Teraz jest 28 kwietnia 2024, o 00:04 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

toksyczna teściowa rozbiła moje małżeństwo

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez sympatyczna » 17 października 2008, o 00:52

Przeczytałam wszystkie wypowiedzi i odnajduję się również w opisanej sytuacji. Jestem ponad rok po ślubie i czuję, że dłużej tego nie zniosę. Mąż jest skupiony na pomocy rodzicom, a ponieważ pochodzi ze wsi, obowiązki w gospodarstwie zajmują mu sporo czasu. Ja pochodzę z miasta, on nie umie, jak twierdzi odnaleźć się w mieście. Moi rodzice udostępnili nam mieszkanie w bloku-jego to męczy. Paradoksalnie mimo, że mamy warunki(samodzielne mieszkanie) na budowanie naszego związku, czuję, że on się rozpada. Mąż pracuje też w swojej rodzinnej miejscowości( niecałe 40 km od naszego miejsca zamieszkania) i jakoś nie spieszy mu się ze znalezieniem pracy gdzieś bliżej, żeby mógł codziennie wieczorem być z żoną( bo chyba tak powinno być). Trudno jest znaleźć pracę ale mam wrażenie, że on się nie stara. W związku z tym dwa razy w tygodniu nocuje u rodziców i codziennie po pracy wstępuje do nich, je tam, pomaga bardzo często a dopiero potem przyjeżdża do mnie. Od poczatku było to bardzo trudne dla mnie, potem próbowałam to znosić, zrozumieć go, jednak ten stan doprowadza mnie już do granic wytrzymałości. Dodam, że nasza relacja ogólnie jest pełna problemów a czyja jest tu wina...Dużo trzeba o tym pisać. Poza tym stosunkowo często jeździliśmy do teściów i właściwie każdy taki wyjazd kosztował mnie dużo nerwów, mąż wykonywał wszystkie prace które wyznaczyła jego mama lub tato, a czas dla siebie...Po praktycznie każdej wizycie u teściów była miedzy nami awantura. Niepokojące jest to, że napięcie między nami jest coraz większe, coraz większa zaciętość, więcej cichych dni. Przed ślubem dostrzegałam różne wady jednak naiwnie wierzyłam, że dogadamy się. Tymczasem jest coraz gorzej. Po ostatnim pewnym zachowaniu męża, które podkopało bardzo moje zaufanie do niego, stwierdziłam, że teraz to już na pewno chcę rozwodu. Jednak udało się jakimś cudem pójść do poradni małżeńskiej na dwie wizyty. Ja jednak nie wiem czy mam siłę ratować to wszystko. Czuję się bardzo upokorzona, zraniona, przerosło mnie to. Mam poczucie, że walka z niedojrzałością męża( tak uważam, wiem też ,że sama nie jestem dojrzała) to walka z wiatrakami. On wie swoje, niestety ja też. Wybaczcie, rozpisałam się. Może to da coś komuś do myślenia zanim zdecyduje się na małżeństwo. Pozdrawiam Sofi i wszystkich!
sympatyczna
Przygodny gość
 
Posty: 5
Dołączył(a): 23 października 2007, o 22:39

Postprzez Misiczka » 17 października 2008, o 11:38

Sympatyczna, pewnie że szkoda, że nie uzgodniliście pewnych rzeczy przed ślubem, ale może nie jest jeszcze za późno? Minął dopiero rok, a przed Wami, jeśli teraz dojdziecie z tym do ładu może być jeszcze kilkadziesiąt szczęśliwych lat..

Piszesz o problemach, piszesz że kłócicie się, że Ty najpierw próbowałaś znosić.. nie piszesz, czy nadal pomimo wszystko kochacie się (przecież skoro wzięliście ślub to na pewno było uczucie) - dopóki tak, to jest szansa.

W poradni byłaś sama, czyli on raczej nie dostrzega problemu? Może jedna udałoby się pójść razem?

A czy próbowałaś wyłuszczyć mu to wszystko ale nie w kłótni tylko tak spokojnie i po męsku (=czytelnie i prosto z mostu bez żadnych aluzji), a jednocześnie bardzo taktownie i delikatnie, zwłaszcza olbrzymiej dyplomacji i ostrożności wymaga mówienie o jego rodzicach - tak żeby niczego złego o nich nie powiedzieć, a zwłaszcza o jego mamie, a jednak postawić wymagania i dać mu jasno do zrozumienia, że taka sytuacja jest dla Ciebie nie do przyjęcia, że czujesz się z tym źle.. wiesz, tak jak w amerykańskich filmach - słuchaj kochanie, musimy porozmawiać.

Piszesz, sympatyczna, że nie wiesz, czy masz siłę ratować to wszystko - cóż, to bardzo niesprawiedliwe, ale przeważnie to od kobiety zależy więcej, jeżeli Ty zrezygnujesz z tego małżeństwa, to ono się rozpadnie, a jeżeli spróbujesz to może macie jeszcze szansę? Ale nie chodzi o "znoszenie" za cenę niszczenia Ciebie, to nie jest miłość.

Życzę Ci (Wam) mądrych, przemyślanych wyborów!
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Postprzez sympatyczna » 20 października 2008, o 17:32

Dziękuję za odpowiedź! Chciałam sprostować na poczatku, że w poradni byliśmy razem, bo mąż chyba już poczuł, że naprawdę jest kiepsko, faktycznie dużo wydarzyło się przez ten krótki w sumie czas po ślubie( ale o tym nie bedę pisać w tym momencie). Wrażenia po spotkaniu z małżeństwem zajmującym się tego rodzaju pomocą mieliśmy bardzo dobre. Jednak w kwestii dojazdów męża nie poczułam się zrozumiana. Usłyszałam, że faktycznie jest to spora odległość do pracy i jeśli w pobliżu tej pracy mieszkają rodzice to właściwie nic dziwnego, że mąż wstępuje do nich codziennie i że nocuje( bo ma taką możliwość i oszczędza np. na paliwie- podobno taką logiką kierują się mężczyźni), przy tym może zjeść u mamy i dostaje też różne zdrowe produkty( za to, że pomaga), które mi przywozi. Jednocześnie padło pytanie czy szukał pracy gdzieś bliżej i zachęta żeby jednak szukać tej pracy. Mimo to mam poczucie, że dopóki ta sytuacja z dojazdami nie zmieni się to dalej będzie się kotłować między nami i już wtedy to żadnego problemu nie rozwiążemy, bo żeby w ogóle coś się ruszyło do przodu to trzeba być jak najwięcej razem( na ile to możliwe), mieć czas na szczerą, głęboką rozmowę, na spotkania w poradni( już nie wspominam o takich wyjściach jak kino, wspólny spacer, wspólny wyjazd na weekend itp.). A jedność w poglądach, wyznawanych wartościach? Jeśli jeszcze tego nie ma to jest bardzo ciężko się dogadać i ludzie, nie znajdując wspólnego języka, oddalają się od siebie, ranią sie bardzo głęboko... Myślę, że połączyła nas miłość ale ogromnie niedojrzała, mieć jeszcze w tym wszystkim dzieci to podwójne nieszczęście( nie mogę powiedzieć żebym czuła się szczęśliwa w tym wszystkim) bo one będą świadkami naszej momentami dramatycznej relacji( a także będą mieć nieobecnego ojca, jeśli on nie zrobi wszystkiego aby pełnić rolę męża i ojca). I tak to w skrócie wygląda. Współczuję Sofi i osobom mającym podobny problem. Jedność małżonków to moim zdaniem podstawa żeby rodzina była rodziną. Pozdrawiam!
sympatyczna
Przygodny gość
 
Posty: 5
Dołączył(a): 23 października 2007, o 22:39

Postprzez Misiczka » 20 października 2008, o 21:25

Wiesz, jakoś nie bardzo podoba mi się opis tej Waszej wizyty w poradni.. nie znam się kompletnie na tym, ale wydaje mi się, że oni nie powinni Wam proponować gotowych rozwiązań, tylko pomóc się porozumieć, zrozumieć swoje wzajemne racje i samodzielnie wypracować rozwiązanie - to tak jakby do mnie przyszła kobieta (jestem adwokatem) opowiadająca o problemach w małżeństwie i ja poradziłabym jej czy ma się rozwodzić, czy nie, zamiast wytłumaczyć jej jakie będą skutki prawne konkretnych działań i pozwolić jej samodzielnie podjąć decyzję. Może warto poszukać gdzie indziej, piszesz że mieszkasz w mieście, więc może nie będzie to aż takie trudne? Chociaż skoro piszesz, że ogólnie wrażenia mieliście dobre, to oczywiście mogę się mylić. Na pewno nie wystarczy jedno spotkanie i na pewno trzeba odrabiać pracę domową, czyli rozmawiać..

Jest łatwiej, jeżeli w sprawach zasadniczych wyznaje się te same wartości, ale to nie znaczy, że bez tego nie można budować udanego związku, jeżeli jest wzajemny szacunek (= nie można nigdy przyjmować pozycji, że to mój światopogląd jest lepszy).

Czy on wie, że ta jego ciągła nieobecność jest dla Ciebie tak ważnym problemem? I czy powiedziałaś mu to właśnie w ten sposób, jak tu piszesz, bez oskarżeń, tylko mówiąc o tym, co Ty czujesz - "słuchaj, wiem, że te dojazdy są męczące, że śpiąc u rodziców jesteś mniej zmęczony, że oszczędzasz na paliwie, ale czuję się samotna, chciałabym, żebyśmy więcej czasu spędzali razem, zależy mi, żebyśmy mieli czas na..."

Co do dzieci, to sądzę, że masz rację, że to byłaby nie najlepsza decyzja w tej chwili, żeby się zdecydować na dzieci, trzeba najpierw zbudować dojrzały związek.

Trzymaj się!
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 15 gości

cron