z tym "wychowaniem bezstresowym" to podstawowy problem jest taki, że często było rozumiane jako "wychowanie bez konsekwencji". to wielka różnica - dziecko nie musi się bać rodziców, czy kar, ale ma znać zasady.
jeśli dziecko wyje w supermarkecie o czekoladę, to już jest w zasadzie za późno... tj jest czas na naprawienie błędów już popełnionych, dziecka byanjmniej nie trzeba spisywać na straty. po prostu NIGDY nie można kupować sobie spokoju zabawkami czy słodyczami, a wtedy dziecko nie terroryzuje rodziców wrzaskiem, a klaps nie jest potrzebny.
ja bardzo niedawno sama byłam dzieckiem, więc wiele pamiętam. mam też 15 lat młodszą siostrę i obecnie uczestniczę w jej wychowaniu już na pozycji osoby dorosłej.
rodzice zasadniczo nie stosowali kar cielesnych, chyba, że komuś nerwy puściły... co nie zdarzało isę często i nie oznaczało lania pasem, ale kilka klapsów. a im więcej mieli doświadczenia tym rzadziej. z ich i swoich doświadczeń (jestem w tej komfortowej sytuacji, że pierwsze dziecko w którego wychowaniu uczestniczę nie jest moje i zawsze mogę odwołać się do wyższej instancji, nie biorę pełnej odpowiedzialnosci itd... to naprawdę genialny sposób zdobywania doświadczenia
) wiem, że nawet klapsy nie są w gruncie rzeczy potrzebne. jeśli już umie się zachować zimną krew - bardzo ważne! - warto wymyśleć jakąś inną karę...
polecam książkę "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" Evelyn Faber i Adele Mazlish, wydawnictwo Media Rodzina. (w tej samej serii "rodzeństwo bez rywalizacji"). podaje wiele pomysłów jak rozwiązać zaledwie pojawiający się konflikt, tak by nie trzeba było uciekać się do środków ostatecznych, jakie by nie były.