U mnie to naprawdę trudno wyczuć. Raz miałam gorączkę w okresie okołoszczytowym (2 dni i w przeddzień szczytu), ale tempki potem wróciły do normy (tzn. były jak trzeba na poziomie wyższym) i faza lutealna wypadła równo 11 dni, czyli moja dolna granica (norma u mnie to 11-13). Innym razem gorączka wypadła podczas tzw. trójki tempek, (tzn. pierwszy dzień wyższej, dwa dni gorączki i kolejne dwie wyższe, trzecia wyższa o 0.2 C od poziomu podstawowego) i faza lutealna 1# dni (!!!). To było bardzo dziwne, bo akurat było złapałam poważne choróbsko, zapalenie płuc i leżałam 2 dni, z antybiotykiem na bazie penicyliny o nazwie Zinnat, który miałam brać przez 10 dni (czyli właśnie przez całą fazę lutealną)+ tabletki na kaszel -Mocosolvan. I po drodze akurat w tej fazie lutealnej miałam swój ślub z weselem, czyli kolejny zaburzacz cyklu. A tu masz babo placek, wyszło równiutko 13 dni! Ale wtedy brałam magnez 2X dziennie.
Jeśli natomiast raz sypiałam w III fazie po 5-6 godzin (zamiast standardowego 7-8), to miałam fazę tylko 10 dni, a jak miałam kilka nocek prawie pod rząd nieprzespanych w II fazie, to jajeczko chyba się zbuntowało i III faza trwała tylko 9 dni... To samo, jak piłam kawę... jakoś tak wypadało, że mniej więcej jedna filiżanka skracała mi III fazę o jeden dzień... No ale to nie musi być regułą dla każdego
. Kawowiczki niech coś o tym poopowiadają
.
Od tamtej pory staram się spać 7-8 godzin, a jak nie daję rady, bo mam coś pilnego, to dosypiam w ciągu dnia. Unikam też kawy, rzadko pozwalam sobie na herbatę, choć bardzo ją lubię ;( i regularnie biorę witaminki.