Witam.
Mój pierwszy poród zakończył się po 10 godzinach cesarką. Ale odpowiedzieć mogę.
1. Ból nasilał się, gdy kładłam się do badania KTG, na boku co prawda, ale i tak było mocniej. Zatem oddychałam pracując przeponą. Mi to akurat pomagało, ale wiem, że nie wszystkim pomaga. Gdy stałam lub chodziłam, w czasie skurczu pochylałam się i opierałam o szafkę lub męża. A podczas masażu szyjki (uparcie nie chciała się rozewrzeć), co było dla mnie dużo gorsze niż skurcze, buczałam i mruczałam, ściskajac męża za rękę. Buczenie i mruczenie, to wydawanie dźwięku na mmmmmm, o różnej wysokości i natężeniu. Położna nawet nie była specjalnie zdziwiona. Znieczulenia nie wzięłam, bo szyjka nie otworzyła się na tyle bym mogła, ale nawet o nim nie myślałam, bo skurcze nie były maksymalnie mocne.
2. Lekarza widziałam na izbie przyjęć, a później już tylko położna przychodziła co 2 godziny, albo jak ją poprosiliśmy i doradzałą. Była naprawdę miła. Drugi raz lekarzy widziałam gdy podjęto decyzję o c.c. i na sali operacyjnej. Byli super życzliwi i kompetentni.
3. Połoznej nie płaciłam.
4. Zapoznać się z przebiegiem fizjologicznego porodu, wybrać możliwie najlepszą szkołę rodzenia, nie jechać za wcześnie do szpitala. Od 37-38 t.c. zastosować metody "ludowe" na rozmiękczenie szyjki macicy. Współżycie, olej z wiesiołka w kapsułkach, herbatka z suszonych lisci malin. Więcej info na stronie:
www.umamy.homestead.com/porod.html
O wiesiołku i liściach malin za pierwszym razem nie wiedziałam, ale za gorącą zachętą koleżanki tym razem zastosowałam. Leci teraz 40 tc, szyjka jest rozmiękczona, a dziś jakby zaczął odchodzić czop śluzowy. Zobaczymy co jutro gin powie. (jeśli dotrwam do jutra
). Oczywiscie te zmiany szyjki to niekoniecznie muszą być od wiesiołka i lisci, ale kto wie?
A jak już urodzę, to dam znać, jak poszło tym razem. Zamysł jest taki, by teraz udało się naturalnie!