Teraz jest 28 marca 2024, o 16:30 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

problem

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

problem

Postprzez Kacha » 20 listopada 2013, o 23:16

Jstesmy malzenstwem 6 lat, mamy synka 4 lata drugie w drodze. Mieszkamy u moich rodzicow na pietrze mamy osobne mieszkanie. Wszystko bylo w miare ok dopoki nie urodzil sie syn, wtedy zaczal sie moj koszmar...Moja mama zaczela sie wtrocZAC we wszystko zwiazane z moim dzieckiem...ja robilam wszytsko zle a ona matka 4 dzieci wszstko wie najlepiej...a to zle go ubierlam, wychodzilam na dwor a na dworze zimno i na pewno maly bedzie chory, wiedziala najlepiej kiedy ma isc spac kiedy jesc jak sie bawic, co robic, jak wchodzi i widzi ze oglada bajke to od razu afera ze tyle siedzi przed tv dlatego jest taki nerwowy i niegrzeczny, itp a ja po prostu wracam z pracy i chce zrobic w tym czasie obiad...Zajmujmowala sie nim 3 lata odkad wrocilam do pracy teraz maly chodzi juz do przedszkola ale sytuacja sie nic nie zmienila... dodatkowo od zawsze przeglada nam lodowke, komentuje ze tyle jedzenia marnujemy, zabiera z niej to co uwaza-nie wiem skad- ze my juz nie bedziey jesc...komentuje ze musimy sobie kupic ziemiaki bo sie koncza albo proszek albo milion innych rzeczy codziennego uzytku jakbym sama o tym nie wiedziala i chce to zrobic ale akurat mamy taki plan z mezem ze na zakupy jezdzimy razem kiedy mamy na to czas, oczywiscie drobne zkupy robie na biezaco sama ale ona zawsze musi miec tu i teraz, widzi tylko to czego nie ma...zawsze sie przeciwko temu buntowalam, a ze mam ciezki charakter to niewiele sie odzywalam zeby nie powiedziec o slowo za duzo a i tak czesto sie klocimy, poza tym czuje respekt i szacunek chocby za to ze zajmowala sie tyle wnukiem i to calkiem nie zle al e powoli zaczyna mnie to przerastac, jak powiem cos za duzo to mama placze i mowi ze ona do swojej matki nigdy sie tak nie odzywala(bo z nia nie mieszkala) ze nie mam za grosz wdieczności itp...ale od narodzin syna nie uslyszalam slowa wsparcia, tylko ciagla krytyka, uwagi pouczania i ze to dziecko jest najwazniejsze a ja nie- a po porodzie na prawde bylam w baardzo kipskim stanie psychicznym- to mialam wrazenie ze uwaza ze sie mam nad soba nie uzalac i nie cudowac. czuje sie jakby mnie traktwala jako 15 latke ktora wpadla i ma za swoje i ona mi na paewno nie pomoze w sensie psychicznym czy cos..a ja juz prawie po 30 jestem...przez to wszytsko jestem nerwowa krzycze na moje dziecko bez sensu i tylko czekam kiedy mama znow sie pojawi i bedzie znow jakis komentarz.... a to zamknac okno, a to otworzyc a to isc na dwor z malym a to nie isc....wiem e to sa drobnostki i duperele ale na dluzsa mete nie dam rady... czuje sie normalnie zaszczuta, a jak juz cos zrobie nie tak jak ona to sobie wyorazala to juz w ogole katastrofa, obraza, wyrzuty, mina jak z krzyza zdjeta i takie tam.... wiem ze najlpeij byloby sie wyprowadzic ale dom jest zapisany na mnie.. maz ma przepisany dom po swoich rodzicach wiec nie bedzie nas stac utrzymywac wszytskiego... tak strasznie zaluje ze nie postanowilismy zaraz po slubie wynajac czegokolwiek ale osobno....wszytskim byloby latwiej i na ewno z mama mialabym fajny kontakt bo taki maja moi bracia...jestem typem niezaleznym a wpakowalam sie na wlasne zyczenie w takie cos...ale tyle obiecywala przed slubem ze wszytsko bedziemy mogli robic po swojemu a teraz nawet gwozdka na scianie nie mozna przybic bez komenarza....a najbardziej mnie uderza ze jest taka pobozna i bardzo wierzaca....a ja przez to wszytsko dziwnym trafem zaczynam tracic zapal do modlitwy, takiej codziennej rozmowy z Bogiem co kiedy bylo nie do pojecia bo bylam w oazie i innych ruchach a dzis...? czuje ze do niczego sie nie nadaje...chcialam z malym chodzic do kosciola od malego ale tylko mowila ze z takimi dziecmi do 3 lat to sie nie chodzi do kosciola no to nie chodzilam a teraz synek nie chce slyszec o kościele w gole...nad czym musze bardzo pracowac zeby go tam zaciagnac...wiem ze duzo w tym mojej winy bo powinnam robic po swojemu ale ona ma jakis strasznie duzy wplyw na mnie.... juz nie wiem co robic...jestem po prostu zalamana
Kacha
Domownik
 
Posty: 350
Dołączył(a): 15 stycznia 2008, o 20:39

Re: problem

Postprzez kiniaa » 25 listopada 2013, o 13:30

Hej Kacha. Przeczytałam twój post i powiem Ci , że cie doskonale rozumiem. Ja przed slubem też myślałam, że mieszkanie z rodzicami ma nawet więcej plusów niż minusów, no a już największym plusem to korzyść finansowa (w tym - brutalnie zabrzmi- ale darmowa niania). Na szczęście ja z mężem nigdy nie mieszkaliśmy z rodzicami, a prawdę mówiąc odkąd wyjechałam na studia już wyprowadziłam się z domu. Jesteśmy prawie 6 lat po ślubie i przy pierwszym dziecku uważałam, że mama mi najlepiej doradzi, że jest we wszystkim najmądrzejsza. Oczywiście mamy są kochane, ale nie znają się na wszystkim. Bliźniaków rodziłam już za granicą i robiłam wszytsko po swojemu. Przyjechałam do PL i zaczęło się- to rób tak, a to tak a to powinnaś tak.... Też znieść tego nie mogłam,ale wytrwałam, bo wiedziałam, że po wakacjach wracam do siebie. I tak się stało. Oczywiście łatwo pisać - wyprowadźcie się, ale wiem, że różne są sytuacje. Ale piszesz, że nie możecie, bo dom jest zapisany na ciebie. Dom moich rodziców też jest zapisany na mnie, ale nie mam zamiaru tam z nimi mieszkać. Jest zapisany- ale kiedyś na przyszłość w spadku, więc teraz żadnych kosztów nie ponoszę. W mojej rodzinie też mamy taką sytuację że młode małżeństwo mieszka u rodziców i w sumie nie narzekają głośno, ale widzę że czasami się w nich buzuje. Nie wyprowadzą się bo jest im po prostu wygodnie- bez kredytu bez swoich opłat, niania na miejscu, ale niestety w życiu jest coś za coś. (A tak między nami to nie wyobrażam sobie na dłuższą metę miłosnych uniesień w domu rodziców- toż o spontaniczności można zapomnieć:/ )
Zwróciłam jeszcze uwagę na to co napisałaś, że Twoja mama jest bardzo wierząca- to tak jak moja teściowa i przez wiele lat bardzo dobrze to postrzegałam, dopoki razem z męzem nie zauważyliśmy że czasami idzie to w stronę nieomylności i braku możliwości dyskusji na jakikolwiek temat- po prostu taka upartość, która prowadzi do tego że wszytskich dookoła traktuje się jak małe dzieci- dosłownie (!)
Mnie też denerwują dodatkowo uwagi dot. wychowania starszego dziecka- a tak zrób, a tak zrób- niestety sama wiem że w moim wychowaniu mam popełniła wiele błędów(za co JA słono zapłaciłam) i wcale nie muszę wszystkiego robić jak ona. Oczywiście każdy popełnia błędy ale to będą MOJE błędy i ja się potrafię do nich przyznać (nawet przed małym dzieckie- czego moja mama w życiu nie potrafiłaby). A i ja też nie raz słyszałam, że ona by tak do swojej mamy nie powiedziała (co jest absolutnie nieprawdą, bo nie raz się ze swoją mamą dobrze kłóciła)
Oczywiście jest to problem bardziej złożony. Ja jestem w takiej sytuacji, że mogłam zrezygnować na kilka lat z pracy zawodowej i na spokojnie zajmuję się dziećmi (przy czym córa i tak chodzi do przedszkola- bo uważam, że dziecko powinno chodzić do przedszkola), a przy 2-ce maluchów i tak mam co robić. Uważam, że jest to wielkie błogosławieństwo. Czasami mi brakuje mamy albo tesciowej, żebym mogła wyjść gdzieś i odpocząc, ale coś za coś, w PL pewnie nie byłoby mi tak łatwo. Kiedy wrócimy to dzieci już bedą trochę odchowane.
Nie wiem, chyba Ci mój post nic nie pomoże procz tego- że rozumiem Ciebie, ale jedyna rada- wyprowadzić się(!!!!!!!), nie ja pierwsza i nie ostatnia mówię, że młodzi powinni mieszkać osobno i coś w tym jest. Z tego co piszesz, to oboje macie prace- więc może lepiej ciasne, ale własne??
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Re: problem

Postprzez Kacha » 25 listopada 2013, o 16:29

kiniuu moj aniele... Jest dokladnie tak jak piszesz, ja juz nie raz myslalam o przeprowadzce chocby ciasnego ale moj mąz jakos sie nie pali za bardzo...rozmawiamy o tym rozumie mnie wspiera zreszta on wiekszosc dnia jest w pracy a moja mama jemu nigdy nic jeszcze nie powiedziala tylko wszytsko wylewa na mnie, wiec on moze do konca tez tego nie pojmuje, poza tym tak jak mowisz niewielkie oplaty i niania na miejscu co dla mnie nie jest argumentem bo zawsze woalam wszytsko robic sama a nie byc zalezna...jakos musze to wszytsko jeszcze przegryzc przemyslec przegadac.... moze kiedys jeszcze cos sie zmieni...
Kacha
Domownik
 
Posty: 350
Dołączył(a): 15 stycznia 2008, o 20:39

Re: problem

Postprzez goralka » 25 listopada 2013, o 22:29

Przez 7 lat po ślubie mieszkaliśmy z mężem w wynajętym mieszkaniu, mimo że mieliśmy propozycję mieszkania zarówno u jednych jak i u drugich rodziców. Mimo że finansowo było ciężej z roku na rok (naprawdę ciężko) nigdy nie żałowałam tej decyzji. Moja teściowa nie mogła tego pojąć. Moi rodzice, tak jak ja, uważali, że lepiej mieszkać oddzielnie, choć zawsze byli gotowi nas przyjąć.
I w końcu będziemy zmuszeni skorzystać z zaproszenia, przeprowadzamy się z trójką dzieci do mojego rodzinnego domu za kilka miesięcy. Długo się przed tym broniłam, ale chyba nie mamy wyboru. Wiem, że będzie ciężko. Moja mama ma ciężki charakter, często się spinamy. Dzieci są głośne i często wyprowadzają ją z równowagi. Odkryłam niestety, że jestem od mojej mamy w pewnym sensie uzależniona - emocjonalnie - nie potrafię się do końca odciąć od nastrojów nią targających - przenoszę je do mojej rodziny. Mama często udziela mi rad (zazwyczaj mądrych, a na pewno z dobrego serca) ale robi to w sposób, który ciężko mi przyjąć.
Bardzo pomogła mi książka "Sztuka mówienia >nie<" Henry'ego Clouda, Johna Townsenda - o stawianiu granic w kontaktach z ludźmi zwłaszcza bliskimi. Polecam!
Jak wyjdzie, zobaczymy. Mam nadzieję, że dla równowagi duchowej małżonków kluczowe jest mieszkanie oddzielne przez pierwsze lata małżeństwa. Potem chyba nie jest to aż tak istotne, choć zrobimy wszystko by wspólne mieszkanie z rodzicami było tylko chwilą.
goralka
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 20 grudnia 2011, o 22:53
Lokalizacja: miasteczko na Mazowszu

Re: problem

Postprzez kiniaa » 26 listopada 2013, o 12:05

zgadzam się z góralką, że kluczowe są pierwsze lata po ślubie, gdzie tak naprawdę wszyscy uczą się nowego podziału ról. Bo czasami ten problem jest obustronny, tzn. młoda dziewczyna lub chłopak nie potrafią do końca wyjść z domu- zwłaszcza jeżeli cały czas mieszkali z rodzicami. A z drugiej strony rodzice nie zawsze potrafią wypuścić dziecko z domu - dlatego ciągle uważają, że ich nauki i rady są niezastąpione (tu chyba mamy mają z tym większy problem).
Oczywiście potem może wrócić czas na mieszkanie z rodzicami (choroba, sytuacja finansowa itp.), ale każdy ma już wtedy jakąś inną ugruntowaną pozycję , a najważniejsze, żeby rodzice widzieli nie syna czy córkę tylko małżeństwo jako całość- przecież "są już jedno". I odwrotnie żeby dzieci na pierwszym planie widziały męża/żonę, a nie rodziców.
Jeszcze jest coś takiego- przynajmniej u mnie - że mama bardziej wtrąca się do córki- nawet nie w małżeństwo (bo tak jak u Kachy- moja mama do mojego męża w życiu pretensji- a przynajmniej wypowiedzianej pretensji - nie miała), tak ze mną potrafi się pokłócić. Ale już do mojego brata w życiu nic nie powie, a do bratowej to już w ogóle. Czasami czuję jakby wszystkie swoje uwagi musiała skupić na mnie. Może dlatego, że wie, że ja mam wybuchowy charakter, ale ten "wybuch" jest krótkotrwały, bo jak najszybciej chcę wrócić do normalności i pogodzić się, natomiast mój brat mógłby się obrazić na dłużej.
Jeżeli chodzi o moje stosunki z mamą jest też tu tzw. "polskie narzekanie". Jak byłam w ciąży z bliźniakami, to jedyne co słyszałam- "Boże jak Ty sobie sama z 3-ką dzieci poradzisz, Boże co to będzie" itd... zamiast "wierzę w Ciebie, na pewno sobie poradzisz". Moja mama była chyba w lekkim szoku jak mówiłam, że "po pierwsze nie jestem sama tylko z mężem, po drugie - będzie to co u milionów osób, którym rodzi się dziecko, czyli nic strasznego, więc przeciwnie radość sama", tak czułam że brakuje jej narzekania z mojej strony, bo za bardzo nie wiedziała co odpowiedzieć. Tak i teraz jest, jak mówimy, że chcemy wrócić do PL "o Boże, a co to będzie, a w PL tak strasznie, a może pracy nie będzie itd...".

Nie chcę, żeby wyszło, że mama to coś strasznego, bo przecież tak nie jest, przecież wszystkie swoje mamy kochamy mocno, ale cieszę się że można też o problemach pogadać- przynajmniej na forum, bo czasami mam wrażenie, że to ja jestem jakąś złą i niewdzięczną córką, kiedy widzę dookoła i czytam o wspaniałych relacjach córek i mam, jak to się przyjaźnią, dogadują itd. itp... Wtedy jakoś siebie zaczynam oskarżać, a przecież mamy też popełniają błędy. Dlatego w Kacha w Twoim problemie odnalazłąm trochę też siebie.
To jest tak samo jak słuchanie i czytanie o opiece nad dzieckiem- piękna mama, wymalowana, ubrana na biało zajmuje się uśmiechniętym bobasem, który wspaniale się bawi nową zabawką. A tak naprawdę wiemy że zarówno mama jak i dzidziuś wyglądają przeważnie trochę inaczej...
kiniaa
Bywalec
 
Posty: 197
Dołączył(a): 30 grudnia 2008, o 21:54

Re: problem

Postprzez Kacha » 26 listopada 2013, o 18:31

Dzieki dziewczyny za odzew. Czuje za tak jak goralka jestem w jakis sposob uzalezniona od mojej mamy , baardzo czesto jak jestem w domu z malym i zaczyna plakac czy krzyczec czy tam cos to od razu mysle co mama na to pwoie co teraz mysli i jak najszybciej chce zeby maly ptzestal plakac, albo co ona by tera zrobila itp taka jakas paranoja. U mnie tez jest ciagle narzekania z jej storny tak jak u Ciebie kinuu, nigdy-wydaje mi sie ze nigdy- nie uslyszalam od niej slowa otuchy czy wsparcia juz jako zona i matka.mam 3 braci i do ich zycia sie nie wtracaa do bratowych to juz w ogole-tak jak piszesz kinu- doslownie wszytsko supia sie na mnie, powoli w ogole przestaje sie do niej odzywac bez powodu bo tak jest mi po prostu łatwiej bo wiem ze kazda rozmowa skonczy sie predzej czy pozniej jakims spieciem tym bardziej ze mieszkamy razem wiec w wiekszym badz mniejszym stopniu wie co u nas.Wydaje mi sie ze raczej jej podejscie do mnie juz sie nie zmieni chyba ze kategorycznie raz na zawsze ostro stanowczo i surowo ze ma sie nie wtracac ale to wtedy moze przez jakis cas bedzie spokoj i to tylko dlatego ze sie obrazi i znow mi wytknie niewdzecznosc brak szacunku i cos tam moze jeszcze. Wlasnie a propo tych realcji matka-corka jako przyjaciolki- powiernice to u mnie nigdy tego nie bylo, oststnio jak cos wspomnialam ze synow chce wychowac na zasadzie zaufania troche takiej przyjazni zeby przychodzili do mnie w potrzebie to tylko prychla z usmiechem ze tak sie nie robi,ze to nie ma sensu,dzieci trzeba wychowywac, dzis wiem jak bardzo sie mylila bo ma nas czworo a bliskosc tylko taka poprawna zeby nie bylo, od swieta do swieta. ona zawsze trzymala mnie na dystans nigdy o kobiecych sprawach nie rozmawiala ze mna jakby sie wstydzila(?) nie wiem, relacji zaufania i wsparcia na pewno miedzy nami nigdy nie starala sie stworzyc. zawsze bede zalowac ze tu zamieszkalismy bo na pewno wszytsko ulozyloby sie inaczej, na studiach mieszkalam w innym miescie sama i wszytsko bylo super, nie wiem..moze to mnie zmylio ze nie bedzie tragedii. Z skiązki na pewno skorzystam, musze nauczyc sie mowic kategoryczne nie i nie miec przy tym wyrzutow sumienia... goralka trzymam za Ciebie kciuki i zycze powodzenia.....baaardzo mi pomoglo to ze moge sie tu i w tej sprawie wygadac. Juz postanowilam ze jak tylko urodzi sie dziecko to zamykam drzwi na klucz i oznajmiam ze odwiedziny tylko miedzy 13-14 bo z pierwszym malym mama byla na gorze jak tylko zaczal plakac-bez pytania bez pukania i brala mi go z rak autentycznie....
Kacha
Domownik
 
Posty: 350
Dołączył(a): 15 stycznia 2008, o 20:39

Re: problem

Postprzez adaxx123 » 13 marca 2015, o 14:00

Kacha napisał(a):Jstesmy malzenstwem 6 lat, mamy synka 4 lata drugie w drodze. Mieszkamy u moich rodzicow na pietrze mamy osobne mieszkanie. Wszystko bylo w miare ok dopoki nie urodzil sie syn, wtedy zaczal sie moj koszmar...Moja mama zaczela sie wtrocZAC we wszystko zwiazane z moim dzieckiem...ja robilam wszytsko zle a ona matka 4 dzieci wszstko wie najlepiej...a to zle go ubierlam, wychodzilam na dwor a na dworze zimno i na pewno maly bedzie chory, wiedziala najlepiej kiedy ma isc spac kiedy jesc jak sie bawic, co robic, jak wchodzi i widzi ze oglada bajke to od razu afera ze tyle siedzi przed tv dlatego jest taki nerwowy i niegrzeczny, itp a ja po prostu wracam z pracy i chce zrobic w tym czasie obiad...Zajmujmowala sie nim 3 lata odkad wrocilam do pracy teraz maly chodzi juz do przedszkola ale sytuacja sie nic nie zmienila... dodatkowo od zawsze przeglada nam lodowke, komentuje ze tyle jedzenia marnujemy, zabiera z niej to co uwaza-nie wiem skad- ze my juz nie bedziey jesc...komentuje ze musimy sobie kupic ziemiaki bo sie koncza albo proszek albo milion innych rzeczy codziennego uzytku jakbym sama o tym nie wiedziala i chce to zrobic ale akurat mamy taki plan z mezem ze na zakupy jezdzimy razem kiedy mamy na to czas, oczywiscie drobne zkupy robie na biezaco sama ale ona zawsze musi miec tu i teraz, widzi tylko to czego nie ma...zawsze sie przeciwko temu buntowalam, a ze mam ciezki charakter to niewiele sie odzywalam zeby nie powiedziec o slowo za duzo a i tak czesto sie klocimy, poza tym czuje respekt i szacunek chocby za to ze zajmowala sie tyle wnukiem i to calkiem nie zle al e powoli zaczyna mnie to przerastac, jak powiem cos za duzo to mama placze i mowi ze ona do swojej matki nigdy sie tak nie odzywala(bo z nia nie mieszkala) ze nie mam za grosz wdieczności itp...ale od narodzin syna nie uslyszalam slowa wsparcia, tylko ciagla krytyka, uwagi pouczania i ze to dziecko jest najwazniejsze a ja nie- a po porodzie na prawde bylam w baardzo kipskim stanie psychicznym- to mialam wrazenie ze uwaza ze sie mam nad soba nie uzalac i nie cudowac. czuje sie jakby mnie traktwala jako 15 latke ktora wpadla i ma za swoje i ona mi na paewno nie pomoze w sensie psychicznym czy cos..a ja juz prawie po 30 jestem...przez to wszytsko jestem nerwowa krzycze na moje dziecko bez sensu i tylko czekam kiedy mama znow sie pojawi i bedzie znow jakis komentarz.... a to zamknac okno, a to otworzyc a to isc na dwor z malym a to nie isc....wiem e to sa drobnostki i duperele ale na dluzsa mete nie dam rady... czuje sie normalnie zaszczuta, a jak juz cos zrobie nie tak jak ona to sobie wyorazala to juz w ogole katastrofa, obraza, wyrzuty, mina jak z krzyza zdjeta i takie tam.... wiem ze najlpeij byloby sie wyprowadzic ale dom jest zapisany na mnie.. maz ma przepisany dom po swoich rodzicach wiec nie bedzie nas stac utrzymywac wszytskiego... tak strasznie zaluje ze nie postanowilismy zaraz po slubie wynajac czegokolwiek ale osobno....wszytskim byloby latwiej i na ewno z mama mialabym fajny kontakt bo taki maja moi bracia...jestem typem niezaleznym a wpakowalam sie na wlasne zyczenie w takie cos.. porównanie cen energii .ale tyle obiecywala przed slubem ze wszytsko bedziemy mogli robic po swojemu a teraz nawet gwozdka na scianie nie mozna przybic bez komenarza....a najbardziej mnie uderza ze jest taka pobozna i bardzo wierzaca....a ja przez to wszytsko dziwnym trafem zaczynam tracic zapal do modlitwy, takiej codziennej rozmowy z Bogiem co kiedy bylo nie do pojecia bo bylam w oazie i innych ruchach a dzis...? czuje ze do niczego sie nie nadaje...chcialam z malym chodzic do kosciola od malego ale tylko mowila ze z takimi dziecmi do 3 lat to sie nie chodzi do kosciola no to nie chodzilam a teraz synek nie chce slyszec o kościele w gole...nad czym musze bardzo pracowac zeby go tam zaciagnac...wiem ze duzo w tym mojej winy bo powinnam robic po swojemu ale ona ma jakis strasznie duzy wplyw na mnie.... juz nie wiem co robic...jestem po prostu zalamana


Przykro coś takiego czytać :<
Bądź silna kochanie.
adaxx123
Przygodny gość
 
Posty: 1
Dołączył(a): 13 marca 2015, o 13:56


Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości

cron