Teraz jest 28 marca 2024, o 22:48 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Podział obowiązków w rodzinie,gdzie ona nie pracuje

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Podział obowiązków w rodzinie,gdzie ona nie pracuje

Postprzez Lucy. » 12 maja 2010, o 13:43

Witajcie.
Zagadnienie, o którym chciałabym z Wami porozmawiać - jak w temacie.
Będę bardzo wdzięczna za podzielenie się, rady,przemyślenia na ten temat Was wszystkich, a nade wszystko małżeństw z dłuższym stażem.

My jesteśmy 3 lata po ślubie, około 7 razem. Nasz związek to owoc naprawdę dużego i dobrego uczucia. Wiele razem przeszliśmy chwil bardzo trudnych i pięknych, w naszym związku właściwie nigdy nie dochodziło to kłótni, braku życzliwości, obrażania się itp. Nie dlatego, że dusiliśmy coś w sobie, po prostu - z miłości do drugiej osoby i niechęci do zranienia jej.
Myślę, że jesteśmy dość wyjątkowym przypadkiem, bo tak jak w większości par ten okres "zakochania" i patrzenia przez różowe okulary, ale nie tego głupkowatego, a tego wynikającego z naprawdę silnego uczucia, trwa jakiś rok, dwa, trzy, tak u nas trwał właściwie do ubiegłego roku. 6 lat przez które nie powiedziałabym o mężu złego słowa i w ciągu których nie byłam w stanie wymienić Jego żadnej wady. Serio ;-)
No ale trochę czasu minęło, staliśmy się rodzicami dwóch małych bąbli (2 lata i 10 mcy) i jak to powiedział mi ktoś ostatnio "przeszliśmy na normalny tryb". W związku z dwójką malutkich dzieci rok po roku w domu jest spory chaos, zmęczenie, nierzadko bałagan, hałas, płacze. Oprócz tego wiadomo - obowiązki jak w każdym domu - opłacanie rachunków, gotowanie, mały remont w łazience, tu trzeba coś wymienić, tam pojechać i załatwić w urzędzie. Samo życie.
No i pojawia się zmęczenie, czasami b duże, nerwy. A co za tym idzie jakieś wzajemne pretensje, sprzeczki, niedomówienia.
U nas jest tak, że to mąż pracuje od rana do 18, ja jestem w domu z dziećmi.
Ta sytuacja, tj to że zajmuję się dziećmi, a nie pracuję, odpowiada mi i jest moim wyborem - choć nie ukrywam że chciałabym jakoś w obecnej sytuacji dorobić (w domu) bo nie czuję się najlepiej wydając dużo, a nie zarabiając nic. Ale to osobny temat.
Od jakiegoś czasu widzę, że tych niedomówień między nami, wzajemnych pretensji, nerwów, jest coraz więcej. Bardzo mi z tym źle, zważywszy na to, do czego nasz związek mnie przyzwyczaił. Nie oczekuję sielanki ale czuję, że powinnam coś zrobić. Dlatego zwracam się do Was o rady.
Generalnie to ja w domu i wokół domu robię prawie wszystko. Zarządzam domem tj decyduję że trzeba kupić nowe szafki do pokoju dzieci, wyprać firanki, oczywiście gotuję (choć nierzadko mi się to nie udaje i coś kupujemy), robię pranie, którego jest bez przerwy masa, dbam o porządek w domu, organizuję przyjęcia np urodzinowe, wywołuję zdjęcia, kupuję dzieciom ubranka, zwykle też mężowi, prasuję, karmię, przewijam itd.
Efekt jest taki, że nierzadko o 21-22 po prostu padam na twarz i zasypiam chwilę po tym jak siądę na kanapie (naprawdę ani w głowie mi wtedy współżycie) albo kończę prace jeszcze później.
Nie mam specjalnie siły nawet poczytać.
Mąż po powrocie z pracy też oczywiście jest zmęczony (pracuje umysłowo). Robi zakupy (ja robię listę), czasami wykąpie sam dzieciaki (albo robimy to razem), czasami któregoś nakarmi, jak jest coś technicznego do zrobienia typu złożyć szafkę z ikei, robi to, choć zwykle muszę mu wiercić o to dziurę w brzuchu dzień w dzień co też jest powodem kłótni.
Generalnie chodzi o to, że czuję się przemęczona i coraz częściej mam wrażenie że "wsystko jest na mojej głowie". Co kupimy mamie na prezent, jaki kolor zasłonek do sypialni, jak przyhcodzą goście też oczywiście ja wszystko organizuję, szykuję, przyrządzam. Sprawia mi to dyskomfort i coraz częściej się wściekam, że On nie wie gdzie leżą pieluchy dzieci, że pyta w co ubrać małego i gdzie są ubranka (jak wychodzimy na spacer ja je wyjmuję, a on ubiera jedno dziecko), albo że niektóre rzeczy które miał zrobić nie robi miesiącami - przymocować szafę do sciany, wymienić pilota od tv i inne takie.
Jak mu o tym przypominam to jest zły, że "wydaję mu polecenia".
Zostawia wszystko "na póżniej", ostatnio nie odnosi nawet talerza po obiedzie.
Kurcze, nakręciłam się trochę, myślę że już rozumiecie o co chodzi.
Co gorsza myślę, że sama jestem sobie winna takiej sytuacji bo jestem osobą baaaardzo niezależną, mam wrażenie że sama najlepiej dam sobie ze wszystkim radę, lubię swoje obowiązki wykonywać samodzielnie, albo ewentualnie przygotować komuś innemu ich listę do realizacji ;-) Takki typ lidera samotnika, praca zespołowa mnie dekoncentruje.

No i jestem w sytuacji troszkę patowej - bo z jednej strony mam pretensje do męża, że "wszystko jest na moje głowie" i że jest leniwy, powolny (ja działam szybko i szybko podejmuję decyzje - choć czasem za szybko, ma to dobre i złe strony), a z drugiej strony sama tą sytuację powoduję.

Wyjścia mam takie - robić to wszystko nadal, albo nawet jeszcze więcej i przyjąć, że ja jestem od domu, a mąż od pracy i się z tym pogodzić i przestać się wściekać, albo próbować coś zmienić. Tylko co. I jak.

Wiem, że trzeba rozmawiać, ale żeby rozmawiać musze mieć jakiś plan działania, pomysł, argumenty, bo nasze rozmowy pt "czuję się przepracowana i wkurza mnie że robisz za mało w domu" (wiem, że to psychologiczny nietakt) nie odnoszą żadnego skutku, albo pomagają na 2-3 dni i znowu wszystko wraca do porządku. Po porannym śniadaniu meża w kuchni wszystko porozwalane, narzędzia w skrzynce wkorytarzu czekają na schowanie, a ciuchy na wypranie w koszu.

Wiem, że mój problem jest tak typowy, że aż może zabawny, ale pomóżcie proszę bo mi nie jest do śmiechu. Chcę, żeby nam się udało.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez brega » 12 maja 2010, o 16:09

Rozumiem, że Ci ciężko. Ale też rozumiem Twojego męża. Ja, pracując w niezbyt ciężkiej pracy biurowej do 15.30, wracając do domu byłam wykończona i nierzadko zmuszałam się wręcz do ugotowania czegoś, o porządkach, czy prasowaniu nie wspominając. Co dopiero, gdy mąż pracuje do 18 - rozumiem go, że jest wykończony i nie ma ochoty składać szafek, czy coś takiego. Tak więc zrozumiałe jest dla mnie, że główny ciężar pracy w domu spada na Ciebie. Ale z drugiej strony nic nie usprawiedliwia bałaganiarstwa, tzn nie odkładania na swoje miejsce rzeczy, nie zaniesienia talerza po sobie itp.! W tej kwestii powinnaś jasno walczyć w mężem i wpajać mu codziennie nawyki porządkowe, które ułatwią Ci pracę w domu!
Co do reszty... Też jestem kobietą, która lubi "dyrygować" i myślę, że wiele kobiet lubi mieć wszystko pod kontrolą. Sama mam z tym problem. Na to nie ma chyba innej rady, jak wyluzować i więcej zaufania pokładać w mężu - on naprawdę nie jest idiotą, i jak Ty o czymś zapomnisz, czy czegoś nie zaplanujesz, świat się nie zawali...
Na pewno teraz wszystko wydaje się dużo cięższe przez malutkie dzieci - rok po roku to niemal jak bliźniaki, a więc podwójna praca. Na pewno wszystko się zmieni na lepsze, gdy maluchy pójdą do przedszkola. Głowa do góry! :)
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez Kacha » 12 maja 2010, o 16:49

Doskonale Cie rozumiem Lucy. Niemalze cjakbym czytala o wlasnym malzenstwie. My jestesmy malzenstwem 2 lata i mamy 6 miesieczne dziecko,. Sytuacja wyglada identycznie z tym ze ja tez juz pracuje. Maz pracuje do 18 ja ok 15 jestem w domu, ale tez praktycznie wszytsko jst na moeje glowie, nie pomagaja grozby prosby, jak juz naprawde rozmawiamy szczerze na ten temat z moimi juz lzami rozpaczy to na kiljka dni jest ok pozniej sytuacja wraca do "normy" najbardziej mnie wkurza jak maz wraca z pracy zjada obiad-tyle ze zmywa po obiedzie i siada przed kompem lub tv nawet placzace dziecko go nie wzrusza dopiero po mojej interwencji sie czyms zajmuje...a potem i tak wychodzi na to ze jaka ja to jestem zolzowata i bez przerwy cos od n9go chce, byl tak czais ze nie moiwlam mu zupelnie nic, wszytsko robilam sama, o nic go nie prosilam nic nie mowilam, wlacznie z naparwde meskimi rzeczami typu wkrecenie gniazdka przykrecenie czegos w lazience co czekalo juz ze 3 mieisace na zrobienie a roboty bylo na 5 min wtedy dopero chyba ruszylo go sumienie i teraz codziennie ma staly rytulal jakichs tam drobnych powtarzajacych sie prac-typu wyniesienie smieci-bo to tez byl dla niego problem i tego typu pitu pitu a jak go o cos poprosze i mowi zaraz lub nie ma czasu to miowe ze spoko zrobie sobie to sama to wtedy sie zabiera za dana czynnosc, wiec musze powiedziec ze jest nieco lepiej, ale wiem skad to ma, po rpsotu jak mieszkal z mama swoja to nie byl obciazony zadna odpowiedzialnoscia, jedynie robil to co mu kazala, nie musial sam sie o nic troszczyc,studiowal na miejscu- jakby choc mieszkal w akademiku to czegos by go to nauczyl9o-i nie mam na mysli zlych studenckich nawykow;) ani nie byl w wojscku...wiec trzeba powolutku naszych mezow przyzwyczajac ze maja teraz swoje rodziny i czas myslec tez za kogos, musze konczyc bo strasazna burtza....
Kacha
Domownik
 
Posty: 350
Dołączył(a): 15 stycznia 2008, o 20:39

Postprzez zielona » 12 maja 2010, o 23:57

A ja znam problem z nieco odwrotnej perspektywy. To mnie się ciężko zabrać za robotę, nie mam smykałki do organizacji, planowania, zarządzania, myślę i robię wszystko powoli... A też mamy dwójkę małych dzieci, oboje pracujemy zawodowo - z tym że ja krócej. Początkowo było ciężko, bo ja nie pracowałam, nie mieliśmy jeszcze dzieci i miałam dużo czasu wolnego - a i tak nie czułam jakiejś odpowiedzialności za dom, robiłam absolutne minimum, jeśli nie mniej - nie miałam ani takiej potrzeby, ani świadomości, że jest taka konieczność.
Hm, no ale jestem kobietą, a że w naszej kulturze taka postawa jeszcze mężczyźnie by uszła, choć z trudem, kobiecie absolutnie nie. I mąż mnie motywował do zmian. Początkowo w sposób nieumiejętny, raniący, teraz już znacznie "strawniej". Oboje przeszliśmy daleką drogę - on poczynił postępy w delikatności, ja w byciu "panią domu". I daleko mi jeszcze do perfekcji, ale to zawsze ja chowam wyprane rzeczy, bo on nie wie, co do której szafki, czasem kiedy zostaje sam z dziećmi zapomni, że trzeba im dać jeść, prasuje wyłącznie w sytuacjach ekstremalnych, bo zawsze mu się coś przypali, zagniecie i go irytuje, nie pamiętam już kiedy ostatnio pomyślał o praniu. Czyli są dziedziny, w których to ja króluję, są takie w których on, resztę robimy razem lub na zmianę.

Piszę o tym, bo to przeżyłam z drugiej strony i mam pewne przemyślenia.
Po pierwsze wiele, bardzo wiele wyjaśniła mi książka J. Grzybowskiego "Małżeńskie temperamenty". Po drugie w moim przypadku jedynym skutecznym sposobem wywierania wpływu jest ciągłe przypominanie - mimo tego, że widzę swoje braki i chcę się jakoś "podciągnąć", wieloletnie przyzwyczajenia połączone z niesprzyjającym temperamentem są tak silne, że naprawdę trudno o stałą zmianę i wielokrotnie jest 2-3 dni lepiej, a później znowu to samo. Ale następnym razem jest już nie 2-3 dni lepiej, tylko 5-6, w końcu kilka tygodni itd. Ale to trwa już czwarty rok i jeszcze potrwa.

No i myślę, że Wasi mężowie muszą przede wszystkim najpierw zrozumieć, że coś jest nie tak w ich zachowaniu. Inaczej to Wy będziecie te złe, bo zrzędliwe i czepialskie. Muszą zdać sobie sprawę z tego jak wielkim logistycznym przedsięwzięciem jest prowadzenie domu, że to jednak więcej niż etat. I że to niesprawiedliwe, aby wszystko spoczywało na Waszych barkach.
zielona
Domownik
 
Posty: 389
Dołączył(a): 23 maja 2004, o 10:55

Postprzez BarTom » 13 maja 2010, o 14:16

Wydaje mi się, że takie zachowanie naszych mężczyzn, niestety, jest winą naszych babć, mam, itd. Najpierw milusiński jest hołubiony przez babcię i mamę, potem przechodzi często pod opiekę siostry, a następnie żony. Na końcu córki bądź synowej :(
Tak więc drogie panie, na wychowanie mężów za późno, ale od nas zależy jak wychowamy swoich synów :)
BarTom
Przygodny gość
 
Posty: 24
Dołączył(a): 10 stycznia 2008, o 12:07

Postprzez kami79 » 13 maja 2010, o 23:23

Lucy,
ja tez mam wrazenie ze czytam o moim malzenstwie :) Mam wrazenie ze jestes bardzo podobna do mnie a Twoj maz do mojego. Nawet podobnie jestesmy w nich zakochane ;) Ja tez jestem energiczna zorganizowana osoba, moj maz z kolei nieco spokojniejszym i mniej mowiacym typem, jest mniej domyslny, wiele rzeczy trzeba mu wytykac i przypominac. I tak bylo zawsze- a jestesmy razem 12 lat ( w malzenstwie prawie 6). To ja zwykle organizowalam nam czas, planowalam rozne rzeczy, gdy bylismy juz malzenstwem, to ja podejmowalam decyzje kiedy jedziemy na zakupy, co trzeba zrobic, gdzie pojsc itd. Bylo to dla mnie od poczatku nieco meczace ale jakos przywyklam- nie mialam wyjscia bo przeciez go kochalam :) Wiedzialam tez ze gdy bedziemy malzenstwem i pojawia sie nieoczekiwane sytuacje, te jego postawy moga sie poglebic i bede musiala wiele rzeczy sama wziac na swoje barki. Tych sytuacji nagle przybylo w momencie pojawienia sie pierwszego dziecka. Potem kolejnego no i jeszcze trzeciego.
Odkad urodzil sie pierwszy syn, nie pracuję- czyli ponad 4 lata. Wiec prowadzenie domu i wszystko to co u Ciebie- jest u mnie na mojej glowie. Jego obowiazkiem od poczatku jest kapanie i kladzenie spac dzieci. Ale mimo wszystko i tak musze mu co wieczor o tym przypominac- ze juz pozno, ze dzieciom chce sie spac, ze jesli nie wezmie sie za to teraz, to potem nie bedziemy juz mieli wogole czasu na odpoczynek i pobycie w spokoju we dwoje itd. I tak jest z wieloma jeszcze rzeczami w domu. Plusem jest to ze on sam ma swiadomosc tego, ze czesto nawala wiec stara sie poprawic ale, tak jak u Ciebie, czesto po kilku dniach wraca do starego trybu.
Bardzo cenne rzeczy napisaly dziewczyny. U mojego meza jest podobnie jak u Zielonej- czeste przypominanie sprawia ze pewien nawyk sie utrwala. Wiele razy mowilam mezowi ze nie lubie mu wciaz przypominac o tym samym a on stwierdzil ze faktycznie jest to malo skuteczne wiec padla propozycja by poprostu ustalic sztywne ramy obowiazkow ktore naleza do niego oraz tych ktore naleza do mnie. Wiadomo ze czasem sytuacja zmusi nas by od nich odstapic ale generalnie trzymanie sie pewnych zasad bardzo ulatwia organizacje zycia. Staramy sie tego przestrzegac.
Ale swoja droga i tak nadal musze mu przypominac o pewnych rzeczach jak np. posprzatanie kuchni po sniadaniu. Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze nikt nie lubi zrzedzenia lub rozkazywania dlatego staram sie to robic z jak najwiekszym wdziekiem i delikatnoscia. Wykorzystuje czasem do tego naprawde przerozne "pomoce" zeby zartem przekazac mu pewien wazny komunikat. Czasem gdy "polubowne" metody nie skutkuja i np. sterta jego ubran na fotelu rosnie pod sufit mimo kilkakrotnego przypominania zeby sprzatnal, zwijam poprostu caly majdan i pakuje mu do szafy.
Ogolnie rzecz biorac to powoli ale jednak nastepuje poprawa. To jest ciagla praca ale z czasem przynosi ona efekty.
Jest jeszcze jedna rzecz ktora staramy sie pielegnowac. Robimy sobie kolacje przy swiecach co jakis czas- staramy sie regularnie i zwykle kiedy nasi 2 synowie pojada do dziadkow na noc. Dbamy wtedy o dobry nastroj, fajne jedzenie, nie spieszymy sie. Wtedy spokojnie rozmawiamy o wszystkim co nam lezy na sercu. To dobra okazja by poruszyc tematy trudne i wspolnie poszukac rozwiazania a takze porozmawiac poprostu o tym na co nie ma zwykle czasu w normalny dzien. Bardzo Wam taka forme polecam.
Trzymam kciuki, napewno znajdziesz jakis dobry sposob na dotarcie do meza- koniecznie sie nim z nami podziel! :)
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez Lucy. » 14 maja 2010, o 09:05

Witajcie.
Przeczytawszy Wasze odpowiedzi, poczułam się (w typowo polski sposób ;-)) troszkę lepiej, że to nie tylko u mnie jest tak źle.

Brega - dziękuję za Twoje słowa, uświadomiły mi że faktycznie, byłam dość nieprawiedliwa zachowując się jakbym to tylko ja harowała, a mąż się nie przemęczał. Nawet, o zgrozo, parę razy dałam mu do zrozumienia, że w swojej pracy to aż tak zacharowany nie jest (pracuje w powolnych, ale żmudnych projektach). Sama przecież 'przed dziećmi' pracowałam zawodowo jako pracownik umysłowy i pamiętam jaka wieczorami byłam padnięta...Choć ja pracowałam w wielkim pośpiechu i napięciu, ale z kolei praca męża jest znacznie bardziej odpowiedzialna...
W kazdym razie dzięki, uświadomiłaś mi nad czym muszę się zastanowić.
Wiesz, paraoksalnie ja też jestem bałaganiarą, choć bałaganu nie znoszę :-) Głupie nie. Nie odkładam rzeczy na swoje miejsce, naczyń nie myję od razu, ale strasznie męczy mnie nieporządek, więc raz dziennie mam baaardzo długie ogarnianie całego domu. Moze więc warto zacząć pracę od siebie?

Kami, my z kolei raz w tygodniu (bo na co dzień nikt mi przy dzieciach nie pomaga - obie babcie pracują) zostawiamy na wieczór dzieci z moja mamą i wychodzimy gdzieś razem na kilka godzin :-) Czasami coś zjeść i do kina (które oboje bardzo lubimy), czasami posiedzieć w kawiarni w spokoju. W każdym razie zawsze mamy ten czas, żeby omówić to co jest do omówienia.

I właśnie wczoraj porozmawiałam z mężem o tym o czym piszemy. Może rozmowa nie wyszła mi tak idealnie jakbym chciała, nie przygotowałam się tak jakbym chciała, ale porozmawialiśmy. Zaproponowałam właśnie stały zakres obowiązków. Czyli co należy do mnie, co do Niego, żeby nie było bez przerwy zrzucania na siebie że "teraz ty go przewiń, ja przewijałam drugiego przed chwilą" ;-) i innych tego typu ciągłych przepychanek, które rodzą konflikty i pretensje. Postanowiłam też postarać się raz albo dwa razy w tygodniu wyjść sama na godzinę na dwór - na spacer, rower, rolki - po prostu wyrwać się i przewietrzyć, pomyśleć, na co przy małych dzieciach też nie ma za dużo czasu.

Dam Wam znać jak nam wychodzi.
A Wy piszcie co u Was :-)
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Oleńka Z » 14 maja 2010, o 16:17

No to ja jestem następną osobą, dzięki której możesz poczuć się jeszcze lepiej. :) :wink:
Otóż znam tego typu problemy dość dobrze. U nas, kiedy dzieci były mniej więcej w wieku Waszych dzieci, było podobnie. Bardzo dobrze rozumiem o czym mowa. Chociaż mój mąż to chyba jeszcze trochę inny „typ” niż Twój mąż. :wink:
Zbieram się już kilka dni do odpisania i zawsze coś mnie od tego oderwie.
Więc. Praca w domu z tak małymi dziećmi, jest naprawdę bardzo ciężka.( według mnie o wiele cięższa niż niejedna praca zawodowa, mam porównanie) Nie dość, że trzeba ogarnąć dom, ugotować, sprzątnąć itd. to dochodzi przecież bardzo ciężka praca z malutkimi dziećmi. Zajmowanie się dziećmi w wieku „rok po roku” według mnie, jest chyba jeszcze cięższe niż zajmowanie się bliźniakami. Dwulatek i 10-miesięczniak to dwa różne światy. Inaczej organizuje się im czas, mają całkiem inne potrzeby, jeszcze się razem nie umieją za bardzo bawić. Trzeba się nimi zająć. Dochodzi zazdrość Starszaka (niekiedy). Trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby to wszystko ogarnąć i pozostać zadowoloną z życia osobą. (Dla pocieszenia mogę dodać, że z czasem jest dużo lepiej. Dzieci bawią się razem, same sobą umieją się bardziej zająć. Są bardziej samodzielne. Są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, towarzyszami zabaw itd. ) Warto w tym czasie dobrze „zainwestować” w dzieci, żeby nie było między nimi zazdrości, urazów itd. Kiedy moje dzieci były takie małe(jest między nimi 1rok i 3 miesiące różnicy ,chyba podobnie jak u Waszych ) to ja, mimo skłonności do pedantyzmu i perfekcji w każdym calu, „wrzuciłam na tzw. luz”. Patrzyłam, żeby było „jako tako” ogarnięte, ugotowane, ale bardziej zajmowałam się dziećmi. Też wszystko było na mojej głowie, chociaż muszę przyznać, że mój mąż też ma skłonności pedantyczne i chociaż talerze pozmywał. Po sobie zrobił, to nie mogę powiedzieć. Jakieś tam drobne prace w domu też. Ale cały dzień w domu z malutkimi dziećmi to naprawdę duży wysiłek. Taki dwulatek to potrafi być uparty, a 10 miesięczniakowi niewiele jeszcze można wytłumaczyć ,( ale ten czas poświęcony dzieciom nigdy nie pozostanie bezowocny ani dla dzieci, ani dla rodziców) Trzeba się nimi naprawdę dobrze zająć. A jeszcze przecież w tym wszystkim nie można zapomnieć o sobie, jakoś siebie ogarnąć, zadbać, odpocząć. No i jeszcze ta relacja z mężem. Nasza relacja też zawsze była bardzo dobra (tak jak opisujesz to o Was, coś takiego właśnie) a później niestety nawał pracy , obowiązków( i związane z tym zmęczenie i rozdrażnienie) robiły swoje, jak u Was. Jakoś tak nie mogłam na to spokojnie patrzeć. Przecież nadal bardzo się kochaliśmy. I właśnie jak mieliśmy dzieci mniej więcej w wieku Waszych dzieci, postanowiliśmy „coś zrobić’. Spróbować uczestnictwa w jakiejś wspólnocie dla małżeństw katolickich. Sceptycznie byliśmy do tego nastawieni, ale „tonący brzytwy się chwyta”, postanowiliśmy spróbować, z myślą, że jak się nam nie spodoba to rezygnujemy. Całe szczęście spotkaliśmy tam ciekawych ludzi, małżeństwa, z podobnym stażem małżeńskim co my, w podobnym wieku, dziećmi prawie rówieśnikami naszych i podobnymi problemami. Trwamy tam do dzisiaj. Przyniosło to dla nas błogosławione skutki. (Relacja nasza jest jeszcze lepsza niż przed tymi konfliktami , w czasie tych konfliktowych sytuacji nie sądziłam, że to możliwe) Nie zawsze jest to wykonalne, wiem, ale ja piszę jak u nas było i co nam pomogło.

Ciężkie to, ale warto zadbać o dobrą relację z mężem, bo od takich problemów, zwykle mogą powstać głębsze, jeśli się z tym nic nie zrobi. Bardzo dobrze, że macie możliwość wyjścia gdzieś razem .To bardzo dobry pomysł.
No i trzeba samemu cenić swoją pracę. I podkreślać to do męża jak ważna jest dla dzieci ta obecność mamy w domu. Żeby się "chłopak" cieszył, że ma taką możliwość ( bo inni może nie mają)zostawienia dzieci nie z opiekunką( za odpowiednią odpłatą) tylko z ich mamą (a swoją najlepszą żoną 8) ).Żeby docenił ten trud. No i na odwrót, trzeba docenić też (trochę chociaż :wink: )tego męża ukochanego. :)
Bardzo dobrze jest zorganizować sobie pracę jakiś podział obowiązków ( o czym piszesz), ustalić sobie jakiś „sposób na przetrwanie” tego czasu. Taką ergonomię pracy .U nas tak w końcu zrobiliśmy. Dobrze sprawdzało się to, że np. w sobotę robiliśmy generalniejsze porządki , (np. jak dzieci spały ale oczywiście nie tylko wtedy), mąż robił jeszcze większe zakupy z rana. Staraliśmy się szybko uporać ze wszystkim, bo po południu mieliśmy w planach jakiś wspólny wyjazd z dziećmi, ( nie koniecznie do znajomych czy rodziny ,po prostu wspólny czas dla nas), żebyśmy widzieli siebie zadowolonych z życia nie tylko przemęczonych pracą. Nawet w tygodniu ( nie tylko w sobotę), często , jak mąż wrócił z pracy ( też ma odpowiedzialną i stresującą pracę), wychodziliśmy jeszcze gdzieś razem z dziećmi lub jechaliśmy gdzieś za miasto . Tym, że mam przygotować ubrania dla dzieci to się nie przejmowałam. Też słyszałam ( i nadal słyszę 8) ) pytania typu :„ w co ubrać dzieci?”, „ naszykujesz ubrania ?” „gdzie jest ta kurteczka, spodenki itd.” Zupełnie się tym nie przejmuję. :roll:
No i jak już wspomniałam robiłam tylko najważniejsze rzeczy w domu i zajmowałam się dziećmi. Co do tego niezbędnego minimum: czyli , ogólny porządek, nastawienie prania ( niekiedy), ugotowanie, pozmywanie. tyle.
Po objedzie , śniadaniu, od razu starałam się pozmywać (nawet biorąc młodsze do krzesełka, (w którym zwykle siedział, gdy jadł,) a starszego do „pomocy” tak w formie zabawy). Jakieś pranie, gotowanie obiadu (np. jak spali), ogólny porządek i to wszystko. Wolałam „pokazywać się” mężowi, kiedy wracał do domu, zadowolona, (a jak obiad był ugotowany i ogólny porządek to już „wszystko grało”). Potem jeszcze kąpał dzieci ( ja ich później usypiałam), pozmywał po kolacji i od ok. 20.00-21.00 mieliśmy „czas wolny”( na różne rzeczy :wink: ). No i jak mąż był już w domu po pracy, to zajmowaliśmy się dziećmi wspólnie. Ważna jest naprawdę ta organizacja pracy. No i ta umiejętność dogadania się „po dobroci”. Bo przecież nie tylko jesteśmy rodzicami ale też małżonkami, którzy mogą tak jak tuż po ślubie, bardzo dobrze spędzać ze sobą czas, będąc dla siebie nadal atrakcyjnymi, ta relacja jest inna, ale nie musi być gorsza.
Pozdrawiam serdecznie
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez Lucy. » 14 maja 2010, o 16:36

Dziękuję Oleńka. Między moimi dziećmi jest dokładnie taka sama różnica - 15 miesięcy :-) I jeden ma na imię AD, a drugi HD ;-) To tak w formie żartu. Ale są cudowni i jestem najszczęsliwszą osobą na świecie, że mogę być z nimi.
Dziękuję za wszystkie Twoje pomocne rady i słowa, że bedzie łatwiej (pocieszające) :-) Nie mam czasu się rozpisać, ale pozdrawiam równie serdecznie.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez ...und_ewig » 14 maja 2010, o 17:51

-trzeba podzielic obowiazki i sie tego trzymac. ale to musi byc sensownie zrobione, bo glupio by bylo, zeby maz po sniadaniu sprzatal jak musi leciec do pracy a kobieta zostaje w domu

-cale gospodarstwo tak urzadzic, zeby bylo jak najmniej pracy, wyrobic sobie systemy zakupow (listy), sprzatania. jak sie ma mozliwosci zakupic zmywarke i suszarke do prania, to zaoszczedza mnostwo czasu, do takiej suszary sie wrzuca i wyciaga gotowe. jak cieple to czesto nie trzeba nawet prasowac. a ile czasu na samy rozwieszaniu i sciaganiu sie zaoszczedzi! odpowiednie narzedzia ulatwiaja i skracaja prace, a o tym niestety sie czesto zapomina.

-dbac caly czas o "porzadek", nie zostawiajac wszystkiego na potem. malym ale regularnym wysilkiem mozna zdzialas cuda.

-najlepiej jakby maz w jakies kantynie jadl, oszczedzi to czasu na gotowanie obiadow dla niego.


-a jak was stac to 1-2 razy w tygodniu zatrudnic na pare godzin kogos do sprzatania.

jak ktos wraca o 18 z pracy to szczerze ma prawo sie walnac i olac wszystko. nie usprawiedliwia to tego, ze sie nie wie gdzie sa pieluchy, ale gdzie jakie ubrano to juz tak.


Z jednej strony kobiety chca zeby faceci zmywali, robili pranie (typowo "babskie" roboty, ale jak juz trzeba gwozdzia wbic czy cos dokrecic to zadna sie nie zabierze, bo to jego robota wkoncu :P )
Fakt, ja nie mam dzieci, ale z tego co zauwazam, to glownym problemem pan domu jest zla organizacja :P
...und_ewig
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 26 czerwca 2009, o 21:56

Postprzez kami79 » 14 maja 2010, o 22:41

Ja tez uwazam ze glownym problemem pan domu jest zla organizacja pracy. Sama mam z nia problem choc z biegiem lat jest coraz lepiej. Ja rowniez jestem balaganiara- pod tym wzgledem to sie z mezem dobralismy- i od lat ciagnie sie za mna nawyk robienia jednego i rownoczesnie rozwalania drugiego. Podobnie jak Ty Lucy, zamiast od razu sprzatac, gromadze balagan i potem w ciagu dnia jestem na amen uwiazana w tym bajzlu. Ale walcze z tym i non stop sie kontroluje co jest konieczne bo to moj naprawde duzy problem.
Jesli chodzi o organizacje dnia wtedy gdy jestem sama, to ustalam sobie wieksze zadania do wykonania na dany dzien- oprocz podstawowych ktore sa na stale w harmonogramie- np. dzis odkurzam, jutro sprzatam lazienke. Mozna by pomyslec ze odkurzanie nie jest jakims super wielkim wyczynem ale przy wiekszym mieszkaniu oraz "pomagajacych" dzieciach, ta prosta czynnosc zajmuje znacznie wiecej czasu i wysilku niz w normalnych warunkach. Dzieki temu nie jestem codziennie zawalona robota tylko dozuje sobie bardziej czasochlonne zadania tak zeby codziennie cos wiekszego zrobic a nie zarżnąc sie robiac wszystko na raz.
Troche zeszlysmy chyba z glownego tematu ktory dotyczyl meza ;) To fakt ze po calym dniu w pracy jest on zmeczony i potrzebuje czasu na to by wkrecic sie w temat "dom". Kiedys czytalam felieton jakiegos ojca rodziny ujety w forme listu do zony o tym, jak chcialby zeby go traktowala. Jednym z "postulatow" bylo to, by po powrocie z pracy nie zarzucala go od razu lista rzeczy ktore trzeba w domu zrobic, przygnebiajacymi informacjami o tym jak dziecko zle sie dzis zachowywalo, detalami klotni z tesciowa ale by pozwolila mu ochlonac, w spokoju zjesc obiad, odpoczac, usmiechnela sie, powiedziala cos milego co ukoi jego umysl ktory jeszcze caly czas jest w pracy albo stoi w korku na drodze. Potem dopiero przyjdzie czas na to by wziac sie za prace w domu czy zabawe z dziecmi.
Staram sie miec to na uwadze i umilic mezowi te pierwsze chwile gdy wroci do domu bo wiem ze sama potrzebowalabym tego czasu na ochloniecie i zebranie sil do normalnego domowego zycia. To sa wszystko niby drobiazgi ale to z nich budujemy nasze codzienne harmonijne pozycie. Jesli szanujemy sie nawzajem, nasza wzajemna prace- w domu i w firmie- i doceniamy jej owoce, to bedzie to z czasem procentowac.
U mnie Lucy tez nie zawsze powazne rozmowy o tym co mi przeszkadza wychodza tak, jak bym chciala. Ale trzeba je mimo wszystko podejmowac. Moze nie zawsze w formie powaznej rozmowy w 4 oczy ale podczas zwyklej codziennej rozmowy wspominac o tym ze np. "byloby dla mnie bardzo pomocne gdybys kochanie zrobil to czy tamto".
und_ewig, Twoje propozycje zapewne zdjelyby z zabieganej kury domowej czesc obowiazkow, ale po pierwsze sa to propozycje dosc kosztowne (zmywarke szczerze polecam bo przy dzieciach to wybawienie ale osoba do sprzatania juz niekoniecznie) a po drugie nie chodzi o to by wyreczyc sie sprzetami czy osobami z zewnatrz w codziennych obowiazkach. Pytanie brzmi jak zrobic, by maz i zona byli mniej wiecej po rowno zaangazowani w prowadzenie domu. Rezygnacja z obiadow dla meza, przynajmniej dla mnie, jest nietrafiona propozycja. Ja akurat bardzo lubie wspolne posilki bo jest to czas kiedy jestesmy razm, lubie tez sprawiac mu przyjemnosc gotujac cos co lubi. No i nie jest to wbrew pozorom wcale wielka oszczednosc bo zwykle gotujemy obiad ktory jedza i dzieci i maz wiec nie gotujac dla niego, i tak musimy gotowac dla pociech.
Generalnie zgadzam sie z Olenka i u mnie staram sie by bylo podobnie- mieszkanie wystarczy ze jest ogarniete, nie musi lsnic, obiad ugotowany, a wiekszosc czasu staram sie spedzac z dziecmi- bo w koncu to ze wzgledu na nie jestem w domu.
Pozdrawiam
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez ...und_ewig » 14 maja 2010, o 23:00

obiadu sie normalnie nie je po 18tej, wtedy sie jada kolacja, moze byc wtedy wspolna, wiec nie widze w tym nic nietrafionego. sniadanie tez jecie razem. A chyba dla kazdego czlowiek jest zdrowiej zjesc o normalnej godzinie cieply obiad niz zajadac wafelka czy buleczke.

zalezy jakie kto ma priorytety, ja bym wolala wydac troche pieniedzy na kogos do posprzatania niz ten czas sama na to tracic. lepiej wtedy jechac na wspolna wycieczke, isc do parku czy kina i miec milo sposprzatane w domcu.

takie JA mam nastawienie do zycia i moj wybranek tez, dlatego mowie co mysle. przeciez nikt nie musi sie do tego stosowac. wole wydac na suszarke niz tracic czas na rozwieszaniu skarpetek, co trwa i trwa i trwa.
moza to tez inaczej przeliczyc. ty za ten czas moze bys np. wiecej zarobila niz wydasz na gosposie. rachunek finansowo na plus. dla kazdego cos dobrego :wink:

nie wyobrazam sobie robic na pelen etat, miec dzieci i jeszcze weekend sprzatac. weekend ma sie dla rodziny, a nie dla odkurzacza. teraz studiujac i pracujac jestem po dniu tak wykonczona ze nie mam sily robic w domu za duzo. a jeszcze nie mam dzieci...
...und_ewig
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 26 czerwca 2009, o 21:56

Postprzez Lucy. » 17 maja 2010, o 09:29

Spoko Kami, nie odbiegasz od wątku, właśnie o to właściwie mi chodziło żeby pisać jak to jest u innych, tj co robicie, z a co cedujecie na mężów itd. Pisz na co masz ochotę :-)

und ewig, dzięki za podzielenie się swoimi pomysłami. Ten z suszarką mnie zaiteresował, tylko mam takie pytanie praktyczne - czy wszystkie rzeczy można w niej suszyć? Kiedyś jako młode dziewczę opiekowałam się dzieciakami za granicą i ich mama z tego co pamiętam dzieliła rzeczy na te które można suszyć i te które mogą się zniszczyć, co znowu zajęłoby mi wiecej czasu niż rozwieszenie mokrych ubrań, czego z resztą bardzo nie lubię blee. A piorę prawie codziennie, no bo 4 osoby już w domu :-)

Co do innych propozycji to trochę zgodzę się z Kami - fajnie brzmią, ale w praktyce nie bardzo. Naprawdę, kiedy na świecie pojawiają się dzieci, wszystko się zmienia. Świat wygląda inaczej, czas zuepłeni inaczej płynie. Odkurzanie, które normalnie zajęłoby mi 15 min, przy dzieciach przeciąga się nieraz do godziny bo np mały przstraszy się odkurzacza i płacze, muszę go wziąć na ręce, uspokoić, starszy wdrapie się na parapet i nie może zejść...I tak jest ze wszystkimi pracami. Drobiazgi stają się zadaniami.
Jak mieszkałam sama jeszcze na studiach, zanim wprowadził się do mnie przyszły współmałżonek (nota bene Kami 8mcy przed ślubem:)) - mój dom zasze lśnił. Teraz mam tyle na głowię że muszę tak jak Kami planować strategicznie - dziś odkurzam, jutro sprzątam lodówkę itd.
Nie gotowanie obiadów mi też wydaje się kiepskim pomysłem bo wten sposob min oczywiście buduje się ciepło rodzinne - dla wielu mężczyzn to, że w domu czeka na niego żonka z obiadkiem jest najważniejsze. A mój je jeden obiad w czasie pracy w knajpie, a drugi właśnie o 18 w domu. Śniadań nie jadamy razem bo jak dzieci dadzą to staram się po nieprzespanej nocy (wstaję do małego 2-3 razy co skutecznie rozbija cały sen) podrzemać chociaż do 8mej...
Co do Pani do sprzątania to w torii moze brzmi to super, ale w praktyce już nie bardzo. Abstrahując od kasy - 2xw tygodniu po 50 pln bo tyle kosztuje taki luksus w moim mieście, to 400 pln miesiecznie - duże pieniądze przy jednej osobie zarabiającej na czteroosobową rodzinę :-) Ale dla mnie i tak największym problemem byłoby to że taka Pani kręciłaby mi się pod odmu przez cały dzień - chyba bym zwariowała. Bardzo cenię sobie spokój naszego domu, to że jesteśmy sobie z dzieciakami, nasze rytuały. A nie zawsze jest pogoda na pójście do parku (tym bardziej na cały dzień) jak piszesz. Co jak pada, jest mróz itd. Nie szukam dziury w całym, kiedyś jak mały był noworodkiem przychodziła do mnie znajoma Pani posprzątać. Najpierw raz na tydzien, potem szybo zmieniłam to raz na dwa tygodnie, a potem dałam sobie spokój bo to ciągłe kombinowanie gdzie wyjść z dzieciakami na cały dzień żeby dać jej posprzątac było strasznie męczące.

Co do pilnowania porządku ciągle o czym piszesz - niestety przy małych dzieciach jest to niewykonalne. Ja się wręcz pilnuję, żeby ciągle nie sprzątać: porozrzucanych zabawek, powyciąganych rzecz z szafek, okruszków po jedzeniu...Dzieci robią bałagan dosłownie non stop i gdybym miała ciągle pilnować porządku - nie robiłabym dosłownie nic innego.

Tak jak u Was - też staram się żeby było w miarę ogarnięte, obiad ugotowany. Jak mąż ma wrócić z pracy doprowadzam się do jako takiego stanu używalności :-) Przebieram się jak jest potrzeba, poprawiam makijaż, włosy, ogarniam ciut mieszkanie, ubieram dzieci w coś czystego. Żeby było mu milej. Facetom na szczęscie wiele do szczęścia nie trzeba.

Trudno mi jeszcze oceniać efekty naszej ostatniej rozmowy, bo minęło parę dni dopiero, a na weekend wyjeżdzaliśmy, ale jest chyba jakoś lepiej. Wieczorem mąż kąpie i kłądzie dzieci, ja w tym czasie sprzątam mieszkanie - każdy wie co do niego należy i nie kłocimy się ciągle kto co zrobi.
Jedna z Was pisała też o tym, że za cześć rzeczy "męskich" zabiera się już sama. Otóz ja też stwierdziłam, że zamiast wściekać się, że np cośtam od pól roku nie zrobione, a można to zrobić w 5 minut - o ile potrafię robię to sama. Nie oczekując na czyjąś pomoc w jakiejśc kwestii albo na to, ze zrobi to on - wszystko idzie jakoś szybciej. Zrobiłam kilka rzeczy w sostatnich dniach, które leżały odłogiem i czekały na męża od kilku mca i nie zajęło mi to wcale dużo czasu - i jestem szczęśliwa bo już się nie wkurzam :-)

Niestety niedługo mąż będzie robił własne zlecenie po godzinach w domu, więc cały podział szlag weźmie - trudno zebym zarzucała Go pracami domowymi jak będzie robił zawodowo "na dwa etaty"...Cóż, jakoś dam radę.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Lucy. » 17 maja 2010, o 10:05

I jeszcze jedno:

jak ktos wraca o 18 z pracy to szczerze ma prawo sie walnac i olac wszystko


Problem właśnie w tym, że ja też w tym czasie byłam ciągle 'w pracy' - i jestem w niej nadal - 24/h na dobę.
Też mam porównanie do pracy zawodowej - pracowałam do 19, w stresie, pośpiechu, presji z 15to minutową przerwą na lunch, w dodatku z klientami - kto pracował, wie jakie to potrafi być męczące i jak różni bywają ludzie. I mimo wszystko niejednokrotnie stwierdzam, że praca w domu, w którym są małe dzieci, jest pracą cięższą niż etat. I fizycznie i psychicznie.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez ...und_ewig » 17 maja 2010, o 14:05

Lucy, mozna suszyc juz teraz prawie wszystko. nowe suszarki maja specjalne kosze, w ktorych suszych nawet swetry. ja nie robie tego normalnie, ale mamy pare swetrow ktore laduja w suszarce i nic im nie jest. ale to takie swetry mniej delikatne i mniej szlachetne. jedwabiu czy kaszmiru nie suszymy, ale szczerze....kto w tym na co dzien chodzi :wink: ogolnie suszarka jest naprawde godna polecenia, szczegolnie dla ma mego kramu w postaci majtek czy skarpetek, bo rozwieszanie tego jest przynajmniej dla mnie katorga :lol:

z odkurzaniem, to bym pomyslala tak: maz z opracy przychodzi, jecie, potem on siedzi chwile z dziecmi a ty odkurzasz, badz na zmiane. 15 minut i po klopocie.

jezeli twoj maz jada obiad w przerwie w pracy, to nie widze potrzeby drugiego w domu ;) kolacja na szybko wystarczy, przeciez wtedy tez mozecie posiedziec razem, kartofli i schabowego do tego nie potrzeba. A ze twoj maz, bo tak wnioskuje, oczekuje tego od ciebie to juz inna para kaloszy. ja bym nie szla na taki uklad, ale ty mozesz, wkoncu twoj maz ;)

pani pracuje maks 3 godziny, wiec nie caly dzien, chyba ze masz wille z dziesiecioma pokojami. Co do glupiego uczucia to wiadomo, kazdy moze je miec, ale po paru razaz czlowiek sie przyzwaczai i mu przeszkadzac nie bedzie 8)
tak a propos, wlasnie wrocilam z miasta i spotkalam znajaoma starsza pania, ktora wlasnie oddala swoj dom pani sprzataczce a sama udala sie do kawiarni na kawusie i torcika, oczywiscie ze swoja suka :D fakt, ona swe dzieci odchowala juz, ale ten czas zawsze madrze wykorzystuje.
co do sprawy finansowej to nie mi oceniac czy kogos na to stac, ale chcialam pokazac taka mozliwosc i moze niektorzy sobie przelicza i im sie bedzie oplacac. dla niektorych wazniejszy jest czas niz pieniadz :D

a ktora praca jest ciezsza to wyydaje mi sie sprawa indywidualna. Ja mam moze jeszcze dosc blogie wyobrazenie o maciezynstwie, mam nadzieje ze tak bedzie w realu. Ale bez pani do posprzatania czy prasowania sie nie zabieram za dzieci :lol: to moj "warunek", na szczescie z przyszlym sie rozumiemy w tej kwestii :D
...und_ewig
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 26 czerwca 2009, o 21:56

Postprzez Lucy. » 17 maja 2010, o 20:41

ezeli twoj maz jada obiad w przerwie w pracy, to nie widze potrzeby drugiego w domu


Powiedz to mojemu mężowi ;-) To ten typ - je co 2 godziny, ciągle chodzi głodny i w ogóle nie tyje. Brzmi śmiesznie, ale chwilami traktuje to jako swój krzyż, serialnie. Co chwilę słyszę tylko "hmmm, zjadłbym coś" :-)

Dzięki za pomysł z suszarką, naprawdę przemyślę sprawę, nie pomyślałam o tym.
Co do zderzania się z Panią sprzątającą to znam siebie i gwarantuję - ja bym się nie przyzwyczaiła do obecności obcej osoby przez kilka godzin dziennie w swoim nie bardzo dużym mieszkaniu. Swtrasznie sobie cenię spokój i prywatność. Z dzieciakami nie ma mowy o zaszyciu się w jednym z pokoi i przeczekaniu tam tego czasu - one bez przerwy muszą latać po domu, a ja oczywiście za nimi bo trzeba ciągle pilnować żeby nie zrobili nic głupiego.

Poza tym mimo wszystko chcę, żeby moje dzieci widziały jak mama sprząta, gotuje, jak krząta się po domu. Myślę że w ten sposób uczą się, że tak trzeba. Przykłąd idzie z góry. Jak od samego początku będą przychodzić na gotowe i będą miały od tego Panią to raczej trudno będzie je tego nauczyć i przekonać że trzeba to robić samemu.

Macierzyństwo jest cudowne, od zawsze było moim największym marzeniem i nie narzekam, naprawdę, choć fakty są jakie są - jestem permanentnie przemęczona, jak nigdy wcześniej w życiu. Zderzenie z rzeczywistością jest więc dość zaskajkujące, ale ja tam i tak tego vczasu w życiu nie zamieniłabym na inny i szczerze...? Cieszę się, że zaplanowaliśmy sobie z meżem trójkę dzieci, że za jakiś czas znowu będę to wszystko przeżywać.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez brega » 18 maja 2010, o 14:07

Lucy. napisał(a):Powiedz to mojemu mężowi ;-) To ten typ - je co 2 godziny, ciągle chodzi głodny i w ogóle nie tyje. Brzmi śmiesznie, ale chwilami traktuje to jako swój krzyż, serialnie. Co chwilę słyszę tylko "hmmm, zjadłbym coś" :-)


Hihi, to pewnie musicie bardzo dużo wydawać na jedzenie? U nas z kolei jest tak, że mąż potrafi przez cały dzień zadowolić się np. bułką i jogurtem. Wieczorem je obiad, ale też się jakoś nie obżera. Ale niestety mimo to ma po mamie tendencje do tycia.

A co do macierzyństwa - też mnie to niedługo czeka i pewnie też przeżyję szok organizacyjny. Ale tak sobie myślę, że mimo iż jest bardzo ciężko, małe dzieci wymagają nieustannej troski i uwagi, to wydaje mi się, że po latach, jak już dzieci są dorosłe, z rozrzewnieniem wspomina się ten czas wiecznego bałaganu, zmęczenia i dezorganizacji. :)
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez Maruda » 10 czerwca 2010, o 13:59

Witajcie,
Trochę pocieszyło mnie to, że nie tylko ja mam takie problemy z zorganizowaniem życia domowego. Nie wiem ile mogłabym ostatecznie wymagać od mojego męża, którego dziennie nie ma ponad 11 godzin, do tego dochodzi co drugi weekend zjazd na uczelni, zajęcia dodatkowe z uczelni w tygodniu po pracy, średni oraz na dwa tygodnie dodatkowa praca, nie mówiąc o wizytach u dentysty po pracy (średnio 2-3 razy w miesiącu). Ostatecznie zostaje nam może jeden normalny wieczór w tygodniu i co drugi weekend razem, ale osobno, bo trzeba skosić trawę w ogrodzie, wyplewić ogródek itp zrobić rzeczy koło domu (mieszkamy w domu a nie w bloku). Ja też pracuję - 6h dziennie, w domu, więc jak trzeba coś pilnego zrobić to daję mniejszy bieg w pracy i biorę się za to co trzeba zrobić najpilniej (ale ten luksus pracy skończy mi się na tygodniach bo idę do biura pracować) i na mojej głowie jest zawiezienie i odebranie dzieci z przedszkola i żłobka oddalonych od siebie 5km, pójście z nimi na plac zabaw i do sklepu, ugotowanie obiadu i reszta domowych czynności, łącznie z kąpielą i usypianiem. W ostatnich 6 miesiącach nie mieliśmy okazji nawet wspólnie spotkać się ze znajomymi bądź z rodziną, o co też niektórzy znajomi maja do nas jakieś ale, że nie mamy czasu na spotkania. Ostatnio są między nami sprzeczki o wszystko, łącznie z barkiem siły na wieczorne igraszki, na które mój mąż ma ochotę, a ja padam ze zmęczenia i zasypiam prawie na siedząco. Niestety mąż nie potrafi zrozumieć, że ja potrzebuję pomocy. Dla niego problemem jest włożenie talerza do zmywarki lub zaniesienie brudnych skarpetek do łazienki. Po ostrej rozmowie są zmiany, ale zaledwie kilku dniowe - podobnie jak u większości z was. Jak mąż zostaje z dziećmi to nawet nie zrobi im kolacji bo on nie jest głodny, a dzieci zajęte zabawą nie domagają się jedzenia. Niestety o wspólnych tylko małżeńskich wypadach raz w miesiącu lub nawet raz na kwartał nie ma co marzyć, bo nie ma z kim zostawić dzieci, no i do tego jeszcze brak kasy (niestety narazie dużo pracujemy,a mało zarabiamy, a na zmianę pracy nie ma co teraz liczyć). Więc katastrofa. Może tym wpisem pocieszę którąś z was, że nawet tak źle nie macie ze swoimi mężami, że mogłoby być gorzej. Ja po przeczytaniu waszych wpisów tez wyciągnęłam wiele wniosków i postaram się coś zmienić w naszych relacjach, bo bez zmiany daleko nie zajdziemy. Kocham mojego męża i chce żyć z nim,a nie koło niego.
Na koniec chcę wam powiedzieć, że pocieszam się tym, że mój mąż jest w domu wieczorami (kiedyś był kierowca i nie widywaliśmy się po kilka dni, teraz jest lepiej, bo na noc zawsze jest w domu), że nie piję, nie awanturuje się, nie znęca się nade mną i/lub dziećmi, nie ma nałogów (np. hazard) bo przecież mogłam gorzej trafić. Takie myślenie czasami mi pomaga..... :)
Maruda
Przygodny gość
 
Posty: 5
Dołączył(a): 20 grudnia 2005, o 16:05

Postprzez alfa166 » 11 czerwca 2010, o 10:47

Co prawda nie mam własnej rodziny, ale wiem, jak robi wiele moich koleżanek i moja mama. Nikt o tym nie napisał. Gotowanie jednak też pochłania trochę czasu, gotujecie co dzień? Gdy nie ma upału mozna przecież ugotować na 2 dni, a niektórzy to nawet gotują 2 razy w tygodniu i mrożą. Moze to nie jest do końca zdrowe, ale też dzieci nie zawsze jedzą to, co my dorośli. Mięso spokojnie można zrobić na 2 dni, a co dzień tylko zupkę, którą też jedzą dzieci. Albo na odwrót, zupę gotować na 2 dni. Wtedy na przykład co drugi dzień można więcej czasu poświęcić dzieciom, albo co 2 dzień sprzątać.

Piszecie o obcych osobach w domu, ale zawsze można "zatrudnić" kogos znajomego. Może macie jakaś młodą kuzynkę, albo studentkę z sąsiedztwa. I też niekoniecznie musi to być osoba, która bywa regularnie 2-3 razy w tygodniu. Przecież mozna się dogadać, ze przychodzi raz w tygodniu i robi rzeczy, których same nie lubicie, nie starcza Wam czasu. Ważne żeby mieć do tej osoby zaufanie.

Juz na pewno można przed świętami czy np. raz w miesiącu zatrudnić kogoś do umycia okien itp. prac. Oczywiście ciągle piszemy o sytuacji, gdy kogoś na to stać. Można też rozejrzeć się w sąsiedztwie czy nie ma jakiejś starszej samotnej pani, która od czasu do czasu przyszłaby i posiedziała z dzieciakami w ogrodzie, kiedy wy będziecie szykowały jakąś większą imprezę czy właśnie myły okna. Nie zawsze wiąże się to z kosztami, można się przecież umówić, że my z kolei od czasu do czasu zrobimy za kogoś zakupy czy zawieziemy do lekarza. Warto mieć takie awaryjne babcie w zanadrzu, a i dla starszych ludzi często jest to ważne.
alfa166
Przygodny gość
 
Posty: 34
Dołączył(a): 13 listopada 2009, o 15:08

Postprzez Tomek » 22 sierpnia 2010, o 00:51

Ale epopeje powstały :)
1. Jesteście oboje zmęczeni, macie mniej czasu dla siebie i na odpoczynek - stąd nerwy - normalna sprawa, nie obwiniajcie się za to.
2. To co można zrobić to lepiej wykorzystywać czas, który już macie.
3. Musicie znaleźć czas na odpoczynek w ciągu dnia, to tak ważne jak pożar w kuchni! ;)
4. Robić niektóre rzeczy razem, choćby to dłużej trwało.
5. Wybierać też taki sposób relaksu, abyście mogli razem go spędzać.
6. Niektóre porządki nie trzeba tak często robić, naprawdę.
7. Żarówkę może wymienić żona, mąż może uprasować coś.
8. Włączcie swoją kreatywność :)

Powodzenia!
Tomek
Bywalec
 
Posty: 119
Dołączył(a): 22 stycznia 2006, o 02:21
Lokalizacja: Dolny Śląsk


Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości

cron