyk to wychodzi z pokoju). I po prostu BYŁ. W życiu nie czułam się tak "rozjechana" psychicznie jak w trakcie i po porodzie (hormony, hormony...) a on był kochaną moją ostoją i skałą.
dota321
Domownik
 
Posty: 368
Dołączył(a): 31 października 2007, o 09:05
Lokalizacja: W-wa

Postprzez wiedźma » 30 września 2009, o 11:05

dota321 napisał(a): a on był kochaną moją ostoją i skałą.


po sobie i mężu wiem, że w trakcie porodu role się zmieniają. Normalnie to ja jestem ta twarda, a mąż ten miękki, a w czasie porodu nagle mój mąż był mega twardy i wytrwały, a ja trochę rozhisteryzowana :wink:
W domu jak dzieci chorują to ja podaję lekarstwa i działam "na zimno".
wiedźma
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 282
Dołączył(a): 24 września 2007, o 13:25
Lokalizacja: Pomorze

Postprzez katka831 » 1 października 2009, o 11:52

ja wprawdzie w ciąży nie jestem i nigdy nie rodziłam ale jak jakoś ostatnio rozmawialiśmy z mężem (jakoś tak wyszło, że o porodach) to nagle mi obwieścił, że on przy mnie będzie i koniec kropka. A ja nie chcę - wiem to już teraz. A on stwierdzil, że jestem egoistką. Jestem?
katka831
Przygodny gość
 
Posty: 49
Dołączył(a): 29 grudnia 2008, o 16:55
Lokalizacja: Trzebinia

Postprzez kiniaa » 1 października 2009, o 14:06

katka831 - myślę, że jeszcze się z mężem dogadasz, bo raczej nie powinien tak podchodzić do tego. Najważniejsze jest to żebyś Ty się psychicznie dobrze czuła.

Mój mąż w sumie nie ciągnie się do obecności przy porodzie, ale mówi że decyzja należy do mnie.

Ja czytam tutaj o doświadczeniach dziewczyn (dziękuję za relacje) i większość jest jednak "za" porodem rodzinnym.

Ale ja chyba jestem z tych osób, które jak mają coś robić to chcą jakoś się skupić i szybko to przejść - nie wiem czy jestem dobrze zrozumiana, zaraz wytłumaczę. Jak dla mnie rozwiązanie idealne, to jakby mąż mógł być tuż przed i po porodzie. tzn przed porodem- np. pomóc się wykąpać, masować itp., ale na sam poród wolę mieć tylko lekarza i położną i skupić się, żeby było dobrze, szybko i już po. Nie chcę mieć jeszcze "na głowie" męża. Mąż może wejść zaraz po porodzie, przytulić mnie, zobaczyć dzidzię.


Też bym nie chciała, jak np. u mojej koleżanki- był mąż, ale oprócz niego z... 15 osób!!!! Dodam, że był to bezproblemowy poród, tylko po prostu wszyscy się jakoś "zeszli". Chyba taka sytuacja byłaby dla mnie najgorsza (nawet pomimo obecności męża).

Ale zobaczymy jak to będzie - na razie leżę, bo złapałam jakiegoś wirusa i żebym się grypy nie nabawiła :/

pozdrawiam
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Postprzez oreada » 1 października 2009, o 15:10

U mnie też w ostatniej chwili pojawili się studentki, jeszcze jeden lekarz i chyba wszystkie położne, jakie dyżurowały (miałam dość niestandardowy poród) i uwierz mi - zwisało mi to tak niesamowicie, że ach. Równie dobrze mogłabym rodzić przed liczną widownią i też by mi to latało koło nosa. ;) Liczyło się, żeby urodzić.
A co do męża - był, bo był - to było dla mnie zupełnie oczywiste, nie przeszkadzał, nie był "na mojej głowie", przecież to dorosły facet, nie dziecko, ktorym trzeba się zająć!
Położna chciała go wyrzucić na przebijanie pęcherza, ale się nie dał. Robił dużo - pomagał mi chodzić do toalety, trzymał mnie podczas skurczów, pleców nie masował, bo mu nader niecenzuralnie zabroniłam, nosił miski, jak zaczęłam wymiotować, gadał ze mną między skurczami, no i pierwszy potwierdził, że widać główkę, bo położnej nie chciałam wierzyć, więc kazała jemu zajrzeć. :)
No i kiedy wbrew moim oczekiwaniom okazało się, że przez pół porodu byłam na wpółprzytomna, to jasno komunikował położnej, jakie mam oczekiwania, a czego sobie nie życzę - dzięki temu mój poród wyglądał dokładnie tak, jak miał wyglądać (pozycja, niepodanie oksytocyny, chronienie krocza i takie tam).
oreada
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 254
Dołączył(a): 7 listopada 2005, o 20:22

Postprzez kiniaa » 1 października 2009, o 21:44

oreada napisał(a): No i kiedy wbrew moim oczekiwaniom okazało się, że przez pół porodu byłam na wpółprzytomna, to jasno komunikował położnej, jakie mam oczekiwania, a czego sobie nie życzę - (...) pozycja, niepodanie oksytocyny, chronienie krocza i takie tam).


to mąż pouczał położną? ojej! ja nie wiem czy bym nie wolała zaufać akurat w tym przypadku położnej.

Z drugiej strony myślę, że trafić na dobrą położną to skarb. Pamiętam jak leżałam w szpitalu na początku ciąży, to w sali ze mną leżała dziewczyna, która miała akurat w nocy rodzić i położne masowały ją prawie całą noc (na zmianę), prowadziły, podawały wodę, przebierały itp. Chodzące anioły. Zaznaczę, że to nie były żadne "opłacone" położne w klinice, tylko w małym szpitalu k. Białegostoku.
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Postprzez lajla » 1 października 2009, o 22:34

Ja mam podobne odczucia do wiedźmy. Mąż po prostu był (przy obydwu porodach). Ja od samego początku nie wyobrażałam sobie, że mogło by go zabraknąć. U nas na szczęście było kameralnie, tylko my i położna. Mąż na początku mnie rozśmieszał a później przytulał, (nie masowała bo robiła to położna), trzymał za rękę i właśnie jak już rodziłam to jego obecność bardzo mi pomogła, że przy pierwszym porodzie ściskałam go za rękę a przy drugim za szyję. :lol: Dzięki czemu nie tylko naocznie przekonał się przez co przeszłam.

Dodam jeszcze, że mój mąż jest estetą i obawiałam się, czy obecność przy porodzie nie wpłynie na to, jak później będzie mnie postrzegał, ale to nie miało dla niego znaczenia. Był szczęśliwy, że uczestniczył w porodzie, że mógł mi pomóc, że mógł przeciąć pępowinę, mieć oko na na dzidzię. :wink:

Jednakże kacho i kiniu przy porodzie najważniejsze jest Wasze samopoczucie, Wasz komfort i macie prawo do własnych odczuć i nie ma w tym nic nienormalnego, ale może przemyślcie to jeszcze, przegadajcie z mężami, bo może jednak chcieliby po prostu być przy Was.
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kacha » 2 października 2009, o 10:38

Podobnie jak kinia, caly czas do tej pory to wyobrazalam sobie zeby maz byl ze mna do momentu samego porodu, na czas rodzenia wyszedl i potem znow byl...ale przegadamy jeszcze cale sparwe, bo maz twierdzi ze musi mnie tam pilnowac...w sumie moge mu kazac trzymac mnie za reke i patrzec tylko w moja twarz :P
Kacha
Domownik
 
Posty: 350
Dołączył(a): 15 stycznia 2008, o 20:39

Postprzez ecia » 4 października 2009, o 20:05

Kinia ja mam za sobą dwa porody, pierwszy bezproblemowy i z mężem (i jak dla mnie obecność męża-rewelacja). Na samą akcję porodową do sali weszło jeszce kilka osób tzn. personelu medycznego a ja nawet nie wiedziałam kiedy. Po prostu w czasie porodu w którymś momencie tak skupiłam się już na sobie i swoim ciele, że nie bardzo pamiętam co siedziało dookoła ;)
Drugiego synka rodziłam niestety sama, męża nie chcieli wpuscic (maleńki miał wdę serduszka). Urodziłam bez problemu, ale dla mnie osobiście poród rodzinny był lepszy, fajnie być przy takim wydarzeniu razem.

poza tym, zawsze w czasie trwania porodu możesz poprosic męża żeby wyszedł, bo chcesz być sama...
a z mojego doświadczenia mogę powiedziec, że fajnie jest jak ktos najbliższy jest blisko i choćby spojrzeniem dodaje otuchy!!
ecia
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 1 lutego 2006, o 12:56

Postprzez oreada » 6 października 2009, o 15:37

kiniaa napisał(a):
oreada napisał(a): No i kiedy wbrew moim oczekiwaniom okazało się, że przez pół porodu byłam na wpółprzytomna, to jasno komunikował położnej, jakie mam oczekiwania, a czego sobie nie życzę - (...) pozycja, niepodanie oksytocyny, chronienie krocza i takie tam).


to mąż pouczał położną? ojej! ja nie wiem czy bym nie wolała zaufać akurat w tym przypadku położnej.


Nie pouczał, tylko informował, że np. nie chcę oksytocyny, żeby "urodzić jeszcze przed południem", życzę sobie, żeby chronić krocze (owszem, nacięła, ale wtedy, kiedy już rzeczywiście było wiadomo, że musi), no i przede wszystkim - pozycja pionowa przy parciu. To są rzeczy, które masz prawo żądać, żeby potraktowano indywidualnie, a nie z automatu kłuli cię oksytocyną, "masowali" szyjkę, przebijali pęcherz w standardzie, ładowali na łózko porodowe - największy jak dla mnie medyczny koszmar porodowy.
oreada
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 254
Dołączył(a): 7 listopada 2005, o 20:22

Postprzez vanillka » 6 października 2009, o 16:33

oreada napisał(a):Nie pouczał, tylko informował, że np. nie chcę oksytocyny, żeby "urodzić jeszcze przed południem", życzę sobie, żeby chronić krocze (owszem, nacięła, ale wtedy, kiedy już rzeczywiście było wiadomo, że musi), no i przede wszystkim - pozycja pionowa przy parciu. To są rzeczy, które masz prawo żądać, żeby potraktowano indywidualnie, a nie z automatu kłuli cię oksytocyną, "masowali" szyjkę, przebijali pęcherz w standardzie, ładowali na łózko porodowe - największy jak dla mnie medyczny koszmar porodowy.

oreada, i to wszystko udało się Wam uzyskać? Łącznie z pozycją wertykalną przy parciu? Super! Można zapytać co to był za szpital?
vanillka
Przygodny gość
 
Posty: 51
Dołączył(a): 28 stycznia 2009, o 10:35
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez oreada » 7 października 2009, o 14:13

Tak, Vanillko, udało, ale miałam farta do położnej. Jej koleżanka, która zaczynała dyżur po tej zapytała przy mnie: "jak mogłaś zrobić taki syf??" :evil: No, bo sala była kompletnie nieprzygotowana na takie fanaberie, jak poród pionowy, więc rzeczywiście podłoga była brudniejsza niż zwykle.
oreada
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 254
Dołączył(a): 7 listopada 2005, o 20:22

Postprzez kami79 » 11 października 2009, o 19:29

ja tez idac pierwszy raz do porodu mialam swoje wymyslone rzeczy ktore chcialam by byly zrealizowane. ale gdy przyszlo mi rodzic, nie myslalam juz o tym by w momencie parcia sugerowac pozycje, mowic ze nie chce naciecia krocza itd. i sadze, ze mimo iz boje sie oksytocyny jak ognia,to gdyby lekarze stwierdzili ze powinnam miec ja podana, zgodzilabym sie. krocze mialam nacinane- na szczescie "cudownie" zszyte wiec potem zadnych problemow nie bylo. pozycje mialam narzucona- i rodzilo sie milo. a oksy nie mialam bo akcja poszla szybko.
oczywiscie mam mnostwo zastrzezen co do czasu tuz po porodzie i samego pobytu wszpitalu, ale co do samego porodu to powiem szczerze, byla to sytuacja zbyt nowa i zbyt niesamowita, bym miala jeszcze glowe do tego jak chce rodzic i co wymusic na lekarzach. zdalam sie na ich sugestie i jestem zadowolona.
oczywiscie maz byl ze mna i przez caly czas pomagala. przy drugim porodzie rowniez- tym razem rodzilam w najwspanialszym szpitalu pod sloncem jakim jest sw. Zofia w Warszawie. tu rowniez sugerowano mi pozycje, "pomysly" na przetrwanie skurczow itp i tez byly to dobre pomysly. trzeba troche ufac poloznym ktore maja doswiadczenie w tym wzgledzie i zwykle podpowiadaja w jakis posob mozna sobie pomoc podczas porodu. nawet jesli nie sa one zgodne z naszymi pomyslami, to czesto okazuja sie nawet lepsze
za miesiac z kawalkiem rodze po raz trzeci, mam oczywiscie stresa bo kazdy porod jest inny ale wierze ze trafie i tym razem w dobre rece. a w razie czego maz bedzie w podoredziu :) odebral juz 2 porody wiec i teraz sobie poradzi ;)
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez lajla » 12 października 2009, o 22:23

Moim zdaniem kluczem do udanego porodu jest dobra położna. :) A na Madalińskiego też się dobrze rodzi, ja córeczkę rodziłam 3 lata temu w Św. Zofii i rzeczywiście było super, a synka 3,5 miesiąca temu na Madalińskiego i też było super, z tym że opieka po porodzie była lepsza w Św. Zofii, tzn. łatwiej było pomoc uzyskać. :)
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kiniaa » 13 października 2009, o 11:01

no właśnie, a ja zrezygnowałam z porodu w w-wie. i chciałabym rodzić w moim rodzinnym mieście (150 km od w-wy) - oczywiście jeżeli wszystko pójdzie zgodnie "z planem" :)

po tym co mi koleżanki mówiły, to do św. zofii, jak nie chodzę tam do lekarza, to nie ma szans żeby się dostać, na madalińskiego koleżanka za wszystko musiała płacić (wydała 2 tys.! na poród), inna rodziła na solcu i był przepełniony....
no i wszytskie narzekały na opiekę po porodzie :(

lajla czy ty też miałaś takie doświadczenia??????? bo akurat napisać że rodziłaś w dwóch z w/w szpitali. zdaję sobie sprawę, że co poród to inna historia, ale wiadomo, że szpitale w w-wie są trochę przepełnione (z przyczyn naturalnych)

dlatego mam nadzieję, że jednak uda mi się uniknąć porodu w-wie.
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Postprzez lajla » 13 października 2009, o 17:55

Kiniu, ja chodziłam do dr Rodzenia, aczkolwiek poza szpitalem, a żeby mieć gwarancję czy też może, żeby zwiększyć szansę na przyjęcie (pomijając tu własny komfort, który był na 1. miejscu) oprócz męża miałam indywidualną opiekę położnej, co było kluczem do krótkiego i dobrze przeżytego porodu, z ochroną krocza, masażem kręgosłupa w celu złagodzenia bólów krzyżowych itp. W Św. Zofii poród sporo nas kosztował - położna 1500 zł + sala do porodu indywidualna 800 zł i znieczulenie 500 albo 600 zł. A na Madalińskiego opieka położnej kosztowała nas 1200 zł, za salę płacić nie trzeba było, a rodziliśmy w ładnej jednoosobowej sali. No i tym razem rodziłam bez znieczulenia, które jednak polecam, zwłaszcza przy oksytocynie, bo bez da się przeżyć. Aha dodam jeszcze, że pierwszy poród odbył się w niedzielne popołudnie, kiedy akurat nie było tłoku na porodówce, a dwa dni później, kobiety na położniczym leżały na korytarzu, bo miejsc brakowało. A drugi poród zaczął się w nocy, do szpitala trafiliśmy ok 4 rano, kiedy to na izbie przyjęć wiało nudą, przyjmował mnie zaspany lekarz, więc prawdopodobnie udało nam się dobrze trafić, ale mówi się, że kontrakty z położną ułatwiają przyjęcie.
Co do opieki po porodzie to, jak już pisałam lepsza opieka była na Żelaznej, bo na Madalińskiego wydaje mi się, że położnych jest trochę za mało jak na tyle pacjentek i po prostu się nie wyrabiają, ale jak dziewczyna z mojej sali potrzebowała pomocy w karmieniu, to doradcę laktacyjnego jej przysłali, która później nas pytała, czy sobie radzimy, czy może nam pomóc. Poza tym na Madalińskiego, chodzi po oddziale psycholog, który pyta o samopoczucie i czy może świeżoupieczona mama potrzebuje porozmawiać (czego trzy lata temu w Św. Zofii nie doświadczyłam a była tam prawie tydzień, a na Madalińskiego 2,5 doby). Tak więc chyba wiele zależy od tego jak się trafi, bo czasami nie ma miejsc i muszą odesłać oraz od tego na kogo się trafi, bo ludzie są różni i wobydwu szpitalach są miej i bardziej sympatyczne położne. :)
A co do szpitala na Solcu, to leżałam tam kilka dni, będąc jeszcze w ciąży i nie chciałabym tam trafić po porodzie, tam dopiero ciężko było się doprosić pomocy. Przegięciem jak dla mnie było to jak położna przy zapisie ktg kazała leżeć na plecach koleżance z sali, która była w 36 tc z bliźniaczkami, które ta pani podłączała jej pojedynczo, bo jednocześnie nie umiała (no ale ok, mogła nie umieć), ale żeby dwukrotnie o niej zapominała i żeby ta łącznie prawie godzinę tak leżała, jej normalnie tchu brakowało, a położna przyszła mówiąc, o jej zapomniałam o Was i za drugim razem znów to samo. W niedzielę, jak tej dziewczynie potrzebne były leki znieczulające, które musiał wydać lekarz, to z kolei lekarza dyżurnego nie można było znaleźć i ze dwie godziny tak się biedna zwijała z bólu.

Podsumowując szpital na Madalińskiego polecam, a co do szpitala na Żelaznej to tam niedawno zaszły poważne zmiany personalne, więc jak tam jest teraz, nie wiem, ale 3 lata temu była zadowolona.
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kiniaa » 13 października 2009, o 18:37

lajla dzięki za odp. fajnie ze można się od Was tyle dowiedzieć - na pewno takie informacje przydadzą się nie tylko mnie :)
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Postprzez kiniaa » 24 lutego 2010, o 19:57

kończąc temat, - męża przy porodzie miało nie być, ale w sumie wyszło, że zdażył w ostatniej chwili i BYŁ i przyznaję rację,to była najwspanialsza decyzja!!!! Wystarczyło, że był i robił zimne okłady, a dodatkowo... mamy piękne, wzruszające zdjęcia zaraz po porodzie :)
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Postprzez mamazo » 2 marca 2010, o 14:01

Ha! Zatem gratuluje decyzji!
Otóż jeśli mąż ma byc na sali porodowej dodatkiem, to mija się to z celem.
A w porodach rodzinnych chodzi przecież o to, by miec przy sobie kogoś, kto będzie właśnie masował, robił okłady, podawał wodę, pomagał wejść do wanny, pomagał się przebrać, pomagał zmieniać pozycje, i tak dalej...
Oczywiście to jest możliwe tylko przy porodzie aktywnym i naturalnym.
Wszystkim rodzicom oczekującym polecam książkę Ireny Chołuj "Urodzić razem i naturalnie", a mieszkającym w Warszawie dodatkowo szkołę rodzenia "Familia".
http://szkolafamilia.pl/
mamazo
Domownik
 
Posty: 300
Dołączył(a): 18 grudnia 2006, o 12:11
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez zuza26 » 2 marca 2010, o 15:55

Mamazo czy np. przeczytanie ksiazki ktora polecasz zastapi nam przynajmniej w jakiejs czesci szkole rodzenia? nie mamy mozliwosci chodzenia na takie zajecia. Czy cos jeszcze mozemy zrobic "zamiast" szkoly rodzenia? Chce rodzic razem z mezem, wiec chcielibysmy sie obydwoje przygotowac do porodu.
zuza26
Przygodny gość
 
Posty: 47
Dołączył(a): 21 września 2006, o 19:01

Następna strona

Powrót do Ciąża - stan błogosławiony

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości

cron