Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 12:00 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

praca a dziecko

Tutaj rodzice mogą się podzielić doświadczeniami z pierwszej linii frontu (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

praca a dziecko

Postprzez madziulek » 24 października 2008, o 11:39

Cześć, moja mała skończyła roczek i zaczynam myślec o powrocie do pracy. Ale nie bardzo wiem jak to pogodzić, a nie mam wśród znajomych matek które pracuja na cały etat i to "od...do..." a moja praca by wymagała wychodzenia o 7 i powrotu ok.17 bez możliwości wzięcia choć części roboty do domu. A więc z dzieckiem byłabym wszystkiego dwie-trzy godziny dziennie, w czym byłaby może godzina-dwie, które mogłabym wyłącznie dziecku poświęcić. I jakoś mnie to hamuje, ale przecież kobiety łączą pracę i dziecko, wiec może ja po prostu czegoś nie dostrzegam?
Podobne myśli mam odnośnie późniejszego przedszkola- jaki wpływ na dziecko może mieć rodzic, skoro maluch spędza 3 razy więcej czasu z przedszkolanką i to tego czasu najlepszego?
madziulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 29 listopada 2004, o 11:46

Postprzez sosenka » 6 listopada 2008, o 16:05

Również jestem mamą rocznej córeczki pracuję od 4 miesięcy na pełny etat. Z dzieckiem spędzam wieczory i weekendy.
Są plusy i minusy powrotu do pracy. Ogólnie jestem poza domem ok. 10 godzin, więc trochę za mało jak dla mnie czasu wspólnego z rodziną. Najlepszym rozwiązaniem to praca jako nauczycielka w szkole, albo pół etatu.
sosenka
Przygodny gość
 
Posty: 11
Dołączył(a): 11 sierpnia 2006, o 15:36

Postprzez Dorotaa » 13 listopada 2008, o 21:46

Ja mam 2,5 miesięczną córcię i pracuję już ponad miesiąc. Nie będę wchodzić w szczegóły dlaczego już pracuję, po prostu musiałam :(. Mam jednak tą komfortową sytuację, ze pracuje 5 godz dziennie (szkodliwe warunki pracy-fizykoterapia) i do pracy mam dwa kroki. Na poczatku było mi bardzo cięzko i fizycznie i psychicznie, wylałam morze łez, ze juz musiałam iść do pracy, że tyle lat marzyłam o dziecku a teraz nie mogę sie nim nacieszyc tylko musiałam gnać do pracy:(. Z kazdym dniem jest lżej ale ciagle mam wyrzuty sumienia, że mam dla malutkiej za mało czasu :(.
Chyba takie czasy kobiata tez musi pracować. Nie wiem trzeba wierzyć, że będziemy umiały przekazać naszym dzieciom to co trzeba pomimo okrojonego czasu wspólnie spędzonego :). Życzę powodzenia :)
Dorotaa
Domownik
 
Posty: 448
Dołączył(a): 23 marca 2007, o 01:54
Lokalizacja: południe Polski

Postprzez lajla » 15 listopada 2008, o 16:49

Ja wróciłam do pracy, jak Julka miała pół roku. Z tym że przez pierwsze pół roku pracowałam 3 dni w tygodniu od 8 do 16 (w domu byłam ok 17) plus trochę pracy w domu. I tak jak pisze sosenka czas po powrocie z pracy i wolne weekendy wykorzystywaliśmy na maksa i tak też staramy się robić teraz. A co do przedszkola to napiszę Wam jedną rzecz. Nasza Julka poszła do prywatnego przedszkola, mając skończone 2 lata i 2 miesiące (z racji wieku i tego że jest to poniekąd moje miejsce pracy, na szczęście ja uczę starsze dzieci i młodzież). W przedszkolu spędza pięć dni w tygodniu 4 od 9 do 16 a w piątek do 14. Na początku miałam ogromne wyrzuty sumienia, że ona jest taka mała, wprawdzie jest bardzo samodzielna (już od dawna sama je i nie korzysta z pieluch), ale i tak jest o rok młodsza od większości dzieci, bo normalnie nie przyjmuje się do przedszkoli dzieci młodszych niż 2,5 roku. A jeszcze kiedy pewnego dnia usłyszałam, że to jest zabieranie dziecku dzieciństwa , to się popłakałam. A później po rozmowie z koleżanką sobie na spokojnie wszystko poukładałam. Lepiej zostawić ją w przedszkolu, gdzie znam przynajmniej z widzenia opiekunów (+ pozytywne doświadczenia koleżanki z jej dzieckiem), niż z opiekunką. Choć to kwestia szczęścia, bo moja koleżanka trafiła na tak fajną dziewczynę, że inni ją sobie później "przekazywali". Ponadto przedszkole jest dla niej w tym wieku bardziej rozwijające niż żłobek (prywatne żłobki w Warszawie to już inna sprawa, ach...). Oczywiście gdyby nie wypaliło przedszkole musielibyśmy znaleźć jakąś opiekunkę, ale udało się!!! Julka jest zadowolona i to jest dla mnie najważniejsze. Została w przedszkolu sama na pół dnia. A tym kto płakał byłam ja. Teraz widzę jak bardzo rozwinęła się przez te 3 miesiące i jestem zadowolona z tego wyboru, choć nie jest tak różowo, bo choruje i musimy sobie jakoś z mężem z tym radzić i na razie jakoś się udaje. Po przedszkolu czas spędzamy razem, weekendy też. Dużo rozmawiamy, przytulamy się, bardzo często mówię jej, że ją kocham, bo zawsze jak ją odbieram i pytam, czy tęskniła, mówi, że tak (mimo że nie płacze). Dodam jeszcze, że w tym semestrze 2 razy w tyg. mam zajęcia wieczorem, więc widzimy się po przedszkolu ok 3 godz. o 19 muszę wyjść i wracam jak już Julka śpi po 22.

Także Madziulek, przedszkolem się na razie nie martw, bo może Twoja pociecha też poczuje się tam jak rybka w wodzie i tego Ci życzę. A satysfakcja mamy też jest ważna i chyba lepiej będzie dziecku, jak się na czas pracy rozdzielicie a po pracy postaracie się nadrobić stracony czas, niż jak miałabyś siedzieć w domu sfrustrowana. Naprawdę! Mam koleżankę, która marzy o powrocie do pracy, jej pociecha ma już dwa lata, widzę jak potrzeba jej zrobienia czegoś dla siebie, dla własnego rozwoju i czasem tak sobie myślę, że może dlatego, że nie siedziałam długo z Julką w domu, w przeciwieństwie do tej mojej koleżanki, która wreszcie chciałaby zrobić coś dla siebie, ja myślę o drugim dziecku...

Przepraszam, że tak się rozpisałam i pozdrawiam bardzo serdecznie. Madziulek, przemyśl sobie wszystko, możesz narysować sobie, modne ostatnio, drzewko decyzyjne, czy jak to się tam fachowo nazywa. Głowa do góry! :)
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kozica2 » 16 listopada 2008, o 16:12

Ja wróciłam do pracy miesiąc temu, po 3,5 letniej przerwie. Moje córka ma prawie 3,5 roku a synek rok i 9 miesięcy. Muszę powiedzieć, że bardzo ciężko przeżyłam ten powrót, im bliżej pierwszego dnia tym gorzej ze mną było, żałowałam strasznie, że wracam, a jednocześnie nie chciałam w ostatniej chwili zrezygnować (chociaż już jechałam do pracy w tym celu tydzień przed, ale w końcu zawróciłam). Dodam jeszcze, że córka chodzi od września do przedszkola i jest zadowolona, ani razu nie płakała, a synek został z opiekunką i tym się najbardziej martwiłam i miałam wyrzuty. Teraz jednak jest ok, pani coraz bardziej mi się podoba, mały też zachowuje się normalnie, czasami rano jak się obudzi, to nie chce iść do pani tylko do mnie, ale szybko się uspokaja, nawet mi macha jak wychodzę.
Jeśli chodzi o mnie to jestem bardzo zadowolona, dla mnie jest to odpoczynek psychiczny, w domu z dziećmi też mi było dobrze, ale jednak jest to bardziej męczące, zwłaszcza, że mojego męża nie ma prawie całe dnie i noce czasami. Najbardziej podoba mi się to, że pracuję na 3/4 etatu, o drugiej jestem już w domu. I takie rozwiązanie polecam jak któraś może trochę okroić godziny pracy, jest to zdecydowana różnica. Teraz ani w pracy nie zdążę się zmęczyć, ani też nie jest tak , że w domu cały dzień mnie nie ma. I do dzieci też mam więcej cierpliwości, może dlatego, że podświadomie staram się im wynagrodzić nieobecność, ale też dlatego, że odpoczywam od nich w pracy (może się ktoś oburzy, ale jeśli ktoś ma kilka takich maluchów to chyba wie, że potrafią dać w kość, mimo, że ogólnie są kochane .)
Z perspektywy czasu myślę, że gdybym wiedziała jak wielki to będzie dla mnie stres to zostałabym jeszcze rok w domu, ale kto wie, czy wtedy byłoby mi łatwiej?
kozica2
Bywalec
 
Posty: 105
Dołączył(a): 24 maja 2007, o 14:05
Lokalizacja: Poznań

Postprzez kamienna » 16 listopada 2008, o 21:45

Ja siedzę w domu z dziećmi już prawie trzy lata. Owszem miewam kryzysy macierzyńskie (nawet ostatni całkiem niedawno) i mam ochotę rzucić wzystko w cholerę. Perspektywa zostawienie dwójki dzieci z dziadkami i urwania się od tego "mama siku, mama jeść, mama pobaw się, mama auuuua, mamam łaaaałłaaa itd." jest kusząca. Pójśc sobie do pracy, rozwijać się zawodowo, nie cofać się intelektualnie do poziomu Kubusia Puchatka, mieć kontakty z ludźmi, delektować się ciszą.... super!!!! A dzieci odchowane przez kochających dziadków - super!!!!

Tylko dlaczego mnie się to wydaje z gruntu podszyte fałszem?
Bo wiem, że poszłabym do pracy z czystego egoizmu. Nie mamy takiej sytuacji finansowej, która by mnie zmuszała do powrotu do pracy (a nawet jakbyśmy mieli, to bym się podejrzewała o egoistyczną ucieczkę od wychowywania dzieci). Wybrałabym siebie zamiast wybrać dzieci. I myślę, ze w którymś momencie miałabym wyrzuty sumienia, które by mnie pewnie zabijały do końca życia. I byłyby gorsze niż obecne, chwilowe kryzysy macierzyńskie.

Nie dam się też oszukać, że ktoś może mnie zastąpić i że dziecko może wychowywać każdy. Sama zauważyłaś - jaki wpływ na dziecko mogłabym mieć przez 3h??? Czuję, że jako matka jestem niezastąpiona!!! Że dla mojego dziecka jestem kimś wyjątkowym i najważniejszym. I żadna superbabcia dziecku mnie nie zastąpi, choćby na głowie stawiała i ciągle całowała.
Poza tym ponieważ jestem z dziećmi 24h na dobę to je doskonale rozumiem. Wiem skąd takie a nie inne bunty, wiem, skąd płacz, wiem, skąd nowe umiejętności i od kiedy. Nie dałabym sobie tej wiedzy za nic odebrać!

I jeszcze w jedną rzecz wierzę. dziecko wychowywane przez rodziców jest inne niż gdy jest wychowywane przez kogokolwiek innego. Po prostu chłonie inne treści, chłonie inną rzeczywistość... kształtuje się inaczej - nie wiem, czy gorzej czy lepiej - wiem, że nie tak jak ja bym tego chciała!

Jeśli chcesz podjąć mądrą decyzję, to sama siebie pytaj: dlaczego chcesz wrócić do pracy?
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez Tatuś » 16 listopada 2008, o 22:50

Aj Kamienna, trochę generalizujesz.
Kazda z nas jest inna, powołanie każdej z nas jest inne (dziś było u mnie o powołaniu na kazaniu - każdym narodzinom towarzyszy jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny plan). To, że Ty czujesz, że lepiej jest być w domu z dziećmi cały czas, to nie znaczy, że inne kobiety też tak muszą czuć. Powrót do pracy niekoniecznie trzeba nazywać egoizmem.

Ja np zauważyłam, że przy drugim dziecku jest mi duzo łatwiej psychicznie, jestem spokojniejsza, bardziej wyrozumiała i wiążę to z tym, że bardzo wcześnie zaczęłam "wychodzić" z domu. I uważam, że zyskaliśmy na tym wszyscy, bo siedząc w domu byłabym stokroć bardziej zmęczona, zwłaszcza psychicznie!!!

Poza tym w Twojej postawie widzę parę zagrożeń:
- na jedno zwrócił mi kiedyś uwagę mój tata, gdy jeszcze przed dziećmi mówiłam podobnie jak Ty. Dzieci kiedyś wyrosną i zostanie po nich pewna pustka. jesteś pewna, że będziesz umiała ją dobrze zagospodarować. ja obawiam się, że po tylu latach w domu zostanę społecznym analfabetą, co przy moich predyspozycjach psychicznych jest bardzo prawdopodobne
- po drugie istnieje zagrożenie tzw. toksycznego macierzyństwa. mam przykład w najbliższej rodzinie. Niby wszystko z dobrej woli, motywacja taka jak u Ciebie z początku. Matka decydowała o wielu - zbyt wielu rzeczach - w ich życiu. zawsze dla ich dobra... teraz gimnazjaliści buntują się tak, ze rodzina przeżywa horror. Ta mama po prostu niczym innym się nie zajmowała, tylko domem i dziećmi i nie chciała zaakceptować dorastania swoich dzieci, bo wtedy jej życie stałoby się puste
- po trzecie. Dobro dzieci. ja byłam wychowywana przez mamę do zerówki. Mama bardzo wymagająca, dość ostra w obyciu, ale dobra. Miała wiele wymagań względem mnie. Po latach psycholog kiedyś przypadkiem stworzył model mojego domu rodzinnego. Dokładnie się zgadzał. I tym wyjaśnił dlaczego jestem zamknięta w sobie, dlaczego boję się ludzi, boję się im zaufać, dlaczego nie do konca cenię swoją wartość itp. Bo ja ufałam tylko mamie i tacie i temu, że tylko oni wiedzą co dobre.
Moja córka jest bardzo podobna do mnie - zauważyła to moja mama! Tak samo zmknięta społecznie, jakby wstydząca się wszystkich poza nami (rodzicami) oczywiście itd. I o dziwo w przedszkolu się bardzo powoli otwiera. Bierze już udział w zabawach, mnóstwo się uczy i jest z tego niebywale dumna i widzi jak my jesteśmy z niej dumni.
Jesteś w 100% pewna, że najlepsze dla dziecka jest bycie tylko z Tobą?

Oczywiście jestem przeciwna rodzicom, którzy pracują od rana do nocy i w weekendy i dziecka nie zauważają. Ale praca zawodowa mamy ma jednak wiele zalet...
Tatuś
Domownik
 
Posty: 302
Dołączył(a): 30 grudnia 2007, o 23:36

Postprzez fiamma75 » 16 listopada 2008, o 23:16

Tatusiowa fajnie napisała.

I rację ma, że Kamienna generalizuje. Równie dobrze ktoś inny jej podstawę odbierze za podszytą fałszem.
Kobiety są różne i mają różne powołonia. Dla jednej będzie to bycie wyłącznie mamą "domową" a dla innej łączenie pracy zawodowej z macierzyństwem.
Spełniam się w tym drugim modelu. Dzięki mojej pracy, mój maż może się też spełniać jako ojciec :) (i to nie weekendowy), bo ni musi pracować od rana do wieczora na utrzymanie rodziny. Gdybym została w domu, to byłby egoizm z mojej strony.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Dorotaa » 16 listopada 2008, o 23:19

Gdzieś czytałam, że dziecko tez musi odpocząć od mamy :)

I fiamma dobrze piszesz :) mój mąż też dzięki temu, że ja pracuje wie, ze ma dziecko :)[/quote]
Ostatnio edytowano 16 listopada 2008, o 23:34 przez Dorotaa, łącznie edytowano 1 raz
Dorotaa
Domownik
 
Posty: 448
Dołączył(a): 23 marca 2007, o 01:54
Lokalizacja: południe Polski

Postprzez Misiczka » 16 listopada 2008, o 23:33

kamienna napisał(a):Wybrałabym siebie zamiast wybrać dzieci.


To zdanie wydaje mi się nieco niepokojące. Tatusiowa pisze co było u niej na kazaniu, to ja napiszę o jednym wątku z tego co było u mnie, bo akurat pasuje (tylko że to nie o talentach, bo my teraz mamy cykl o dekalogu i dzisiaj było piąte) - grzechem przeciwko piątemu przykazaniu jest także składanie z siebie ofiary. Oczywiście w miłości jest jakiś element ofiarowania się, daru dla drugiej osoby, ale nie można zrezygnować z siebie, bo to jest tak, jakby nie żyć.

A fiamma napisała o bardzo ważnej rzeczy - dzieci matek zostających w domu rzadko mają ojca, bo ten zwykle musi dużo więcej pracować. Na przykładzie mojego synka (niecałe 2,5 roku) widzę, że fakt, iż tatę ma na co dzień, a nie tylko od święta bardzo mu służy.
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Postprzez kamienna » 17 listopada 2008, o 09:28

Oj, dziewczyzny! Albo nie czytacie ze zrozumieniem (przecież piszę o sobie, nie napisałam, ze ktoś tez tak musi robić, ani że mam receptę na życie; więcej napisałam tylko dlatego, że mój głos jest jedyną przeciwwagą dla chóralnego: "idź do pracy", a jak wczytacie się w wypowiedź madziulka to zauważycie, że ona nie jest przekonana do pomyslu pracy) albo macie jakieś utajone wyrzuty sumienia w związku z czym czujecie potrzebę dyskutowania.

Nie zamierzam się tłumaczyć z mojej postawy. Wyżej już napisałam o swojje motywacji. Nikogo nie zamierzam przekonywać, że ma zrobić to co ja.

Tatusiowa,
nie dalej jak dziś rano przemkneło mi to o czym piszesz w punkcie nr 1. Mam nadzieję, że do tego czasu będę miała na to jakąś odpowiedź:)
Co do punktu nr 2... zdaję sobie sprawę - ale mój mąż czuwa!
Co do punktu trzeciego - mnie wychowywała moja mama do zerówki i nie jestem aspoleczna, wręcz przeciwnie - latwo nawiązuję kontakty.

Fiamma, mój mąż wraca do domu o 16tej, w weekendy nie pracuje. Dbam o to, żeby się spełniał jako ojciec - nie gramy na komputerach, nie oglądamy tv, bo go nie mamy. Po pracy mąz ma godzinę na odpoczynek, a potem bawimy się z dziećmi, albo gdzieś wspólnie wychodzimy itp.

Misiczka, nie rezygnuję z siebie - angażuję się w mojej wspólnocie, piszę teksty na strony interneetowe, odwiedzam znajomych, przymierzam się do chodzenia z koleżanką na aerobik, angazuje się w pewną ideę, o której nie będę tu mówić (mam nadzieję, że wypali). Na szczęście mam mądrego męża i wspólnotę, którzy dbają o mnie i o dzieci i nasze zdrowie psychiczne.

Niemniej jednak jestem pewna, że popełnię błędy wychowawcze. Zresztą już niektóre widzę. Mam jednak nadzieję, że będą mniejsze niż te, które JA bym popelniła, gdybym JA poszła radośnie sobie pracować.
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez AgaM » 24 listopada 2008, o 15:34

I ja sie dopisze bo iwdze ze malo glosow za zostaniem w domu :) A wrecz nawet przecinw glosy sa atakiem dla osob zostajacych w domu.
Pozostalam w domu i jestem bardzo z tego zadowolona. Mje dzieci i maz tez :) pamietam jak sama sie blakałam bo moja mama pracowala od rana do pozna a ja "zazdroscilam" moim kolezankom kontakow z rodzicami na codzien (wiekszosc rodzicow w kalsie nei pracowla) wiec to moze jakies tez skrzywienei z dziecinstwa.
Sprawa sie czasem sama roziwazuje bo nie wyobrazam sobie teraz (przy dwojce malych dzieci) pracowania. Dwojka dzieci (i wiecej) i to dosc malych szybko skoryguje czy mam isc do pracy czy nie. Czasem jest topo prostu jedyne wyjscie.
A tak jeszcze osobiscie powiem ze dlugo czekalam na to zeby wyjsc za maz, miec dzieci i w tym czasie pracowalm bardzo intensywnie (czasem wiecej niz 12 godzin dziennie) wiec apetyt na prace i kariere na razie zaspokoilam . Teraz ciesz sie byciem z dziecmi i byciem domowa mama i zona.
A takna koncu to jestem ciekawa decyzji misiaczka :) powiem szczerze ze to co ludzi emowia ma dosc slaby wplyw na mnie :) ja raczje polegam na mezu choc czasem sie nie zgadzam i denerwuje na to co mowi :)
AgaM
Domownik
 
Posty: 440
Dołączył(a): 25 października 2003, o 17:22
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez lajla » 24 listopada 2008, o 19:02

Nie bardzo rozumiem, gdzie tu atak na osoby zostające w domu z dziećmi? Wcześniej to nawet mi się wydawało, że jest wręcz przeciwnie - że jak ktoś zdecyduje się się wrócić do pracy to jest egoistką, karierowiczką i chyba męża ma niezbyt mądrego. Przepraszam, nie miałam wcześniej czasu, żeby napisać, a tak się poczułam przez jeden z wcześniejszych postów.

Moim zdaniem te z nas, które wróciły do pracy dość szybko, zrobiły to albo dlatego, że musiały, bo wymagała tego sytuacja finansowa, albo dlatego że potrzebują kontaktu z ludźmi albo tzw. wyżycia się intelektualnego albo jeszcze czegoś innego. Osobiście nie zgadzam się z tym, zdaniem kamiennej o ukrytych wyrzutach sumienia. Ja bardzo lubię swoją pracę i chcę się rozwijać, dlatego zdecydowałam, że wrócę do pracy, bo lepiej będzie jak wrócę do domu uśmiechnięta i nieco stęskniona niż jak będę siedziała w domu sfrustrowana. Takie są moje potrzeby, a dziecku jak już jestem w domu staram się poświęcić wolny czas, dlatego też np. do pracy przygotowuję się jak Julka śpi, bo jak wrócę z pracy (w której jestem cztery dni w tyg. i nie po 12 godz.) to całkowicie skupiam się na dziecku i jego potrzebach. Tak więc różne są powody powrotu do pracy, bo jesteśmy różne.

Kamienna jeśli Tobie wystarcza pisanie tekstów na strony internetowe i angażowanie się we wspólnocie no to super, cieszę się. Ale np. mnie to nie satysfakcjonuje, bo jak się jest np. językowcem, ja jestem lektorem j. obcych i tłumaczę dodatkowo i uwierz mi w moim wypadku brak kontaktu z żywym językiem to poważne uwstecznienie się, więc uważaj na słowa, bo te poniższe naprawdę nie są miłe, a poza tym też chyba trochę niesprawiedliwe.

Dodam jeszcze tylko na koniec, że szanuję i podziwiam mamy, które wychowują dzieci, nie pracując zawodowo.

Pozdrawiam.
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez AgaM » 24 listopada 2008, o 23:40

Ale ja pisalm o sobie ze pracowalam po 12 godzin a nie o was :) A dalej uwazam ze mamy bedace w domu sa atakowane bo ciagle ktos nam wyrzuca ze siedzimyw domu - nawet w tych posatch padaj slowa o egozimie itp. No ale trudno :)
Jeszcze raz pisze - ja pisalam o sobie i o tym jakie znaczenie ma dla mnie bycie w domu. Hm.. no i ni eatakowalam nikogo kto jets czynny zawodowo choc sama do pracy bym ie poszla:) i ciesze sie ze sytuacja materialna mi na to pozwala choc to smeiszne ale nie jest najlpesza. Ale jak to mi mowil znajomy nawte gdyby byla super to tez bym mowila ze ciagle mi malo :) cos w tym jest.

A.. i tak sobei myslam ze z tym posiwecaniem ze to niby grzech to bym si ezupelneinei zgodzila :) a co maja powiedziec swieci na przyklad Tereska? Ktora umierala dla siebie? tez sie poswiecala :) Z tym 5 przykazanie to bym bardziej byla za takim nieswietym meczenstwem a raczeje meczennictwem jakie ktos z siebie robi a nie z poswiecaniem sie.
AgaM
Domownik
 
Posty: 440
Dołączył(a): 25 października 2003, o 17:22
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez lajla » 24 listopada 2008, o 23:53

AgaM wydawało mi się, że ten egoizm to raczej do tych pracujących się odnosił, ale właśnie się z reflektowałam, że nie tylko.

Moim zdanie już tak jest, że ludzie są różni - różne temperamenty, potrzeby itd. i nie ma co osądzać... np. wytykając egoizm.
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kukułka » 25 listopada 2008, o 00:10

potwierdzam, ze mozna sie spelniac w takim modelu jak kamienna - tez jestem takim typem.
inna sprawa, ze nie kazdy tak lubi
ale da sie i jak sie ktos w tym odnajdzie i czuje sie lepiej, bedac w domu z dzieckiem niz idac do pracy, to jest to do zrealizowania
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez AgaM » 25 listopada 2008, o 00:15

lajla napisał(a):AgaM wydawało mi się, że ten egoizm to raczej do tych pracujących się odnosił, ale właśnie się z reflektowałam, że nie tylko.

Moim zdanie już tak jest, że ludzie są różni - różne temperamenty, potrzeby itd. i nie ma co osądzać... np. wytykając egoizm.


KUrka nie rozumiem ? Pisze ze to mi wytykano egozim ze zostalam w domu ... hm.. Jak widac roznie interpretujemy
AgaM
Domownik
 
Posty: 440
Dołączył(a): 25 października 2003, o 17:22
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez w_isienka » 25 listopada 2008, o 13:00

To i ja się dopisze do "klubu" tych nie-pracujących z wyboru. Umówiliśmy się z mężem na taki model jeszcze przed ślubem - mi to BARDZO odpowiadało - po latach pracy zawodowej (z harowaniem na dwie zmiany plus czasami nocki) - bycie teraz z dzieckiem wydaje mi się miodem na moje serce :D
Gro mam, które znam, wróciło do pracy - nie dlatego, że chciały, ale dlatego, że musiały ze względów finansowych - no, ale ogólnie to różnie bywa.
w_isienka
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 15 grudnia 2006, o 18:49
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez NB » 25 listopada 2008, o 15:23

Przypomniało mi się co mówił amerykański psycholog James Dobson, na temat ilości i jakości. Otóż rozsiewa się propagandę, że nie ważne ile dziecku poświęcamy czasu ale w jaki sposób go wykorzystujemy. Jest to błędne myślenie.
Ilość czasu jest bardzo ważna w kontakcie z dzieckiem. Nawet jeśli jest to zwyczajne bycie obok, bez zabawy, bez rozmowy.
Wyobraź sobie, że idziesz do restauracji i chcesz dobrze zjeść. Masz ochotę na porządnego schabowego z wielką sałatką. Przychodzi kelner i podaje na talerzu "coś" ładnie ułożonego o wymiarach przykładowo 3 cm na 3 cm. Patrzysz na to i ogarnia Cię wściekłość :No jak to! Chciałem dobrze zjeść a co mi tu przynoszą? Kelner na to spokojnym głosem: to jest bardzo droga potrawa, a przyrządził ją bardzo słynny kucharz. Jest wyjątkowa!

I co w takim razie ? Liczy się jakość czy też ilość?
Moim zdaniem i to i to.
Weźcie sobie kartkę i na na niej narysujcie oś, gdzie zaznaczycie lata dziecka od 0 do 18 roku życia. Zaznaczcie ile czasu dziecko przebywało lub ma zamiar przebywać wyłącznie pod opieką rodziców a ile w placówkach wychowawczych. Mnie to powaliło, chociaż z dziećmi byłam niby aż 4 lata w domu.
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez lajla » 25 listopada 2008, o 15:33

Przepraszam. Miało być tak.

AgaM interpretujemy różnie, ale przeczytaj, co napisała kamienna
Niemniej jednak jestem pewna, że popełnię błędy wychowawcze. Zresztą już niektóre widzę. Mam jednak nadzieję, że będą mniejsze niż te, które JA bym popelniła, gdybym JA poszła radośnie sobie pracować.
lajla
Domownik
 
Posty: 318
Dołączył(a): 21 grudnia 2006, o 02:07
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez AgaM » 25 listopada 2008, o 18:10

Nozesz czytam :) i nie widze nic zlego bo pisze o SOBIE :)
AgaM
Domownik
 
Posty: 440
Dołączył(a): 25 października 2003, o 17:22
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez AnnaLorenka » 3 grudnia 2008, o 13:40

Do NB. Napisałas:

"Ilość czasu jest bardzo ważna w kontakcie z dzieckiem. Nawet jeśli jest to zwyczajne bycie obok, bez zabawy, bez rozmowy. "

Wiesz, zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ale ostatnio naszły mnie duże wątpliwości. Mam trójkę synów (5 lat, 3 lata, rok) i taką masę rzeczy do zrobienia w domu (typu sprzatanie, gotowanie, prasowanie, pranie), że mam wrażenie że oni w domu się nudzą i niczego ode mnie nie uczą. Po prostu są dni kiedy kompletnie nie mam czasu się nimi zająć porządnie.
Każdy ma inne potrzeby związane z wiekiem.

Najstarszy chciałby, żebym poczytała mu coś poważnego albo pomogła w wyklejankach czy innych pracach ręcznych.

średni chce żeby z nim poszaleć i poprzytulać na wersalce.

Najmłodszy chce się ze mną bawić.

Na TV jest szlaban permanentny - oglądać można tylko w czasie gdy najmłodszy spi i dobranockę.
Więc oni się nudzą.
Chyba mam jakiś kryzys macierzyński.
AnnaLorenka
Przygodny gość
 
Posty: 76
Dołączył(a): 3 stycznia 2006, o 17:39

Postprzez NB » 3 grudnia 2008, o 15:14

Rozumiem Cię. Tak bywa, kryzysy są normalne.
Angażuj dzieci do pomocy. Pięciolatek dużo potrafi i będzie się czuł doceniony, że pomaga mamie. Takie wspólne bycie razem jest bardzo cenne, choć z boku to inaczej wygląda. trzymaj się !
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Krycha » 4 grudnia 2008, o 15:37

mimo ze mam depresję poporodową to siedzę siódmy miesiąc w domu z dzieckiem bo wierzę że dla niego to tak lepiej, do tego karmienei piersią też bezcenne.
I co - grudzień zyjemy za pieniązki jakie mały dostał w prezencie na chrzciny. Złapałam dorywczą pracę z której cały przychód pokryje nianię dzięki której tę pracę mogę wykonać. Zero zysku. Od 5. stycznia, gdy zapłącimy kolejną ratę kredytu mieszkaniowego na naszym koncie będzie debet, coraz większy. gdyby nie pomoc rodziców to ten debet byłby już w miesiąc po zakończeniu mojego płatnego macierzyńskiego.
Serdecznie zazdroszczę mamom, które mogą sobie pozwolić na zostanie z dziecmi w domu. Umiałyscie się dobrze wydać za mąż! nie łudzmy się - to jest klucz do całej sytuacji - dobrze zarabiający mąż (ew. duży spadek lub totolotek jak ktoś ma szczęście). dobro dziecka, egoizm itp. - to tylko plakietki jakie przyklejamy na to do czego nas zmusza życie.
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez AgaM » 4 grudnia 2008, o 15:57

Umialysmy sie dobrze wydac za maz? Jak wychodzilam za maz - maz nie pracowal, potem zarabial mniej ode mnie a teraz ja nie pracuje. nie mamy duzo ani malo. Starcza ale wiem ze gdybysmy mieli wiecej to i tak byloby mi ciagle malo. Kredyty mamy ale jak rodzice rzuca groszem czy inna pomoca to przyjmuje i juz nie unosze sie duma. jak nie pomagaja to nie wyciagam reki ... Pomagaja kiedy moga i tyle. A siedze w domu bo chce, moge i razem z mezem podjelismy taka decyzje choc finansowo to pewnie stoimy calkiem srednio.
AgaM
Domownik
 
Posty: 440
Dołączył(a): 25 października 2003, o 17:22
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez kamienna » 4 grudnia 2008, o 16:06

AgaM ma racje. My wchodząc w małżeństwo mieliśmy tyle, zeby starczyło do pierwszego. Mamy kredyt mieszkaniowy, studencki męża. Jak się urodziła córka to mąż dostał podwyżkę. Jak sie począł syn to chwilę później mąż zmienił pracę i zarabia jeszcze lepiej. Po urodzeniu syna chceiliśmy zmienić 15letniego gruchota na kombi, zeby sie foteliki i wózek zmieściły, a kupiliśmy 6letniego minivana, o którym nawet nie marzyliśmy, a który był czytsą okazja, trzeba bylo sie szybko zdecydować i nie mieliśmy tyle pieniędzy. Dzis przyszła mi do głowy myśl, ze nigdy Boga o te podwyżki nie prosilismy, nie prosilismy tez o takie wypasione, wygodne auto. A jednak dostaliśmy...

Ty się Krycha nie łam. Może sie okazać, ze Tobie blizej do nieba będzie mając długi, niz mnie majacej wypasione auto...
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez Annka » 4 grudnia 2008, o 18:15

Krycha - ja Cię rozumiem i rozumiem Twoje rozgoryczenie. Jestem w podobnej sytuacji + ciężko chory mąż, który być moze nie będzie w stanie wrócić do pracy. Nie wiem, co wtedy będzie. Muszę liczyć, że Pan Bóg pomoże nam znaleźć wyjście z tej sytuacji. Na razie szukam pracy, która nie będzie tylko zarabianiem na opiekunkę i przedszkole.
Ja np.myślałam, że się "dobrze wydaję za mąż" -i co z tego, przyszły problemy ze zdrowiem i wszystko się odwróciło. Nie ma gwarancji na szczęście - po prostu.
Zyczę Ci (i sobie też :wink: ) jakiejś niespodziewanej odmiany losu.
Annka
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 9 lipca 2008, o 14:23
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Krycha » 4 grudnia 2008, o 20:16

kamienna napisał(a): Może sie okazać, ze Tobie blizej do nieba będzie mając długi, niz mnie majacej wypasione auto...

dziekuję za niebo,wolę spokojne zycie na ziemi, bez wypasionego auta ale i długów. Ja Boga co wieczór proszę tylko o sen - i niestety....
Annka to przykre:( mozna wyjsc np. za geniusza informatyki z super perspektywami a potem i tak może byc tragedia i kalectwo.
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez kamienna » 4 grudnia 2008, o 21:48

Krycha napisał(a):dziekuję za niebo,wolę spokojne zycie na ziemi, bez wypasionego auta ale i długów. Ja Boga co wieczór proszę tylko o sen - i niestety....


Nie wierzę Krycha, po prostu nie wierzę. To chwilowe i minie Ci takie myślenie, tak jak mija katar.

A sen widocznie nie jest tym, czego najbardziej potrzebujesz. Łączę sie w nieprzespanych nocach...
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez Krycha » 5 grudnia 2008, o 09:38

kamienna napisał(a):A sen widocznie nie jest tym, czego najbardziej potrzebujesz..

:shock: :shock: :shock: co dzien rano zaczynam nieprzytomna, z bólem głowy ostatnio. i jak tu sie bawic rozwijac dziecko? to wegetacja!
no ale przeciez maz wychodzi do pracy a ja siedze w domu i karmię, wiec to oczywiste ze to ja zawsze wstaję nocą. jak w rozpaczy poprosze z placzem meza by wstal i zajął się dzieckiem to zaczyna wydawac z siebie jakies indianskie pomruki ktore jego zdaniem uspią malego. po czym sam zasypia a ja zostaje z kłopotem.
uwazam ze jakbym pracowala poza domem to tez musialoby sie zmienic na bardziej sprawiedliwy układ - a tak nie ma szans i musi pozostac po katolicku - kazde jest inne i ma inna rolę w rodzinie bLA BLA bla- tylko dlaczego znowu kosztem kobiety?
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Następna strona

Powrót do Wychowanie dzieci w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 18 gości

cron