Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 21:04 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Moja żona (chyba tylko cud może pomóc)

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Moja żona (chyba tylko cud może pomóc)

Postprzez viptocat » 9 kwietnia 2005, o 13:32

Nie wiem od czego zacząć. Moja żona zdradziła mnie i zamieszkała z innym. Próbuje rozbić 2 małżeństwa bo zamieszkała z mężczyzna żonatym (z dwojgiem dzieci).
Powiedziała ,że swoim postępowaniem przyczyniłem się do tego co zrobiła (nie chcę opisywać szczegółów powiem tylko ,że nie chodziło o zdradę). Myślę ,że ma rację co do mnie. Jest w ewangelii fragment o zgorszeniu i kamieniu u szyji. Ten fragment najlepiej oddaje moje uczucia.

Ale moja żona zupełnie nie widzi tego jakie skutki dla jej życia będzie miało przejście na "ciemną stronę". Wiem ,że jest słabą osobą i że zło które czyni "wróci do niej" i potrafię sobie wyobrazić co się z Nią stanie.

Pamiętam tylko jak na początku naszej znajomości powiedziała mi ,że dzięki mnie uwierzyła ,że Ona też może mieć szczęśliwą rodzinę. Pamiętam jak zawsze bardzo dbała o dom, jak starała się być "idealną żoną".

Ksiądz na spowiedzi powiedział mi ,że możliwe ,że nie dojżeliśmy psychicznie do małżeństwa. Jeżeli jest choć cień nadzieji nie chcę udawać się do sądu metropolitalnego. Proszę o radę i modlitwę (zwłaszcza za Nią)

V
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez NB » 11 kwietnia 2005, o 17:08

Modlić się trzeba na pewno. Nie piszesz jednak jaki staż małżeński macie , czy macie dzieci. Trudno cokolwiek poradzić.
W małzeństwie trzeba umieć ustąpić jedno drugiemu, umieć wypracowywać kompromisy, ustalić zasady .
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez rybka » 12 kwietnia 2005, o 00:02

z dziećmi najgorzej... znam kilka (tak ze 4...) przypadków nastolatek po próbach samobójczych - wszystkie z rozbitych rodzin. (3 próby samobójcze przed 15 urodzinami? suuuuper....)

mogę jeszcze zasugerowac unikanie "kościelnego" słownictwa - kiedy się ma kłopoty działa jak płachta na byka (choćby i argumenty się uznawało...)

i jeszcze co do zdrady: kobiety rozumieją to bardzo szeroko (badania psychologów itd.), zatem nie tylko zdrada fizyczna, ale też zdrada-odejście, porzucenie rani. też jest złamaniem przysięgi wierności... /w tym miejscu przepraszam, bo to co piszę wynika z odruchowego brania strony kobiety, aczkolwiek informacja zdaje mi ise warta zapisania/
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez viptocat » 12 kwietnia 2005, o 15:44

Nasze małżeństwo ma ok 4.5 roku. Wcześniej znalismy się rok. Nie mamy dzieci (staraliśmy się ok 3 lat).
Żona kilka miesięcy temu wróciła z 9 miesięcznego wyjazdu. Prawie bezpośrednio przed wykryciem zdrady usłyszałem ,że znowu zaczniemy się starać o dziecko :( .
O pewnych sprawach bardzo ciężko pisać na tym forum.

Z tego co ustaliłem moja żona jest teraz pod bardzo silna presją (osoba z którą jest domaga się Jej rozwodu)

Kocham Ją i nie chcę ,żeby zmarnowała sobie życie.

Pozdrawiam
V
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez rybka » 12 kwietnia 2005, o 17:24

modlitwa to chyba najlepsza "metoda" - jakos rozwiązania same sie znajdują.

historia mojej rodziny jest dość interesująca, ale nie wypada źle mówić o rodzinie... mogę tylko powiedzieć, ze pod wpływem modlitwy wszystko sie zmiania - na lepsze. straszna teściowa stała sie kochającą babcią i bardzo tolerancyjną osobą (różnic się skasować nie da, ale możne zmienić podejście). kobieta przez całe życie unikająca odpoweidzialności... cóż jest w sytuacji gdzie całkiem jasne jest co powinna zrobić - i już nie ucieka, a niedługo zobaczy, że jej z tym dobrze (to świeża sprawa, tak z tydzień... )
Nowenna do Miłosierdzia Bożego to się nazywa - trwa 9 dni i... działa.
trzeba konkretnie sformułować intencję, w sposób nie wykluczający Bożego pomysłu... "niech szlag trafi sąsiada" - wykluczone. "o potrzebne łaski", "o uzdroweinie (duchowe)"... cos takiego - sam wiesz o co chodzi.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez rybka » 12 kwietnia 2005, o 18:05

modlitwa to chyba najlepsza "metoda" - jakos rozwiązania same sie znajdują.

historia mojej rodziny jest dość interesująca, ale nie wypada źle mówić o rodzinie... mogę tylko powiedzieć, ze pod wpływem modlitwy wszystko sie zmiania - na lepsze. straszna teściowa stała sie kochającą babcią i bardzo tolerancyjną osobą (różnic się skasować nie da, ale możne zmienić podejście). kobieta przez całe życie unikająca odpoweidzialności... cóż jest w sytuacji gdzie całkiem jasne jest co powinna zrobić - i już nie ucieka, a niedługo zobaczy, że jej z tym dobrze (to świeża sprawa, tak z tydzień... )
Nowenna do Miłosierdzia Bożego to się nazywa - trwa 9 dni i... działa.
trzeba konkretnie sformułować intencję, w sposób nie wykluczający Bożego pomysłu... "niech szlag trafi sąsiada" - wykluczone. "o potrzebne łaski", "o uzdroweinie (duchowe)"... cos takiego - sam wiesz o co chodzi.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez viptocat » 13 kwietnia 2005, o 11:58

Zaczyna się dziać coś dobrego. Moja żona chce się ze mną spotkać i rozmawiać (do tej pory demonstracyjnie unikała kontaktu). Wiem ,że nic nie zmieniła w swoim życiu :( . I pewnie będzie chciała namówić mnie do rozwodu. Ale przynajmniej nie walczymy.
Od specjalisty (psychologa) dowiedziałem się ,że zasady są rozmowy w takich wypadkach są następujące
1. Żadnych wybuchów złości :!:
2. Życzliwość i ciepło (prawie tak jakbym mówił do dziecka).
3. Powiedział mi też ,że w moim życiu powinno się coś dziać (co by Ją zaciekawiło i skłoniło nas do rozmów na "neutralne tematy")
Żeby było trudniej to jestem egoistą skłonnym do wybuchów złości :( który w dodatku nie widzi życia poza pracą. A poza tym jestem osobą nieśmiałą i mam zwyczaj zapominania o ludziach którzy nie są mi potrzebni.
Moją żonę może nawrócić Boża miłość (właśnie miłość a nie mówienie o "karze za grzechy") . Pytanie co może nawrócić (i przemienić) mnie . . . Na razie bardzo ciężko mi się modlić.

Pozdrawiam
V
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez NB » 13 kwietnia 2005, o 13:01

Spróbuj od codziennego krótkiego "Jezu Ufam Tobie" i oddaj wszystkie Twoje problemy Jemu i Jego Matce.
Widzisz sam też musisz pracowac nad sobą , wina za takie sprawy zawsze leży pośrodku.
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Niania » 13 kwietnia 2005, o 21:12

powiedziałes o swojej winie... może warto porozmawiac o tym, pewnie było tak jak mówisz, Ty zawiniłeś wielokrotnie w małych sprawach i ona jako słaba - jak mówisz nie wytrzymała psychicznego odrzucenia i poszukala innego źródla ciepła. Teraz jedyny ratunek widzę w szczerej spowiedzi z win przed nią i staranie się na nowo o nią jak za czasów narzeczeństwa... nie rań jej, na jej ataki odpowiadaj miłością, czekaj na nią, pokasz że chcesz zacząć na nowo, nie naciskaj ale ciagle okazuj swoją zmianę. Ona na pewno kocha Cię dalej i zobaczywszy że z Tobą może znów być jej dobrze pewnie za jakiś czas (może i długi - cierpliwości) wróci do Ciebie. Ale jedna rada - jak wróci to nigdy nie zapomnij że masz ciągle do grobowej deski być amantem zabiegającym o jej względy, nigdy o niej nie zapominaj :!:
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez viptocat » 19 kwietnia 2005, o 14:42

Znalazłem pomoc http://www.sychar.alleluja.pl/. Zacząłem spotkania z księdzem który prowadzi tą wspólnotę. Powiedziałem o tym księdzu mojej żonie. Ponieważ powiedziałem to dość chłodnym tonem moja żona prawie wybuchnęła płaczem (pewnie myślała ,że kieruję Ją do sądu metropolitalnego :( :( :( ). Kiedy wyjaśniłem o co chodzi uspokoiła się
Powiedziała ,że nie może nic obiecać ale rozważy spotkanie z księdzem.
Proszę wszystkich o modlitwę.
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez gosieńka » 19 kwietnia 2005, o 17:24

Załatwione, będę się za was modlić... Musi się wam udać. Małżeństwo jest sakramentem i ma wielką moc, sam Chrystus jest w nim i każdym się opiekuje, tylko ludzie czasami o tym zapominają...
gosieńka
Przygodny gość
 
Posty: 61
Dołączył(a): 11 stycznia 2005, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez izsa » 19 kwietnia 2005, o 18:53

Bardzo mnie cieszy taki obrót sprawy. Płacz Twojej żony wskazuje na to, że sama nie jest zdecydowana, więc jest nadzieja, że znów będziecie razem, ale na zdrowych zasadach. Viptocad nie poddawaj się. Podziwiam Twoją determinację. Będę pamiętała o Was w modlitwach.
izsa
Przygodny gość
 
Posty: 62
Dołączył(a): 7 stycznia 2005, o 20:35

Postprzez viptocat » 9 maja 2006, o 18:09

Niestety cud się nie zdarzył :( . Mogłem próbować odzyskać żonę na 2 sposoby:
1. Ciepło (ten sposób wybrałem)
2. Stanowczość. Czyli zdecydowane odepchnięcie żony od siebie (np. uzyskanie separacji z jej winy) i jednoczesne przekazanie jej bardzo jesnego i czytelnego komunikatu "jesteś moją żoną i jak z tym skończysz to możesz do mnie wrócić"

Teraz z perspektywy czasu widzę ,że rozwiązanie 2 dawało znacznie większe szanse powodzenia (ale równocześnie było milion razy dla mnie trudniejsze).
Będę składał wniosek do sądu metropolitalnego o orzeczenie nieważności naszego małżeństwa (istnieją przesłanki więc prawdopodobnie mi się to uda).
Wolałbym umrzeć niż przeżyć to co przeżyłem.

Dziękuję wszystkim za modlitwę.
Viptocat
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez abeba » 9 maja 2006, o 18:15

Bardzo mi przykro.....
mogę tylko dodać, że dzięki Twojemu staremu postowi trafiłam na stronę sychar i bardzo mi kiedyś dodała otuchy. Dziękuję.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez essex » 9 maja 2006, o 19:16

Viptocat- o jednym nie zapominaj ona jest dalej przed Bogiem Twoją żoną.
Wybacz,może to Ciebie/Was nie dotyczy,ale wiele małżeństw ,które mają problem- chce po latach! unieważniać małzeństwo.Jeśli zdecydowaliście się świadomie- to przesłanki są słabe.W sumie Bog tylko wie,czy macie ważne małzeństwo.
Widzisz separacja daje szansę- a bieganie do sądu-to pogrążenie wszystkiego.Przeciez ją kochałeś- i teraz przed sądem zaprzeczysz temu?

Ja uważam-dopóki żyjecie-szansa jest.
A prosiłeś moze o pomoc swojego proboszcza?A proboszcza parafii tamtego mężczyzny?Zanim zrobisz ostateczny krok-może jeszcze upomnieć tamtego mężczyznę,żeby się opamiętał(z kapłanem,może nawet z innymi parafianami,lub jego ,jej,twoimi rodzicami).
Tam gdzie jest grzech-musi być stanowcze upomnienie.Miłosc wymaga stanowczości,wcale miłosc nie zawsze musi oznaczać płaszczenie się.

A może jeszcze skorzystać z archdiecezjalnego centum pomocy rodzinie?
essex
Bywalec
 
Posty: 116
Dołączył(a): 23 kwietnia 2006, o 15:27

Postprzez essex » 9 maja 2006, o 19:22

Musisz się nastawić na przebaczenie(co tu jest równoznaczne z zaparciem się siebie).
I trudny charakter nie jest wcale przesłanką nieważnosci małzeństwa.
Złość,gniew-to grzechy-jeśli masz skłonność do złosci-trzeba nad sobą pracować.
Tak samo -grzech żony-to nie jest niedojrzałość-tylko po prostu grzech.
Tu trzeba nawrócenia,bo unieważnienie małżeństwa jest raczej dla osób(nie zawsze) ,które mają nie w porządku psychikę.Ja u was tego nie widzę-po prostu grzech-działanie szatana.
Może wam tzreba Mszy/modlitwy o uzdrowienie,uwolnienie?
Egzorcyzmu może nawet-przecież to szatan namieszał!
essex
Bywalec
 
Posty: 116
Dołączył(a): 23 kwietnia 2006, o 15:27

Postprzez viptocat » 9 maja 2006, o 22:41

Widzisz.
Nie do końca wiem co napisać. W jednym masz rację prawdę zna tylko Bóg. I tylko On wie czy nasze małżeństwo było ważne czy nie.
A czym niedojrzałość różni się od grzechu ?? Sprawa jest prosta grzech to wybór a niedojrzałość to warunek zewnętrzny.
Czy nasze małżeństwo nie udało się dlatego ,że się nie staraliśmy czy dla tego ,że trwanie w normalnym związku małżeńskim wymagało od nas obojga (albo od jednego z nas) wyjątkowego heroizmu (a może nawet pomocy specjalisty)

Na pewno nie będę kłamał. Zależy mi na uczciwym procesie.

A jeżeli chodzi o próby "napominania" jej kochanka to myślę ,że lepsza byłaby modlitwa. Człowiek który nie zawachał się zmienić swojej żony na "nowszy model" i porzucić własnych dzieci nie zawacha się dlatego ,że ktoś go upomni. Jedynie Bóg może mu pomóc się zmnienić.

Biedna Ola. Myślę o tym co w niej jest teraz dobrego. W sumie wierzę ,że jeszcze będzie szczęśliwa (chociaż na pewno nie tak jak to sobie wyobraża). Tylko zupełnie nie widzę siebie w jej przyszłym szczęściu. Szczerze mówiąc nie widzę tam żadnego mężczyzny.
Maria Magdalena nie miała męża. Może nie mogła go mieć. Napisałbym więcej ale nie chcę zagłębiać się w szczeguły (a poza tym może nie mam racji i plan Boga jest zupełnie inny)

V.
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez essex » 9 maja 2006, o 23:34

Rzezcywiście trudna i bolesna to sprawa.
Bo jeśli małźeństwo jest ważne- to Bogu przysiągłeś wierność żonie,nawet gdyby ona złamała słowo.
Nieładnie tak pisać,ale meżczyzna,który swoją ślubną i dzieci rzucił-nikogo nie uszanuje(dopóki sie nie nawróci).Jak minie mu zauroczenie twoją żoną- też będzie dla niej niedobry.I wtedy ona może zechce wrócić do ciebie.
Pytanie-czy jesteś gotowy czekać czy będziesz dążył do unieważnienia małżeństwa.

Pomoc specjalisty nie jest niczym nadzwyczajnym,kazdy ma problemy w małzenstwie-grunt to je rozwiązać.

Nie wiem jak wasze małźeństwo wyglądało,ale robienie z żony niezdolnej do małżeństwa(przeciez 4 lata byliscie małzeństwem) z tego powodu,że zgrzeszyła nie wydaje mi się rozwiązaniem.
essex
Bywalec
 
Posty: 116
Dołączył(a): 23 kwietnia 2006, o 15:27

Postprzez mateola » 10 maja 2006, o 08:14

essex napisał(a):Nie wiem jak wasze małźeństwo wyglądało,ale robienie z żony niezdolnej do małżeństwa(przeciez 4 lata byliscie małzeństwem) z tego powodu,że zgrzeszyła nie wydaje mi się rozwiązaniem.


No właśnie. My byliśmy w ostatnich latach świadkami rozpadu kilku małżeństw w bliższej i dalszej rodzinie i wśród znajomych. Była tam nawet para, w której żona, jak sie później okazało, miała schizofrenię, z bardzo ostrymi objawami (napady agresji itp). Ale nawet tam (nie mówiąc o "zwykłych przypadkach) wina za rozpad leżała po obu stronach, choć przeważnie niesymetrycznie. A viptocat napisał o sobie:

Żeby było trudniej to jestem egoistą skłonnym do wybuchów złości który w dodatku nie widzi życia poza pracą. A poza tym jestem osobą nieśmiałą i mam zwyczaj zapominania o ludziach którzy nie są mi potrzebni.


Myślę, że watro by najpierw zrobić porządek ze sobą. Bo - jakkolwiek to żona odeszła, to może miała ku temu jakieś istotne powody. Przekreślenie 4 lat życia to nie jest łatwa decyzja, czy kaprys. Nie zrozum, że ją wybielam, bo też niewiele zrobiła, żeby małżeństwo uratować - przynajmniej z Twojego opisu tak wynika. Ciekawe, co by ona sama o tym opowiedziała.
Życie z egoistą-pracoholikiem to nie jest najprzyjemniejsza rzecz, jaka może sie kobiecie przytrafić.
Małżeństwo wymaga pracy, nie tyle kompromisów, ustępowania, rezygnowania z siebie, ile współ-pracy. Ja wiem, że to troche późno na takie stwierdzenia, bo mleko już się wylało, ale uważam, że widząc jedynie w żonie przyczynę rozpadu Waszego małżeństwa jesteś po porstu niesprawiedliwy. A zrzucanie winy na jej "niedojrzałość" to już...

Pozdrawiam i obiecuję modlitwę.
mateola
Bywalec
 
Posty: 174
Dołączył(a): 12 kwietnia 2006, o 09:19

Postprzez viptocat » 10 maja 2006, o 14:18

Mateolu

Dzięki za modlitwę.

Napisałaś:

>Nie zrozum, że ją wybielam, bo też niewiele zrobiła, żeby małżeństwo >uratować - przynajmniej z Twojego opisu tak wynika.

To nie tak. Ona zrobiła tyle ile mogła ,żeby wszystko zniszczyć. Zaangażowała wszystkie swoje siły (i w dodatku przez dłuższy czas) bo byłem "porzucany" przez prawie 2 lata.

>Życie z egoistą-pracoholikiem to nie jest najprzyjemniejsza rzecz, jaka >może sie kobiecie przytrafić

Nie tylko egoistą ale w dodatku półślepym. :( . Widzisz ja kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Mogłem popatrzeć na siebie oczami mojej żony dzięki temu ,że po jej odejściu próbowałem pytać ją o to co się właściwie stało i następnie przez WIELE GODZIN analizować znaczenie jej słów. I dopiero wtedy (a czasami po dodatkowej rozmowie z psychologiem) mogłem zrozumieć co właściwie o mnie myślała.

>że widząc jedynie w żonie przyczynę rozpadu Waszego małżeństwa >jesteś po porstu niesprawiedliwy.

Nie powiedziałem tego ani nie napisałem. Stwierdziłem tylko ,że moim zdaniem powinna być sama przez resztę życia. Po to ,żeby nikogo więcej nie skrzywdzić.

> A zrzucanie winy na jej "niedojrzałość" to już...

A jeżeli tak właśnie było ???? I jest.

>Myślę, że watro by najpierw zrobić porządek ze sobą.

Robię. Właśnie teraz.

V.
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez mateola » 10 maja 2006, o 18:53

Robię. Właśnie teraz.


To dobrze, cokolwiek masz na myśli.
Pozdrawiam serdecznie
mateola
Bywalec
 
Posty: 174
Dołączył(a): 12 kwietnia 2006, o 09:19

do przemyślenia

Postprzez kama 76 » 11 maja 2006, o 00:32

Tak bardzo mi przykro z powodu tak trudnej sytuacji kryzysu małżeńskiego w jakiej się znaleźliście.Poruszyło mnie głęboko to co napisałeś, to bardzo bolesne doświadczenie.
Tyle już osób napisało Ci to co i ja uznaję za dzialanie pierwszoplanowe- przede wszystkim modlitwa i to żarliwa z wiarą- to sytuacja, w której zły zaciemnił Twojej żonie krytyczne widzenie tej całej sytuacji- oboje pływacie teraz w mętnej wodzie i łatwo Wam się pogubić.
Mam takich kilka powracających myśli refleksji, które skłoniły mnie do napisania.
Na początek zadanie dla Ciebie na ten czas trudnego doświadczenia:czytaj Hymn o Miłości a zwłaszcza przemyśl słowa "miłość cierpliwa jest"..."we wszystkim pokłada nadzieję".
Odniosłam wrażenie, że Twoja wewnętrzna postawa gotowości oddalenia żony poprzez doszukiwanie się jakiejkolwiek możliwości unieważnienia małżeństwa stawia tak naprawdę Twoją rzeczywistą miłość do niej pod dużym znakiem zapytania. To nie jest czysta miłość, dużo w niej domieszki miłości do siebie i lęku o siebie. Nie oceniam Cię surowo- ja też doskonała nie jestem w miłości.
Pamiętasz Waszą przysięgę: wierność na dobre i na złe...?teraz jest czas kryzysu w Waszym związku-doświadczania zła i wzajemnej krzywdy. Taki kryzys pojawia się prędzej czy później w większości związków i jest najcięższą próbą prawdziwej miłości i więzi jaką wypracowało dane małżeństwo przez okres swego trwania. Taki kryzys prowadzi albo do całkowitego rozbicia i rozłąki albo do nowej, głębszej jakości relacji miłości.
Zaufaj to próba- czas na Twoją i jej- żony zmianę. I jeszcze jedno na temat tego czego moim zdaniem(mogę się mylić)najprawdopodobniej boisz się najbardziej- czy ta paniczna myśl o unieważnieniu małżeństwa nie wynika u Ciebie z tego, że przede wszystkim gdyby żona odeszła na zawsze Ty jako bardziej wierzący uwięziony byłbyś w samotności, trwając w rozdartym małżeństwie nie mogąc korzystać z jego przywilejów, bez szansy ułożenia sobie życia na nowo, poznania kogoś, zalożenia rodziny? Jeśli tak to znaczy, że więcej jest egoizmu i lęku o swoje życie niż ofiarnej miłości jaką powinni mieć do siebie małżonkowie.
Kochający ale tak naprawdę szczerze małżonek/ka moim zdaniem czeka cierpliwie tyle ile potrzeba i modli się o powrót tej drugiej osoby ale sam nie myśli o ukladaniu sobie na nowo życia z kimś innym. A wnioskuję o tym, że trochę o tym myślisz bo gdybyś nie myślał o związaniu się z kimś innym w przyszlości nawet dalekiej to niepotrzebne byłyby Ci jakiekolwiek procesy unieważniające ślub.życzę Ci by żona wróciła do Ciebie i byście odbudowali Wasz Dom.Już się za Was modlę. Kasia
kama 76
Przygodny gość
 
Posty: 3
Dołączył(a): 22 kwietnia 2006, o 01:43
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez viptocat » 14 maja 2006, o 20:35

Zupełnie nie wiem co napisać.

Miłość nie polega na tym ,żeby być czyjąś ofiarą. :( Zdecydowanie nie na tym. Nie jestem w stanie być dobrym "za kogoś" tak się nie da.

Byłem w sądzie metropolitalnym i dowiedziałem się tam ,że istnieją przesłanki do orzeczenia nieważności naszego małżeństwa.
Wcześniej podczas spowiedzi dowiedziałem się ,że (w naszej sytuacji) jeżeli oboje będziemy chcieli małżeństwo utrzymać to nie muszę skaładać pozwu o unieważnienie. Ale jeżeli za utrzymaniem małżeństwa będę tylko ja to powinienem poważnie o takim kroku pomyśleć.

To ,że zaczynam dostrzegać co złego zrobiła moja żona jest pozytywne (i chyba świadczy o tym ,że wracam do równowagi). Dzięki temu co napisaliście zrozumiełem ,że czeka mnie jeszcze podobne spojrzenie na samego siebie (nie wykluczone ,że proces przed sądem kościelnym będzie dla mnie taką okazją).

Co będzie póżniej nie wiem. Myślę ,że w dużym stopniu zależy to od wyroku tego sądu. Wiem tylko ,że chciałbym przetrwać (przez jakiś czas nie było do końca oczywiste czy mi się to uda) zachować swoją wiarę i być dobrym człowiekiem.


Pozdrawiam
V.
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez juka » 14 maja 2006, o 21:19

rozumiem że czujesz się pokrzywdzony, to oczywiste....Jednak - chciałam opowiedzieć o pewnej sytuacji w mojej rodzinie, która być moze pozwoli ci za jakiś czas trochę zmienić optykę. otóż niedawno rozwiodło się pewne małżeństwo - też żona się tego domagała. oburzenie w rodzinie męża było wielkie- jak to , "przecież miała wszystko, nigdy nie musiała pracować, przecież jej nie bił" (cytat dosłowny). kompletne zaskoczenie - jak twoje. ja patrząc na to małżeństwo z zewnątrz, widziałam rzeczy następujące: mąż kompletnie ignorował żonę, niigdy nie były ważne jej potrzeby, uznawane jej racje, omawiane z nią problemy. kiedy próbowała się przeciwstawiać, potrafił milczeć przez 4 !!! miesiące. wypominał, że ją utrzymuje. czy źle ją traktował? - nie, po prostu traktował ją jakby nie istniała.
nic się nie dzieje bez przyczyny. kobiety są z natury monogamiczne, musi się naprawdę podziać, żeby szukały nowego mężczyzny.
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez Kinia » 15 maja 2006, o 12:18

[quote=viptocat]Nie tylko egoistą ale w dodatku półślepym.[/quote]

Piszesz o żonie jako niedojrzałej do małżeństwa...a czy takie zachowanie jak Twoje (to co napisałeś, a zacytowałam powyżej) uważasz za odpowiedzialne i dojrzałe?

Mimo, że jestem jeszcze bardzo młoda wiem już, że miłość do w większej części zapieranie się siebie i szukanie dobra tej drugiej osoby. To jest trudne, dla mnie bardzo. A jednak w konsekwencji przynosi dużo głębokiej radości. Może warto przestać szukać siebie, a zacząć szukać jej, Twojej żony?

Pociesza mnie myśl, że zamierzasz być do końca szczerym wobec sądu kościelnego. Jakby nie patrzeć oni mają większe doświadczenie niż my na forum, będą też więcej wiedzieli o sprawie i wierzę, ze wydadzą włąściwą decyzję.

Wszystko jedno jaka ona będzie bardzo Cię zachęcam do dążenia do przebaczenia żonie.
Pozdrawiam serdecznie i obiecuję modlitwę!
Kinia
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez kukułka » 15 maja 2006, o 16:32

nic się nie dzieje bez przyczyny. kobiety są z natury monogamiczne, musi się naprawdę podziać, żeby szukały nowego mężczyzny. - tak jest i myslę, ze wiel osob sie z tym zgodzi. Jesli piszez, ze jest niedojrzala - czy probowales pomoc jej dojrzec???? jesli nie to zadalabym sobie pytanie na Twoim miejscu, na ile ją tak naprawdę kochasz. Nie osądzam,z e jej nie kochasz, naklaniam tylko, bys sobie zadal to pytanie
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez viptocat » 19 maja 2006, o 17:32

Czy próbowałem Jej pomóc dojrzeć ??? Do pewnego stopnia na pewno.
Żałuję ,że nie zrobiłem więcej. Właściwie najbardziej żałuję ,że nie widziałem oczywistych rzeczy.

Jeżeli chodzi o światopogląd (a nawet poglądy polityczne) to Ola była "lusterkiem". Chodziła do kościoła razem ze mną. Naśladowała mnie. Pamiętam ,że kiedy odwróciłem się od Boga byłem trochę zaskoczony ,że również poszła za mną (tak jakby chciała powiedzieć "tak naprawdę nigdy mi na tym nie zależało").
Chociaż myślę ,że tak naprawdę miała jakieś poglądy i wyznawała jakiś system wartości a naśladowała mnie po to ,żeby mi się bardziej spodobać. Teraz mnie to przeraża.

Przeraża mnie również sposób w jaki mnie widziała. Kiedyś mnie narysowała. Na tym rysunku miałem wykrzywioną ze złości twarz. :(

Tylko czy to byłem naprawdę ja czy chodziło jakieś Jej wobrażenie ???

Wiem ,że często wracałem do domu zmęczony po ciężkiej pracy.
Ale wydaje mi się ,że byłem w porządku. Że byłem czuły potrafiłem Ją przytulić prawie w ogóle nie podnosiłem głosu.

Zupełnie nie pojmuję jak dwoje ludzi może zupełnie inaczej patrzeć na tą samą sytuację ?? Jak ktoś mógł widzieć we mnie osobę którą nie jestem.

Wiem ,że jest osobą wyjątkowo słabą i wyjątkowo wrażliwą (zupełnie jak dziecko) teraz kiedy o tym pomyślę również czuję się przerażony :(

-----------
Dużo mógłbym na ten temat pisać.

Osoby które trochę znają się na psychologii zauważą w tym opisie pewne schematy zachowań i zrozumieją o co chodzi. (mi dotarcie do tego zajęło trochę czasu).


Pozdrawiam
V
viptocat
Przygodny gość
 
Posty: 18
Dołączył(a): 6 kwietnia 2005, o 13:14

Postprzez kukułka » 19 maja 2006, o 20:03

rtak, widze pewne schematy, ale przede wszystkim Twoje. Nie podnosiłes głosu, przytulałes, piszesz. Ale to mało. To tka jakby powiedziec, ze nie pijesz, nie bijesz, to mpowinno byc OK. Zacznij od siebie wymagac. Zacznij rozumiec zone jako kobiete i zone jako te konkretna osobe. i to najlepiej juz. Im dalej, tym wieksze prawdopodobienstwo, z emoze byc za pozno.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez essex » 19 maja 2006, o 21:01

Viptocat -wielkie współczucie z powodu zachowania zony.
Jednak obraz twej osoby pod względem psychicznym tez nie rysuje sie rózowo..Piszesz,ze jestes egoistą a potem,ze jestes wrazliwy jak dziecko.Trudno to jakos pogodzić,bo wrazliwosc otwiera wlasnie bardzo na drugiego człowieka i jest zaprzeczeniem egoizmu.
A moze jestes raczej nadwrazliwym egocentrykiem?
Moze mieliscie problemy z komunikacją?
Trudno cokolwiek ocenic przez internet,bo znamy tylko twoją wersję historii.
Rozumiem twoj bol rozczarowania,ale to,ze zona pod twoim wplywem zblizała sie do kosciola-to było jak najbardziej pozytywne.Nie wymawiaj jej tego.Wyglada,ze byla mocno zaangazowana w zwiazek a jednoczesnie sama była chyba zagubiona w wierze.
Teraz zdaj się na dobrych specjalistow-kapłanów.Przeciez zawsze jest nadzieja na szczesliwe,boze rozwiązanie.
essex
Bywalec
 
Posty: 116
Dołączył(a): 23 kwietnia 2006, o 15:27

Postprzez kukułka » 20 maja 2006, o 15:46

Wiem ,że jest osobą wyjątkowo słabą i wyjątkowo wrażliwą (zupełnie jak dziecko) teraz kiedy o tym pomyślę również czuję się przerażony - to chyba jego zona jest jak dziecko wrazliwa, a nie on. ludzie, czytajcie dokładnie
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Następna strona

Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 23 gości

cron