[1. Jak się kogoś traktuje jak dziecko, to ma się później takie dziecko. To moje założenie.]
jestem podobnego zdania dodam jeszcze że jak się traktuje kogoś jak dziecko to zbiera się potem od synowej
[2. Uważam, że właśnie przez takie wyręczające we wszystkim mamy i siostry, potem trafiają się mężczyźni, których trzeba wszystkiego z trudem nauczyć, bo ich doświadczenie życiowe mówi, że to będzie obowiązek KOBIETY w małżeństwie, czyli ŻONY.]
to samo pisałam wcześniej- wiem dlaczego mój mąż miał takie anie inne podejście do sprawy "pomocy" w domu, uważał że nie musi niczego robić... tak jak było u niego w domu...
[3. Jak się jest w związku z takim "obsługiwanym" i widzi perspetywy na małżeństwo, to motywuje się takiego mężczyznę do jak najszybszego wyprowadzenia z domu rodziców i dojrzewania do życia w małżeństwie poprzez samodzielne troszczenie się o swój byt (był wątek o "konieczności" samodzielności finansowej przed ślubem, ale dlaczego nie widzicie, że taka domowa zaradność jest przynajmniej tak samo
istotna?). Przy okazji nauczy się oszczędności (a nie kupować najdroższy proszek do prania i wędlinę) i ewentualnie godzenia i ustalania ważności kilku spraw - oprócz studiów praca dorywcza, a nie imprezki.]
widzisz, gdyby mój mąż wynajął np mieszkanie przed ślubem to na pewno nie wytrwalibysmy w czystości tyle czasu! zresztą po to jest małżeństwo, zeby razem uczyć się pewnych rzeczy, odpowiedzialności już nie tylko za siebie ale za drugiego...
[4. Co do chwalenia. Powinno być w stosunku do męża OGRANICZONE. Pewne rzeczy sa po prostu obowiązkami i wykonuje się je, bo trzeba, więc bez sensu jest chwalić za każde zmywanie garów, kiedy co drugie wykonuję ja. Raz na jakiś czas warto podziękować czy pochwalić za te chodzienne rzeczy PO TO, żeby osoba, która je wykonuje wiedziała, że współmałżonek widzi jego wkład w prace domowe itp.
To powinno działać w obie strony - mąż też powinien wyrażać uznanie za żony pracę w domu. Jeśli chodzi o naukę prac, których niestety w domu rodzinnym nigdy nie wykonywał. Pralka ma instrukcję - dać przeczytać, pokazać 3 razy jak się to robi, po 3 praniach powiedzieć, że OK i przechodzimy w tryb NORMALNY - mężu, zrób jutro pranie. Zrobił, nie rzucasz mu się na szyję. Nie zrobił, przypominasz, że wczoraj się na to zgodził.]
nigdzie nie napisałam, że mój mąż mnie nie docenia i nie chwali- chwalimy się nawzajem i bardzo mi się to podoba! i nie rzucam się na szyję za każdą powieszoną skarpetkę czy zmyty talerz... tylko kiedy rozmawiamy sobie czasem wieczorami to mu mówię, że jestem z niego dumna że mi tak "pomaga"
widzę jak na niego to działa budująco i motywująco... każdy człowiek potrzebuje motywacji... czy to od szefa w pracy, od żony czy męża...
bright... nie wiem czy masz męża... po twoich wypowiedziach mam wrażenie, że idealizujesz bardzo życie w małżeństwie... niestety nie jest tak kolorowo że powiesz albo pomyślisz i będzie wszystko zrobione...
zresztą nie wyobrażam sobie żeby mój mąż po całym dniu pracy wracał i zmywał 2 zlewy, gotował obiad, odkurzał, robił pranie i zajamował się dzieckiem w tym samym czasie! a ja sobie nogi wyciagnę... zgodziłam się na bycie w domu i przyjmuje obowiązki które się z tym wiążą... mąż mi pomaga bo ja rzeczywiście robię więcej... natomiast jak na jego możliwości (czas i siły po cieżkim dniu pracy i stania w korkach w zatłoczonym autobusie) i tak uważam że jest bardzo dzielny i robi co może...