Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 20:28 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Jak poradzić sobie z Mężem???

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Jak poradzić sobie z Mężem???

Postprzez Tatuś » 11 września 2008, o 12:07

Pewnie większość z Was zdążyła już nas poznać, więc wiecie, że mój Mąż do nerwowych należy... i mamy coraz większy problem!!!

Każda rozmowa o interpretacji cyklu kończy się awanturą. Nigdy nie stosowaliśmy antykoncepcji i dotychczas jasne dla nas było, że mowy o tym w ogóle być nie może, ale odkąd przeżyliśmy trudny czas poporodowy i teraz wchodzimy w cykle, w których czas skończyć z naginaniem zasad (tak robiliśmy przed dziećmi) mój mąż coraz częściej wspomina o antykoncepcji, jest nerwowy, a przełom II i III fazy jest koszmarem. I w końcu gdy da się już wyznaczyć tę III fazę, to mam do niego taki żal za poprzednie dni, że wcale nie mam ochoty na współżycie.

Ktoś mi poradził, żeby nie mówić w jakiej fazie cyklu jestem i gdy będzie III faza zainicjować współżycie. Ale co kiedy pierwsze słowa w 90% przypadków po wejściu z pracy do domu są: jakie objawy, jaka temperatura???

Mam dość!!! Wiele razy prosiłam, żeby nauczył się tych metod - nie chce, twierdzi, że do niczego jego wiedza nie potrzebna. I potem są takie sytuacje jak teraz (wklepałam mój cykl w wątku poporodowym), że gdy jeden objaw daje sygnał, że może już III faza się zbliża, to juz pozostałe ignoruje i nic go nie obchodzi. Teraz już od 2 dni czekał na seks (mimo, że mówiłam, że jeszcze nie mogę wyznaczyć III fazy) i dziś był tak wkuty, że nawet nie spał w sypialni - wyniósł się po 2h "rzucania się" w łóżku!

Jak pytam: jakie widzi rozwiązanie, to chce, żeby było jak przed dziećmi - tzn. max naginania zasad - do 5 dni korzystania z pierwszej fazy (po okresie) i mało ostrożnie wyznaczana III. Tymczasem reguły npr pozwalają mi na współżycie do 6 dnia cyklu, przy czym min 7 trwa okres - trudno wtedy obserwować ewentualny jakikolwiek śluz (jakieś jego ślady już są od początku okresu). Dla niego kolejne dziecko nie jest obciążeniem - to co jest jego wyłączną działką "zarabianie pieniędzy" idzie mu wyśmienicie, więc warunki materialne może dziecku stworzyć b. dobre. Ale warunki materialne to nie wszystko!!!

Nie stać mnie już na naginanie. Od 4 lat mój organizm jest stale obciążony (z 4 miesięczną przerwą): ciąże i karmienie. Odporności nie mam już żadnej - po 2 nieprzespanych nocach z powodu chorych dzieci sama się przeziębiam. Mam zdiagnozowane przewlekłe zapalenie zatok - konieczna długa antybiotykoterapia i środki przeciwgrzybiczne po zakończeniu karmienia (jeszcze trochę chcę karmić). Poza tym konieczna operacja żylaków (zrobił mi się po ostatniej ciąży) bardzo duży, na niebezpiecznej żyle - lekarz radzi jak najszybciej. Pomijam już sprawy zawodowe, bo są w tej sytuacji najmniej ważne :( :( :(

Nie chcę już ryzykować - przez to naginanie poczęło się nasze drugie dziecko, wiec może byc podobnie.

A poza tym - jak długo można ryzykować - urodzi sie ewentualnie kolejne i problem zacznie się od początku.

Jak jest z Waszymi Mężami? Też są tacy nerwowi? Jak go nakłonić do zrozumienia NPR?

Jak kiedyś w złości powiedziałam, że trzeba było się nie decydować na chrześcijańskie małżeństwo, to mi powiedział, że na takie małżeństwo się nie decydował. Pani w poradni rodzinnej mówiła, że konieczna jest parodniowa okresowa wstrzemięźliwość, a nie okresowe, parodniowe współżycie...

:( :( :(
Tatuś
Domownik
 
Posty: 302
Dołączył(a): 30 grudnia 2007, o 23:36

Postprzez Anita_T » 11 września 2008, o 12:59

Tatuś pewnie Cię nie pocieszę, ale u mnie sytuacja wygląda bardzo podobnie, z tym, że my nie mamy aż tak długich okresów wstrzemięźliwości, ale z 14 dni wyjdzie, mąż jest tak później nerwowy, że nie można się do niego odezwać, bo zaraz awantura, przeważnie jak jest II faza to śpi w innym pokoju.

A jak jest III faza, a ja nie mam ochoty - bo jednak obowiązki domowe są wyczerpujące, to znowu obrażanie itp, bo przecież już mogę.

Kiedyś coś tam wspominał, że jakbym brała tabletki, to byłoby lepiej, ale że jednak chodzi do Kościoła i wie, że pozostaje NPR i nie nalegał.

Mężczyźni myślą, że jak się siedzi w domu, to się odpoczywa - mój mąż tak ostatnio powiedział, że ja to mam cały czas urlop. Więc zaproponowałam, że wyjadę na kilka dni i niech on taki urlop sobie weźmie, ale jakoś na razie nie mam odwagi - córa by za mocno tęskniła.

Zabierz go może ze sobą do lekarza, niech mu wytłumaczy, że z powodów zdrowotnych nie powinniście mieć w najbliższym czasie mieć dzieci, a nie wiem, czy żylaki nie są też przeciwwskazaniem do tabletek, może jak mu lekarz wytłumaczy, co i jak, to weźmie sobie wszystko bardziej do serca i zrozumie Twój punkt widzenia.
Anita_T
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 234
Dołączył(a): 28 maja 2004, o 08:30
Lokalizacja: podlasie

Postprzez Bright » 11 września 2008, o 19:23

Anita_T napisał(a):Zabierz go może ze sobą do lekarza, niech mu wytłumaczy, że z powodów zdrowotnych nie powinniście mieć w najbliższym czasie mieć dzieci, a nie wiem, czy żylaki nie są też przeciwwskazaniem do tabletek, może jak mu lekarz wytłumaczy, co i jak, to weźmie sobie wszystko bardziej do serca i zrozumie Twój punkt widzenia.


Anito, ale to nie jest problem Tatusiowych. Na pewno Tatuś doskonale rozumie, że jego żona na razie powinna zadbać o swoje zdrowie, a nie być w kolejnej ciąży... jemu ciąży to, że od długiego czasu współżycia jest tyle, co kot napłakał. To nie są 3 miesiące, to rok - i nawet, ja, kobieta byłabym już tym maksymalnie sfrustrowana, a co dopiero mężczyzna. Jak rozumie, on nalega na naginanie zasad po to, by mieli z Tatusiową więcej okazji dla zbliżeń ... wreszcie.

Jedyna rada - wrócić do podstawowej hierarchii w rodzinie - mąż jest ważniejszy niż dzieci, więc na Twoim miejscu odstawiłabym definitywnie dziecko od piersi, by się cykle wyklarowały... bo seks jest dla Was obojga potrzebny, a Twój mąż zaczyna być na granicy wytrzymałości.

Tatusiowa, masz PW.
Bright
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 284
Dołączył(a): 10 września 2007, o 13:21

Postprzez Trulek » 16 września 2008, o 00:33

A może by tak cieszyć się z tego co się ma ?? Co ??
Wielki problem powstrzymanie się od współżycia.. hmm
Pewnie, ze nie rozumiem takiego problemu ;) Jedni mają zbyt łatwo z poczęciem...inni nie mogą wcale :( I z tej perspektywy mimo wszystko problem wychodzi błachy...
A nie błache są zasady i motywy podejmowania konkretnych decyzji!!
Trulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 7 października 2005, o 12:41

Postprzez Trulek » 16 września 2008, o 00:34

Prawda ??
Trulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 7 października 2005, o 12:41

Postprzez Pysia » 16 września 2008, o 10:18

Trulek napisał(a):A może by tak cieszyć się z tego co się ma ?? Co ??
Wielki problem powstrzymanie się od współżycia.. hmm

Dawno tutaj nie czytałam czegoś tak niedelikatnego.
Dla Ciebie może żaden, dla innych ogromny. Zwłaszcza jak im wypada w porywach 2-3 dni w miesiącu.
Róznimy się - choćby temperamentem i potrzebami. Tak nas stworzono. To nie urawniłowka socjalistyczna.
I niedostrzeganie takich subtelnych różnic między ludźmi jest hm... co najmniej nie na miejscu :?
Trulek napisał(a):Pewnie, ze nie rozumiem takiego problemu ;) Jedni mają zbyt łatwo z poczęciem...inni nie mogą wcale :( I z tej perspektywy mimo wszystko problem wychodzi błachy...

Każdy ma swój krzyż. Tobie dano taki, komuś innemu zupełnie inny. Ale jednak - krzyż. Nie mamy prawa do wartościowania czyj cięższy.
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Tatuś » 16 września 2008, o 19:58

Dzięki Pysia!

pozdrawiamy
Tatusiowie :D
Tatuś
Domownik
 
Posty: 302
Dołączył(a): 30 grudnia 2007, o 23:36

Postprzez Trulek » 21 września 2008, o 23:19

Ech skoro Pysia "obroniła" ...to fajnie jest ;)
Nie uważam , że napisałam coś niedelikatnego :?
Krzyż jest krzyżem i nikt tu nie wartościuje który jest cięższy. A skoro jest krzyżem - to wymaga różnych wyrzeczeń, czyż nie ??
Trulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 7 października 2005, o 12:41

Postprzez Pysia » 29 września 2008, o 11:54

Widzę że nadal nie rozumiesz co napisałaś. Mnie osobiście tym tekstem obraziłaś. Twoje słowa były i są dla mnie nie do przyjęcia na katolickim czy chrześcijańskim forum, bo nie wyobrażam sobie żeby stanął przede mną Pan Bóg i "pocieszył" używając Twoich słów... :shock:

Więc trudno, dostanę za to pewnie bana, ale pomogę Ci zrozumieć, nie ukrywam że w sposób dokładnie taki jak Twój. A użyję do tego Twoich własnych słów.

Trulek napisał(a):A może by tak cieszyć się z tego co się ma ?? Co ??
Wielki problem powstrzymanie się od współżycia.. hmm
Pewnie, ze nie rozumiem takiego problemu ;) Jedni mają zbyt łatwo z poczęciem...inni nie mogą wcale :( I z tej perspektywy mimo wszystko problem wychodzi błachy...


A może byś się tak cieszyła z tego co masz? Co???
Wielki mi problem - niemożność zajścia w ciążę... hmm. Też mi coś. Najwyżej adoptujesz albo z pokorą spełnisz się w czym innym. Za to masz w pakiecie nieograniczoną ilość współżycia i nie musisz wyć do księżyca przez dwadzieścia parę dni w cyklu.
Pewnie, że nie rozumiem takiego problemu, bo zachodzę w ciążę za pierwszym "pyknięciem". Jedni mają zbyt łatwo z poczęciem (ja) inni nie mogą wcale. Taki lajf i taki krzyż. A krzyż wymaga wyrzeczeń, czyż nie???

A teraz możecie mnie zabanować.
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kręciołek » 29 września 2008, o 15:55

Pysia nie przesadziłaś?
Jednak niepłodność a konieczność powstrzymywania się od współżycia to jednak rzeczy różnego kalibru.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Pysia » 29 września 2008, o 16:00

Kręciołek napisał(a):Pysia nie przesadziłaś?
Jednak niepłodność a konieczność powstrzymywania się od współżycia to jednak rzeczy różnego kalibru.

NIE.
Wczytaj się dobrze we wcześniejsze posty i całą dyskusję.
Chodzi mi wyłącznie o to że SYTY GŁODNEGO NIE ZROZUMIE. Także tutaj, niestety.
Ja rozumiem ból ludzi którzy nie mogą mieć dzieci i bardzo im współczuję - bo sama dzieci mam. Tyle że jeśli chodzi o mój problem - to już nie moge liczyć na zrozumienie. Bo to przecież takie NIC.
Teraz rozumiesz?
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kręciołek » 29 września 2008, o 16:06

A jednak.
Czytałam całą dyskusję.
Trulka poniosło, bo jest rozżalona - wiesz po kilku LATACH można być.
Mam doświadczenie i niepłodności i niemożności współżycia i zapewniam Cię, że to pierwsze jest dużo boleśniejsze.
I zauważ, ze tylko jedna osoba Cię - powiedzmy - nie zrozumiała, inne tak.
Uważam, że użyłaś zbyt przykrych argumentów i niewspółmiernych do sytuacji.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez milgosia » 29 września 2008, o 19:44

Bezpłodność mogłaby być porównywana co najwyżej do całkowitej niemożności współżycia.

Wtedy to są problemy tego samego kalibru.

Czasowa niemożność współżycia jest - jak sama nazwa wskazuje - tylko czasowa... całkowicie odwracalna, przychodzi jednak moment spełnienia, WIADOMO, że prędzej czy później przyjdzie...

Nie można porównywać czekania 3-4 tygodni, a nawet miesięcy, zwłaszcza, że wiadomo, że spełnienie w końcu przyjdzie, a oczekiwania czterech-dziesięciu lat, praktycznie bez cienia nadzieji...

Wielki mi problem - niemożność zajścia w ciążę... hmm. Też mi coś. Najwyżej adoptujesz albo z pokorą spełnisz się w czym innym.


Lepiej nie wypowiadać słów, jeśli się nie zna ich ciężaru...
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Krycha » 30 września 2008, o 07:45

Niepłodność też może się zakończyć - lada miesiąc - ogromnym szczęściem. Co innego całkowita bezpłodność.
chciałabym się podzielić doświadczeniem kontaktu z osobą uważającą się za niepłodną. Miała ona już jako nastolatka stwierdzony PCOS, hormony na powstrzymaniu owulacji by oszczędzać jajniki. wyszła za mąż przede mną. A, wiedziałam że jest katoliczką, nie wiedziałam o jej chorobie. Kiedy, przed własnym slubem podzieliłam się z nią obawą o to, że prawie nie będzie sie mozna kochać, powiedziała "Idź sobie do gin-endokrynologa, na pewno ci znajdzie jakieś zaburzenie, to będziesz sobie mogła brać pigułki bez grzechu". (Poszłam, lekarka ustabilizowała mi cykle, dzięki czemu nieco łatwiej było żyć wg NPR).
Owa osoba mogła sobie brać hormony - leczniczo - tyle czasu ile nie chciała mieć dziecka. I nacieszyć się współżyciem. Nie musiała podejmować wyborów: seks czy dyplom w terminie, seks czy kredyt mieszkaniowy, seks czy Bóg.
A kiedy zdecydowali się na dziecko, owszem ,trochę było nerwów, laparo,ale zaszła w ciażę z tego co się orientuję, w ciagu 2lat od poczatku starań. Czyli - w normie dla zdrowej osoby:) I co? Ja, kilka mięsięcy po porodzie znów zaczynam żyć w lęku przed bliskością, a ona pewnie dostanei znów pozwolenie na hormony.
Niepłodni też mogą być niedelikatni. to nie jest forum poświęcone wyłącznei niepłodności i więc dajcie prawo płodnym dzielić się tu swoim żalem. (chyba łatwiej znaleźć w necie miejsca wsparcia dla niepłodnych niż dla płodnych zmagających sie z rezimem NPR) są różne działy i korzystajmy z tego. Chyba żadna "zdrowa" kobieta nie wchodzi na wątek "Oczekiwanie" i nie pisze tam: "jak ja wam zazdroszczę, że sie kochacie ile chcecie i nie zachodzicie w ciazę". przeciwnie, czesto pojawiają się głosy wsparcia od mam. Uwierzcie, że każda średniowrażliwa osoba rozumie że niepłodność jest wielkim problemem. Ale ma prawo cierpieć z powodu własnych problemów.
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez AgaM » 30 września 2008, o 07:59

tatus moze to dziwny pomysl ale moja kolezanka po dlugich latach edukowania meza stwierdzila ze nei ma sznas i zaznacza mu w kalenadrzu wkuchni krzyzykami i koleczkami :) Moze to i glupie ale facet ma jasno napisane na papierze i jest ok :) Kazdy ma swoj sposob - a swoja droga czemu Twoj sie tak irytuje...?
AgaM
Domownik
 
Posty: 440
Dołączył(a): 25 października 2003, o 17:22
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez Pysia » 30 września 2008, o 09:07

Kręciołek napisał(a):A jednak.
Czytałam całą dyskusję.
Trulka poniosło, bo jest rozżalona - wiesz po kilku LATACH można być.
Mam doświadczenie i niepłodności i niemożności współżycia i zapewniam Cię, że to pierwsze jest dużo boleśniejsze.
I zauważ, ze tylko jedna osoba Cię - powiedzmy - nie zrozumiała, inne tak.
Uważam, że użyłaś zbyt przykrych argumentów i niewspółmiernych do sytuacji.


Nadal nie rozumiecie.
więc napiszę raz jeszcze:
NIE CHODZIŁO MI O ZRÓWNANIE PROBLEMU NIEPŁODNOŚCI Z BRAKIEM WSPÓŁŻYCIA. Bo to oczywiste że tu znaku równości nie ma.
Chodzi mi o szacunek dla każdego krzyża - nawet jeśli dla kogoś to jest nic i żaden problem. Bo dla kogoś to może być ogromny ciężar, pociągający za sobą kolejne.

A słowa "wielki mi problem - powstrzymać sie od współżycia" - wybacz - mają w sobie zero szacunku dla czyjegoś problemu.

Totez celowo sparafrazowałam słowa Trulka - żeby zrozumiała, że moj - i jak widzę nie tylko mój problem - też zasługuje na szacunek, czy współczucie, czy pochylenie się nad nim (niepotrzebne skreślić). NIE PO TO ŻEBY JEJ PROBLEM SPROWADZIĆ DO ZERA. Tak jak sprowadzono mój.

Czy teraz wyraziłam się jasno?
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kręciołek » 30 września 2008, o 09:34

Chodzi mi o szacunek dla każdego krzyża - nawet jeśli dla kogoś to jest nic i żaden problem. Bo dla kogoś to może być ogromny ciężar, pociągający za sobą kolejne.


Tak, teraz zupełnie inaczej to brzmi.
Ale na przyszłość Pysiu: nigdy, przenigdy nie używaj takich słów w stosunku do niepłodnych - proszę Cię.
Krycha - tak niepłodność może się skończyć, a może nie skończyć nigdy i wtedy niespełnienie pozostanie na zawsze.
Milgosiu, dziękuję za Twoje słowa, bo ja poczułam się wczoraj zdruzgotana.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Krycha » 30 września 2008, o 09:43

AgaM napisał(a):zaznacza mu w kalenadrzu wkuchni krzyzykami i koleczkami :) Moze to i glupie ale facet ma jasno napisane na papierze i jest ok :)

a co jesli rano postawiła kółeczko że można a wieczorem po pracy juz jednak wie, że nie można bo np wrócił sluz? co jej facet na to? bo ja bym się własnei zirytowała, łagodnei mówiąc...
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez fiamma75 » 30 września 2008, o 10:02

Kręciołku, wydaje mi się, że Pysia od poczatku zaznaczała o co jej chodzi i dlatego użyła takiej a nie innej parafrazy.
Mam oba doświadczenia, tyle, że starania uwieńczone dzieckiem - ale nie mieliśmy żadnej pewności, że je będziemy mieli - rozumiem więc ból i niepokój, ale nie rozumiem wartościowania krzyża.
Dla kogoś brak możliwości współżczia może być tylkoc chwilową trudnościa a dla kogoś innego czyms, co rzutuje na trwałość i jedność małżeństwa, a to chyba poważna sprawa, dlatego nie można wartościować na zasadzie"'mój problem to dopiero coś".
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Pysia » 30 września 2008, o 10:22

No i okazuje się że jednak nie napisałam niejasno, a ktoś zrozumiał o co mi OD POCZĄTKU chodziło. Dziękuję, Fiammo.
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Amazonka » 30 września 2008, o 13:00

Napisałaś b. jasno i zrozumiale.
Amazonka
Domownik
 
Posty: 1650
Dołączył(a): 17 lipca 2006, o 09:50
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez Kręciołek » 30 września 2008, o 13:01

Ja tylko powtórzę:

Ale na przyszłość Pysiu: nigdy, przenigdy nie używaj takich słów w stosunku do niepłodnych - proszę Cię.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Pysia » 30 września 2008, o 13:31

Kręciołek napisał(a):Ja tylko powtórzę:

Ale na przyszłość Pysiu: nigdy, przenigdy nie używaj takich słów w stosunku do niepłodnych - proszę Cię.


Ależ z przyjemnością.
O ile nie będę obrywała rykoszetem tak jak na poprzedniej stronie wątku.
I również proszę - nie o zrozumienie mojego problemu - a o jego USZANOWANIE.
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Tatuś » 30 września 2008, o 17:04

[quote]a swoja droga czemu Twoj sie tak irytuje...?[quote]

bo ma za mało seksu :D
w cyklach poporodowych naprawdę mało go wychodzi, no a poza tym jest wyposzczony po 10 miesięcznym okresie poporodowym, gdzie nie było seksu praktycznie w ogóle!

No i póki nie widać III fazy to w domu jest znośnie - niemniej codzienne pytanie "jak objawy" i opryskliwy komentarz do mojej odpowiedzi "bez zmian" też mogą być irytujące.

Ale obłęd zaczyna się na granicy faz - po pierwszym objawie sygnalizujacym bliską fazę III! wtedy każdy dodatkowy dzień czekania (bo np. objawy są niespójne) kończy się awaranturą. Bo on by ryzykował (uważa się za mądrzejszego niż wszyscy, którzy metodę opisali), a ja nie chcę!

Z pierwszą fazą też jest problem. reguły oparte na cyklach przedciążowych pozwalają do 6 dnia (przy czym to jest i tak ciut naciągane, bo zwykle do 7 trwa okres i prawdopodobieństwo zaobserwowania objawu śluzu jest bardzo małe), on skłonny jest ryzykować więcej. ja nie!!!

Co do wypowiedzi Trulka!

Trulku bardzo Ci współczuję i naprawdę doceniam to co mam i nigdy bym się z Tobą nie zamieniła.

Dla mnie rezygnacja ze współżycia nie jest "wielką rzeczą". Ale mam wrażenie, że dla faceta tak (nie wiem, czy tylko dla mojego, czy dla wszystkich)! Ja sobie nawet nie mogę wyobrazic do końca co on czuje!!!

Dla mnie problemem jest atmosfera w domu - jego nerwowość, opryskliwość itp. On też docenia to co ma, ale wielokrotnie mi powtarza, że nie będzie się cieszył z tego, że seksu ma jak na lekarstwo!
Tatuś
Domownik
 
Posty: 302
Dołączył(a): 30 grudnia 2007, o 23:36

Postprzez Kręciołek » 1 października 2008, o 10:25

To ja tylko wyjaśnię, bo z wypowiedzi Pysi mógłby wyłonić się obraz wspaniałego, spontanicznego seksu na zawołanie, którym cieszą się niepłodni.
To jest tak: nasz seks podczas leczenia niepłodności jest "na receptę" w zlecone przez lekarza dni płodne wyznnaczone określoną wielkością pęcherzyka (potwierdzone na usg) - nie wcześniej - w I fazie (bo tzreba zbierać plemniki), nie później - w III fazie (bo jakby się udało to żeby niczego nie uszkodzić - taka trauma) , często z bolącym od zastrzyku z Pregnylu tyłkiem lub z żelem ułatwiającym poczęcie, po zaaplikowaniu którego trzeba odczekać ileś tam minut.
W te dni kiedy jest śluz (oczywiście płodny, co po lekach hormonalnych zdarza się rzadko).
Po stosunku nie można normalnie się wysikać tylko przez godzinę, półtorej trwać w dziwnej pozycji, bo wtedy plemniki mają łatwiejszą drogę.
W czasie wyznaczonym przez lekarza nawet jeśli jest to późny wieczór i jesteśmy padnięci - bo trzeba, bo przeciez jajko do rana może nie przeżyć lub rano - nieważne że o drakońskiej porze, bo trzeba pędzić do pracy.
Współżycie u niepłodnych też frustruje i rozwala małżeństwo.
Gdy kiedyś policzyłam w siebie dni współżycia w cyklu staraniowym i tym z odkładanym poczęciem to wyszło mi ich w staraniowym mniej.
Fajny mamy spontan, nie?
Nie chcę byście polemizowały z tym ani nawet odpowiadały na mój post.
Nie ma to sensu.
Chciałam Wam tylko pokazać jaki mamy "miód" mogąc (teoretycznie ) współżyć kiedy się chce...
Żeby przypadkiem nikt nam tego nie zazdrościł.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Tatuś » 1 października 2008, o 16:41

Kręciołek, nie zazdroszce... współczuje...

Ale dobrze, że to napisałaś, bo pewnie niewiel osób zdaje sobie sprawę jak "męczące" może być współzycie dla "starających się" tak długo.

Mi "starania" kojarzyły się jedynie z naszym półrocznym oczekiwaniem na poczecie córki...
I wtedy było fajnie... ale to było pół roku, bez wielkich nerwów (choś z każdym cyklem gorzej) i bez leczenia...

Kręciołku... Trzymam kciuki...!!!

I życzę, żebyś kiedyś czekała na III fazę tak jak ja :wink: :wink: :wink:
Bo to jednak lżejszy krzyż...
Tatuś
Domownik
 
Posty: 302
Dołączył(a): 30 grudnia 2007, o 23:36

Postprzez Kręciołek » 2 października 2008, o 09:09

Tatuś(iowa) :wink: rozbroił mnie Twój post.
Naprawdę szczerze się wzruszyłam, dziękuję.
My czekamy już ponad 4 lata i końca nie widać...

I życzę, żebyś kiedyś czekała na III fazę tak jak ja


To jedne z najfajniejszych życzeń, jakie słyszałam, autentycznie. Też sobie tego życzę. Dzięki!!! :D
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Re: Jak poradzić sobie z Mężem???

Postprzez Misiczka » 5 października 2008, o 21:38

Tatuś napisał(a): na takie małżeństwo się nie decydował. Pani w poradni rodzinnej mówiła, że konieczna jest parodniowa okresowa wstrzemięźliwość, a nie okresowe, parodniowe współżycie...

:( :( :(


No ale coś w tym jest ! Dorosłych ludzi powinno się traktować jak dorosłych, a nie wciskać im, że NPR to sam miód i słodycz - owszem piękne chwile są, ale często jest trudno, a nawet bardzo trudno. Zastanawia mnie takie podejście - jeśli ktoś świadomie decyduje się na NPR, to zdecyduje się także wiedząc, że to nie zawsze będzie łatwe, a przynajmniej będzie na to przygotowany, a jeśli ktoś zaakceptuje to, bo pani w poradni mówiła, że to proste i nawet analfabeci w buszu są w stanie się tego nauczyć (a jakże, nie zmyślam, nasza coś takiego mówiła), a tak wogóle to chodzi o to, żeby powstrzymać się od współżycia przez 8-10 dni , wielkie mi wyrzeczenie! (też się tego dowiedziałam w poradni...), to przy pierwszej trudności czeka go poważny kryzys..

A wracając do pierwotnego wątku - na pewno nie jest łatwo, jeżeli mąż traktuje trudności z NPR jako problem żony na zasadzie "zrób z tym coś!" U nas (a mamy za sobą dwa NPR-owe "kryzysy", w tym poporodowy), na szczęście wyglądało to tak, że cały czas był to nasz wspólny problem - nie obyło się bez bardzo długich dyskusji, zwątpienia czy nie rzucić tego wszystkiego w diabły, upadków, a jakże..

No ale u Was, Tatusiowo, problem nie jest wspólny także dlatego, że jak piszesz, dla Ciebie brak współżycia to nie aż taki problem.. dla mnie był.. oczywiście, że u kobiety to co innego niż u mężczyzny, bo u niego, jak się podnieci, a nic z tego nie ma, to zwyczajnie boli, a mnie po prostu nosi... ale jednak

Nie wiem, czy dla każdego to dobra rada, ale ja próbowałam nieraz takiej bardzo kobiecej metody - chodzi o to, żeby zacząć rozmowę - dyskusję i tak ją prowadzić, żeby on miał poczucie, że rozwiązanie to był jego pomysł, a co najmniej, żeby czuł, że współdecyduje (to nic, że znasz odpowiedź, jaką chcesz uzyskać - tu: zostajemy przy NPR, nawet jeśli będzie nas to wiele kosztowało), najgorsze dla faceta, to czuć, że jest postawiony przed faktem dokonanym, jeżeli podziela Twoje wartości, to przecież jak uczciwie postawi sobie przed nosem problem, to nie może dojść do innego wniosku, a jak będzie przekonany, że sam do tego doszedł, to łatwiej to zaakceptuje... u nas to działało, zaczynałam czymś w rodzaju - "ja mam dość, co robimy?"
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12


Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 22 gości

cron