Pimpek, źle mnie zrozumiałeś. To co napisałam, nie oznacza, że grupa rówieśnicza jest ważniejsza od rodziny! To oznacza dokładnie to, co napisałam. Bardzo świadomie użyłam takich słów. W wieku przedszkolnym, dziecko zaczyna dostrzegać plusy bycia ze sobą w grupie rówieśniczej. Ale słowo rodziców jestświęte, choćby bzduty opowiadali
(takie np o bocianie). W wieku szkolnym autotytet rodziców nieco słabnie. Oczywiście wszystko przebiega bardzo płynnie. Dziecko widzi, ze rodzice nie są alfą i omegą, ze samo może myśleć! I korzysta z tego całą mocą. Widzi niekiedy błędy rodziców i ich wady. To wcale nie oznacza, ze przestaje sie z nimi liczyć, że ich nie kocha. Czy my znając wady małżonków przestajemy ich kochać?
W tym czasie powoli nabiera znaczenia grupa rówieśnicza, ważne staje sie co o nim mówią, myślą. Czy bawi się z tymi dziećmi, z którymi chciało by sie bawić. Jak jest przez innych traktowane. Szuka swoich pokrewnych dusz- przyjaciół.
Właśnie to miałam na myśli, pisząc co pisałam. I nie są to, niestety, moje właśne pomysły i przemyślenia, ale psychologia rozwojowa.
Ale oczywiście masz racje. Źle sie dzieję, kiedy dziecko nie może mieć w rodzicach oparcia. Zwłaszcza wtedy, gdy zaczyna dostrzegać świat nie tylko w obrębie swojej rodziny. I gdy nie może w domu porozmawiać o tym co robił z kolegami.
I tak na koniec: Pimpek, to bardzo ważne co sie dzieje z takim dzieckiem. Ono musi nawiązać poprawne kontakty z grupą rówieśniczą, rodzice muszą stracić odrobine tego swojego autorytetu. A dlatego, by potem dziecko jako dorosły mężczyzna lub kobieta nie miało kłopotów w rozstrzyganiu: małżonek czy rodzice. Choć oczywiście nie tylko po to