Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 17:43 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Jak żyć w domu teściów?

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Jak żyć w domu teściów?

Postprzez biedronka » 22 lipca 2004, o 09:43

Mam wspaniałego męża i w zasadzie to ze ze względu na niego postępuję wbrew swojej naturze. Mieszkamy z jego rodzicami juz prawie dwa lata, bo nie mamy pieniędzy na własne M. Problem w tym, że czuję się w tym domu coraz gorzej. Teściowie nie są osobami konfliktowymi. Lubię ich, ale mam dosyć tego czworokątu. Chcę żyć tylko z moim mężem. Mamy osobny pokój i rodzice to szanują, ale mnie denerwuje sama świadomość, że nie jesteśmy sami. Nie czuję się u siebie. Nie możemy wyjść, żeby rodzice nie wiedzieli gdzie idziemy, nie możemy urządzić romantycznej kolacji, żeby o tym nie wiedzieli. Wiele rzeczy przemilczam, bo to nie jest moje mieszkanie, Nie chcę się skarżyć mężowi, chociaż powiedziałam mu, że mi ciężko, bo wiem że jest mu przykro, że nie możemy się wyprowadzić. Do tego panicznie boję się ciąży. Nie chcę,żeby nasze dziecko wychowywało się w tym domu.
Możę ktoś z Was też jest w takiej sytuacji i znalazł jakiś złoty środek.
biedronka
Bywalec
 
Posty: 137
Dołączył(a): 8 lipca 2004, o 20:18

Postprzez Viola » 23 lipca 2004, o 15:09

Miałam trochę inną sytuację, aczkolwiek tak samo się czułam. Rodzice mojego męża pozwolili nam zamieszkać w ich domu na wsi. Mieszkali normalnie w mieście. Jednak z pewnych względów codziennie bywali u nas od rana do późnego wieczoru. Na początku byłam wogóle wdzięczna za to, że mam gdzie mieszkać. Później jednak dopiero zobaczyłam jaką muszę zapłacić tego cenę. Kiedy szukając "chwili dla siebie" zrobiłam kolację dla wszystkich, ale chciałam ją zjeść na osobności z mężem by móc z nim porozmawiać w cztery oczy. Teściowie się obrazili. A ja poprostu po powrocie z pracy nie miałam minuty na osobności z mężem dlatego, że on z nimi pracował i ciągle było coś do zrobienia. Kolacja była jedynym takim momentem zanim on lub ja "padliśmy" w łóżku.
Później były wakacje, bo tak było prościej mieszkać z nami. To było straszne. Po latach wiem, że gdybym wcześniej na początku nie była tak "potulna" a postawiła pewne rzeczy otwarcie to i może dzisiaj byłoby inaczej. Choć wiem, że teściowa bardzo się starała nie być zazdrosna o syna. I za tą ją ceniłam, choć pewnych wpadek nie uniknęłyśmy.
Z perspektywy czasu wolałabym zamieszkać na pokoju gdzieś, niż zmieniać coś w domu teściowej. To wiele kosztowało ją jak i mnie. Ja chciałam mieć kuchnię, taką swoją, a ona jednak była ciągle jej. Dlatego każdemu doradzam zaczynanie życia od własnego kąta. To może być nawet pokój wynajmowany, ale tam tworzy się własne gniazdko. Tam zaczyna być coś naszego.
U mnie niestety teściowa już nie żyje, a teść do nas nie przyjeżdża, bo uważa, że to nie jego dom. On wielu rzeczy by tak nie zrobił i nie może na to patrzeć. I to jest dla nas z mężem rozpacz, bo to jest dziadek naszych dzieci.... Niestety niektóre dary potrafią obciążać.
Na początku wszyscy mówili, że powinnam być zadowolona bo mam gdzie mieszkać, choć teraz wiem, że cena była za wysoka. Najważniejsze jest aby uczyć się w pierwszych latach małżeńśtwa siebie, budować własne zwyczaje, podejmować małżeńskie decyzje. Za dużo tłumiłam w sobie tzw. "kompromisy"(ja sie zgadzałam choć nikt tak naprawdę mnie o to nie pytał), na które na dobrą sprawę nie powinnam się godzić. Po czasie kiedy chciałam wszystko uporządkować była wielka złość, zdziwienie, bo okazało się, że ja mam inną wizję życia, niż ta która w pewien sposób została nam w dobrej czy też nie wierze "narzucona".. Jak to mówiła moja teściowa "jestem jak kwoka, która chce mieć wszystkie dzieci przy sobie"
Podsumowując:
:!: od początku nie tłum swoich uczuć
:!: mów co Ci na sercu leży, Wam wszystkim powinno być razem dobrze, ale przede wszystkim Ty i Twój mąż tworzycie odrębną rodzinę
:!: próbujcie tworzyć własne gniazdo tak jak je widzicie
Viola
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 21 lipca 2004, o 15:15
Lokalizacja: Bydgoszcz

Postprzez Kinia » 23 lipca 2004, o 20:50

Ja od niedawna jestem zaręczona, ale już są klopoty na samą myśl mieszkania z teściami. Poważnie zaczynam się zastanawiać, czy nie poczekać trochę i nie zamieszkać sami. Wiem już że będzie problem, bo ja będę chciala mieć męża choć trochę dla siebie, a on jest przyzwyczajony do ciąglego pomagania rodzicom. A ponieważ zajmują się kwiatami zezonowymi (na marginesie to śliczne mają te kwiatki!) to roboty jest zawsze pod dostatkiem. Wiem też, że choć całe mieszkanie na górze mielibyśmy dla siebie, to trudno byloby o własne zwyczaje, tradycje.
Narazie nie umiem postanowić, czy zgadzać się na mieszkanie razem czy nie. To byłoby wygodne...ale czy dobre?Musimy to jeszcze wspólnie przedyskutować...a czasu mamy dużo, bo ślub najwcześniej za 2 lata...

Wszystkich Was proszę o modlitwę, bo jesteśmy dziś świeżo po wielkim konflikcie, który mógł się skończyć rozstaniem...narazie chcemy jeszcze raz próbować...

Pozdrawiam Was!!!!
Kinia
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Viola » 23 lipca 2004, o 21:02

Mój mąż też w wieku 24 lat coś mi mówił o pomaganiu finansowym i zawodowym (bo teściowie prowadzili własną działalność). Tak to się skończyło, że oni "zwinęli" interes, a Piotr (mój mąż) walczy do dziś o byt dla rodziny. A to dlatego, że pozwoliłam mu "pomagać", a konsekwencją tego było to, że nie rozwijał swoich kwalifikacji, czy też doświadczeń.
Co do budowania głębszej relacji, a co najważniejsze zwyczajów, tradycji, potrzeba by byście byli na "swoim". I ja to wiem. Całe szczęście, że tylko pierwsze dwa lata padliśmy pod urokiem zachcianek rodziców z jednej i drugiej strony (chodzi o święta). Teraz już mamy wypracowane swoje tradycje, i jeśli zgadzamy się na wspólne święta to już z prawdziwym kompromisem ich przeżywania. Zbyt dużo chciałoby się napisać, tak wiele ma sie doświadczeń. Pewne jest, że moje dziewczynki, kiedy się usamodzielnią to będę dążyć, aby na pewno swoje pierwsze lata małżeństwa przeżywały zdala od nas. Dla zdrowych relacji, bo ja też będę musiała oduczyć się im "kwakania" w tym właśnie czasie. Mam nadzieję, że Bóg pozwoli mi nie zapomnieć o moich doświadczeniach, po to, abym później swoją ułomnością nie obarczała moich przyszłych zięciów. :lol:
Viola
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 21 lipca 2004, o 15:15
Lokalizacja: Bydgoszcz

Postprzez biedronka » 24 lipca 2004, o 15:43

jJa wprowadzając się do mojego męża nie zdawałm sobie sprawy jak to będzie. Radzę wszystkim przed taką decyzją bardzo dobrze się zastanowić. U nas zadecydowały kwestie finansowe, Teraz odkładamy na swoje własne mieszkanko, ale jeszcze z 2 lata musimy mieszkać z nimi, Ja nie mieszkam już z se woimi rodzicami od 12 lat (internat, studia) i naprawdę czasem nie mogę znieść rodzicielskiego oka teściów
Pozdrawiam wszystkich.
biedronka
Bywalec
 
Posty: 137
Dołączył(a): 8 lipca 2004, o 20:18

Postprzez Kręciołek » 3 sierpnia 2004, o 15:47

Biedronko, współczuję, ja też mieszkam już 11 lat poza domem i nie wyobrażam sobie żebym musiała teraz mieszkać z rodzicami czy teściami, mimo, że są wspaniali, ale to nie to. My na szczęście mieszkamy sami, mamy małą kawalerkę (niestety nie naszą ale jesteśmy tam sami!)
Radzę każdemu nawet coś wynająć (a da się coś znaleźć malutkiego za nie tak duże pieniądze) i mieszkać samemu. Konktakty będą lepsze, zdrowia więcej no i można sie sobą cieszyć (w każdym wymiarze).
P.S. Swoją drogą nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak jest mozliwe współżycie gdy tesciowie (lub ktokolwiek inny) za ścianą :?:
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kakoz » 7 sierpnia 2004, o 17:00

Ku przestrodze opowiem Ci moja historie. Po slubie zamieszkalismy u mojej mamy, ktora poczatkowo b.lubila ziecia. Jednak z czasem coraz wiecej rzeczy jej sie nie podobalo w nim i jego zachowaniu. Mowila:powiedz mu, ze to czy tamto powinien robic inaczej. Maz tez nie mogl do konca zaakceptowac mojej mamy i jej zwyczajow. Ja robilam za gluchy telefon i czulam sie pomiedzy mlotem a kowadlem. Mama miala pretensje, ze nie uczestniczy w naszym zyciu, ze ja skreslilam ze swojego zycia. Przestalysmy ze soba rozmawiac, maz mowil tylko dzien dobry i do widzenia. Wreszcie wyprowadzilismy sie stamtad- z deszczu pod rynne. Zamieszkalismy z tesciowa i ta sama sytuacja. To omal nie zniszcylo naszego malzenstwa. Przez ponad rok jedyne o czym rozmawialismy to byla ponura sytuacja w domu i kto komu co powiedzial. Kiedy wreszcie zdecydowalismy sie na wynajem bylam szczesliwa jak w dniu slubu. Myslalam, ze teraz zacznie sie sielanka. Niestety dopiero wtedy wyszly na jaw prawdziwe problemy. Okazalo sie, ze slabo sie znalismy w codziennym zyciu. Mamy je nadal, ale sa to NASZE problemy i rozwiazujemy je miedzy soba. Nikt sie w to nie wtraca, nie daje "dobrych" rad. Zaluje tylko, ze tyle trwalo zanim zdecydowalismy sie na taki krok. Mama i tesciowa nie odwiedzaja nas wcale-obrazily sie. Przykre, ale to ich decyzja. Nasz wybor to bycie razem, bez posrednikow i zycia na lasce u kogos. Radze ci zrobic to samo-wyprowadzic sie! Wiem, ze moze byc b.ciezko, ale to sie na pewno oplaci.
Intymnosc jest bezcenna. Bron jej!
kakoz
Przygodny gość
 
Posty: 77
Dołączył(a): 31 maja 2004, o 22:05
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez biedronka » 9 sierpnia 2004, o 20:23

Myślę, że problem z teściami i rodzicami polega na tym, że oni traktują dziecko partnera jak nowego członka swojej rodziny. Oczekują, że będzie brał udział w ich zwyczajach, w ich życiu. Tymczasem małżeństwo to nowa rodzina, ktora sama wypracowuje sobie sposób na życie.
My niestety nie możemy teraz wyprowadzić się od teściów, ale przestałam się przejmować tym, że nie mam ochoty wychodzić z naszego pokoju. Jeszcze nie tak dawno miałam wyrzuty sumienia, iż nie spędzam z nimi czasu. Staramy się zachować swoją odrębność mimo bardzo niesprzyjających warunków.Mój mąż bardzo się stara, bo to chyba jemu jest najtrudniej.Codziennie modlę się o rozwiązanie naszych problemów mieszkaniowych. Ufam, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Pozdrawiam wszystkich
biedronka
Bywalec
 
Posty: 137
Dołączył(a): 8 lipca 2004, o 20:18

Życie u Teściów

Postprzez Aleks » 3 września 2004, o 10:00

Witam,
Pomimo ostrzeżeń znajomych oraz rodziny postanowiliśmy wraz z żoną zamieszkać po ślubie u Teściów. Gdy się pobieraliśmy, ja byłem swieżo upieczonym magistrem a żoną na piątym roku studiów. Dlatego też uważaliśmy ze bezpieczniej finansowo będzie jak na początku zamieszkamy u teściów. Wtedy nie dopuszczałem do myśłi że ta decyzja zaważy na naszym związku. Nasze wspólne małżeństwo trwało niecałe 13 miesięcy. Po 5 mies. od naszego śłubu usłyszałem od teścia abym się wyprowadził, po 13 od żony.
Jak tylko dostałem prace (bardzo dobrze wynagradzaną finansowo) chciałem się przenieść do mieszkania wynajmowanego... wtedy teście powiedizlei że moja decyzja jest bardzo nieodpowiedzilana, że nie zdaje sobie sprawy z tego co robie, że chce zamknąć żone w klatce. Że oni "dają" nam pole na wybudowanie się, które było połozone o 5 metrów od ich domu. Mówili że wybudowanie domu jest o wiele tańsze od mieszkania. Może i tak .... jednak ja widziałem że tam nigdy nie będziemy sami.... ciągłe wtrącanie się do naszego życia (np. decyzje o tym w którym pokoju mammy przyjąć księdza z kolędą, remont łazienki przebiegał tak iż kafelki któe z żoną wybraliśmy nie spodobały się i jak teść pojechał z żoną przywieźć je to przywieźli zupełnie inne... etc.)
A poznaliśmy się na studiach 300 km od miejsca gdzie urodziął się żona... w moim rodzinnym mieście..... i było OK, tam zbudowaliśmy nasze małżeństwo....a tu miesiąc po miesiącu zburzyliśmy... gdzie 90% kłutni było na temat moich r4odziców albo teściów. A w mieście poznania żona nie miała żadnych pretensji co do postępowania, mówienia moich rodziców dopiero jak zaczeły się przygotowania do ślubu i żona na wakacje pojechała do siebie to wtedy zaczeły się żale i pretensje... Pamietam jak zaproszeni które sami z żoną wybraliśmy nie spodobało się teściom i musieliśmy je zmienić ... wtedy powiedzieli że jak takie chcemy to oni nie będą na weselu.... pamiętam jak płakała żoną a ja stwierdziłem że dla dobra i żeby nie bło niepotrzebnych wasni przyjiemy zaproszenie takie jak chcą teściowie.... choć teraz widze że pewnie lepiej bybyło gdyby się uderzyło w stół... niestety nie lubie tak a poza tym mam szacunek dla ludzi którzy urodzili i wychowali moją ukochaną i najważniejszą osóbke na świecie.
Teraz już 11 mies. jestesmy w separacji.... tworzymy dwa oddzielne światy ... moje obstawanie przy dołożeniu wszelkich mozliwych sił do utrzymania małżeństwa spotykają sie z krytyką. tam w rodzinie jest dwóch księży, jeden z nich dawał nam słub, wiele razy spotykałem się z nim proszać o pomoc ... niestety mówił że nie chce się wtrącać. Prosiłem duszpasterza przy któym nasze małżeństwo także wzrastało o pomoc ... powiedział że nie ma czasu bo musi prowadzić rekolekcje... póxniej już nie iałem kontaktu.
I teraz jestem sam, wspólni znajomi gdy mnie widza spuszczają wzrok udając żenikogo nie ma.... wiem jak wrsja krąży o mnie (teśc kiedyś powiedziął że i tak nie mam świadków a Oni mają całą rodzine któa tam mieszkała a ja jestem sam....ma niestety racje ja nie mam świadków.... jedynie co mam to wiare że Pan Bóg kiedyś sprawi cud i zmieni nasz los. Dlatego prosze o modlitwe .... wierze że pomórze.... wierze że da siłe nam, że datakze mi siłe do tego abym się odnalazł w nieznanym i nowym mieście.... bo nzajomi zostali daleko, rodzina też.... a wrócić nie che ponieważ raz się wyprowadziłęm od swoich rodziców i neichiałbym robić kroku w tył. Tylko ciężko dzień po dniu trwać pomimo wszystko i wierzyć w siłe małżeństwa, dlatego PROSZE O MODLITWĘ.... tak wazna dla nas bo ona już tylko może pomóc.... A jak macie pomysł co mógłbym jeszcze zrobić dla uratowania małżeństwa to prosze o Emilki. Niechciąłbym pominać żadnej szansy dla uratowania małżeństwa.... bo jak kiedyś stane przed Sądem Bożym żebym nie "pokazał pustych rąk".
ps
Wiem ze postrzega sie mężczyzn jako winnych rozpadu małżeństwa... i naprawde moge wziąśc całą wine na siebie jeżeli tylko by to pozwoliło uratować i utrzymać sakrament. Czy jestem naiwny że tak bardzo wierze w siłe modlitwy i sakramnetu skoro inni już nie???
Aleks
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 3 września 2004, o 09:05

Postprzez rybka » 3 września 2004, o 13:50

niedawno widziałam kobietę, której małżeństwo omal się nie rozpadło (zasadniczo z winy męża, żle wybrał żonę, a potem znalazł kochankę. winą żony było głownie to, że zupełnie do niego nie pasowała) i mówiła, że w sakramencie małżeństwa Bóg daje wszystkie potrzebne łaski.
niemniej małżeństwo wymaga współpracy obu stron. sam możesz się w zasadzie tylko modlić (na stronie Mateusza jest skrzynka gdzie można wpisać intencje modlitw ss Karmelitanek. dzieją się cuda... może niezbyt spektakularne, ale naprawde duże)

mam nadzieję, że nie próbujesz nikogo wziąć na litość, ale w tym aspekcie o którym pisałeś "wina" leży po stronie żony - zgodnie z Ewangelią "opuszca się ojca i matkę" a ona tego nie zrobiła.
i nie chodzi o dosłowne oddalenie, znam małżeństwo z kilkunastoletnim stażem, które dom wybudowało na sąsiedniej działce przy jej rodzicach.
w pewnym wieku trzeba zerwać z rodzicami, choćby po to, żeby można się było z nimi zaprzyjaźnić już z pozycji osoby dorosłej.

Twoja walka z teściami - choćby o te zaproszenia - bez współpracy żony tylko zaogniłaby konflikt. najpierw musielibyście stworzyć wspólny front, i obiecać sobie, że nie zmienicie zdania.

podobno wyszła niedawno książka "toksyczni teściowie", ciąg dalszy "toksycznych rodziców". nie mam takich problemów, więc nie czytałam, ale myślę że Tobie mogłyby się przydać. a już na pewno Twojej żonie!
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Aleks » 3 września 2004, o 14:05

Wielkie dzięki za pomoc/odpowiedź postaram się zdobyć kssiążeczki.... po odejściu wpadłem w wir książek o małżeństwie (Póltawska, Malińsk, Gray...itp) ciągle szukając co moge zrobić, zmienić naprawić, nauczyć się
boje się zobojętnienia oraz braku chęci do budowy...czegoś nowego bo teraz musimy chyba zacząć od początku ale wiem że ja sam niczego więcej już nie zrobie..... a to mnie dobija bezczynność
dzięki za odpowieź

ps.
na litość - nie, wręcz przeciwnie, chciałbym wziąść wine na siebie i zacząć od nowa ...JAK??? może ktoś będzie mógł dać jakieś rozwiązanie.... choć nie licze na to bo każdy ma swoje własne/inne zycie
Aleks
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 3 września 2004, o 09:05

Re: Jak żyć w domu teściów?

Postprzez biedron » 10 września 2004, o 10:48

biedronka napisał(a):Możę ktoś z Was też jest w takiej sytuacji i znalazł jakiś złoty środek.


Uhm. Jak się to przeczyta, to wygląda znacznie czarniej, niż w rozmowie. :/ Kocham Cię.
biedron
Przygodny gość
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 sierpnia 2004, o 19:49

Postprzez biedron » 10 września 2004, o 10:59

Aleks napisał(a):na litość - nie, wręcz przeciwnie, chciałbym wziąść wine na siebie i zacząć od nowa ...JAK??? może ktoś będzie mógł dać jakieś rozwiązanie.... choć nie licze na to bo każdy ma swoje własne/inne zycie


Nie bierz winy na siebie. Choć wina leży też po Twojej stronie, bo miłość to nie to samo co zakochanie i nie polega na uleganiu i przymykaniu oczu, to część winy leży też po stronie żony i teściów. Jeśli teraz powiesz: To wszystko moja wina, ukręcisz na siebie bat, którego nigdy już teściom z ręki nie wytrącisz. Uczę się na przykładzie moich właśnych rodziców (jestem mężem z wątku biedronki), że w takiej sytuacji należy być stanowczym. Nie oznacza to ,,wrzaskliwym'', ale trzeba jasno komunikować, czego się oczekuje. Trudne to, wiem, ale konieczne. NAleży też być konsekwentnym, pownieważ teściowie (w naszym przypadku rodzice) będą nieubłaganie usiłowali wprowadzić swój ład. Niekoniecznie z niechęci, czy złośliwości. Najlepszym rozwiązaniem jest wyprowadzenie się, nic tego nie zastąpi, ale jeśli to niemożliwe, należy zbudować chociaż wirtualną ścianę, za którą można zachować intymność małżeństwa. W tym przypadku zadanie należy do Ciebie.
Polecam Ci książki p. Jacka Pulikowskiego. Są też takie audycje w Radio MAryja we wtorki o g. 21:45. O ile Sam O. Rydzyk swoimi wypowiedziami budzi czasem moją niechęć, o tyle te audycje dla młodych małżeństw naprawdę wiele dają. Zdaje się, że na stronie Radia są do pobrania te audycje w formacie mp3. Warto odsłuchać.
Dużo się módl, postaraj się wyjechać z żoną na rekolekcje małżeńskie. Może zapiszcie się do jakiejś wspólnoty...

Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie
biedron
Przygodny gość
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 sierpnia 2004, o 19:49


Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości

cron