Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 18:23 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

codzienna pomoc męża

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

codzienna pomoc męża

Postprzez agab » 21 października 2007, o 14:06

Witam!
przeglądnełam większość wątków w tym dziale ale nie znalazłam niczego podobnego więc pytam.
Jak to u was wygląda z pomocą męża w obowiązkach domowych? czy raczej wychodzi to od waszych mężów spontanicznie czy musiscie się wiecznie prosić?
U nas niestety jest to częsty powód kłótni, mąż jakoś nie ma bakcyla porządku. Nie mogę powiedzieć, że nic nie sprząta ale często proszę kilka/naście razy a i tak czasami gary zostaną do następnego dnia brudne....
Czy macie jakąś metodę współpracy w tym temacie?

Będę bardzo wdzięczna za pomoc, bo teraz się zbuntowałam i jest między nami drętwo.
Natomiast ogólnie jesteśmy bardzo kochającym się małżeństwem ale kłótni w kwestii sprzątania jest za dużo.

Pozdrawiam :)
agab
Przygodny gość
 
Posty: 47
Dołączył(a): 11 września 2005, o 08:43
Lokalizacja: Wawa

Postprzez Betsabe » 21 października 2007, o 18:35

Trudno mi powiedziec, ze mąz mi "pomaga" w porzadkach. bo nie traktuje tego jako pomoc, tylko jako normalne rzeczy, ktore musimy razem zrobic, bo nikt tego za nas nie zrobi.

Raczej nie mamy z tym problemow, bo po prostu uzgadniamy, co kto robi. Zazwyczaj ja wynosze smieci idac z rana do pracy, moj maz wtedy odprowadza synka do przedszkola. W sobote uzgadniamy, kto idzie na zakupy i co trzeba kupic, z reguly wtedy ta osoba, co zostaje w domu sprzata mieszkanie.itp itd

To co moge Ci poradzic, to po prostu rozmowa, ustalenie, co kto i kiedy ma zrobic.
Betsabe
Domownik
 
Posty: 1164
Dołączył(a): 3 lutego 2006, o 11:09

Postprzez kamienna » 21 października 2007, o 20:40

Tu jest podobny temat - pomocy ojców co prawda, ale jednak pewne wskazówki jak sobie radzić z kwestią pomocy męza.

http://www.npr.pl/forum/viewtopic.php?t=3110
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez agab » 21 października 2007, o 21:27

dzięki dziewczyny :)

Aczkolwiek sądzę, że jak są dzieci to wygląda to inaczej, jest większa odpowiedzialność i zdecydowanie więcej obowiązków. Mój mąż kocha dzieci i lubi się nimi zajmować więc myślę, że nie będzie problemów.

Już się pogodziliśmy, mąż z resztą zaraz chciał mi tam w czymś pomagać :wink: ale mimo wszystko chętnie poczytam jeszcze o waszych doświadczeniach.
agab
Przygodny gość
 
Posty: 47
Dołączył(a): 11 września 2005, o 08:43
Lokalizacja: Wawa

Postprzez izsa » 12 kwietnia 2008, o 10:21

Agab- mój maż nie splamił się tego typu czynnościami przez 29 lat swego życia. Miał od tego babcię i mamę. Na początku małżeństwa oczywiście współuczestniczył w porządkach,a le potem nastąpił totalny " bunt załogi" :lol: . Na szczęście trafił na mnie, a ja wychowuję go w tej kwestii, jak dziecko :lol: Jest okrutnym bałaganiarzem, więc ratują nas karteczki ze spisanymi czynnościami do wykonania. Pozwalają one pominąć ostre wymiany zdań.
izsa
Przygodny gość
 
Posty: 62
Dołączył(a): 7 stycznia 2005, o 20:35

Postprzez NB » 14 kwietnia 2008, o 10:23

Czego się Jaś nie nauczy tego Jan nie będzie umiał, a więc Mamy dzieciom - uczmy Jasiów porządku i odpowiedzialności od małego :-)
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Pysia » 14 kwietnia 2008, o 11:19

Bardzo nie lubię sformułowania "mąż mi pomaga".
Jakie piiii... pomaga????
zasuwa w domu na równi ze mną. po prostu.
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez genowefa » 14 kwietnia 2008, o 15:34

mój mąż też zasuwa :) może nie na takich obrotach na jakich ja potrafię czasem, ale daje z siebie wszystko! tylko on odkurza, ostatnio zmywa głównie on, córkę myje i kładzie spać, na niedzielę sprzątamy razem cały dom na cacuś glancuś... oczywiście są rzeczy które mnie wkurzają, np jesli czegoś nie pokażę to nie zauważy np. wielkiego kota na parapecie, albo uschniętych kwiatków
ale uważam, że nie mam na co narzekać :) początki były ciężkie, bo to głównie ja sprzatałam, ale zaczęłam od tego, że mówiłam mu że to nasze mieszkanie i razem w nim mieszkamy, nie tylko ja... tym bardziej że wtedy pracowalismy obydwoje... powoli powoli i sie wdrożył :) przede wszystkim cierpliwość... na rozkazy nie reagował- jeszcze bardziej go to wkurzało! no i chwalenie za każdą pierdołę którą udało mu się zrobić nie ważne z jakim skutkiem :)
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez genowefa » 14 kwietnia 2008, o 15:38

agab napisał(a):Aczkolwiek sądzę, że jak są dzieci to wygląda to inaczej, jest większa odpowiedzialność i zdecydowanie więcej obowiązków.


dochodzi uodpornienie... :) np mój przed urodzeniem się naszej córki nigdy nie wylał niczego do kibelka- stara zupa, coś śmierdzącego, nawet ocet ze słoika po konserwowych ogórkachczy fusy z herbaty! od razu miał odruchy :) od kiedy zaczął przewijać naszą córkę, nagle wszystko przeszło... :lol:
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez Pysia » 14 kwietnia 2008, o 22:07

Pytanie za 100 punktów, drogie Panie - co jest największym afrodyzjakiem dla kobiety?

No?

Otóż....

Ajax i Cif w rękach męża 8) :lol:

to żartem, ale... do przemyślenia, zwłaszcza przez panów :)
Pysia
Przygodny gość
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 sierpnia 2003, o 18:39
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Bright » 14 kwietnia 2008, o 22:33

Helsa, mężowie to są dorośli, odpowiedzialni ludzie i nie trzeba do nich podchodzić z reguły jak do dzieci, tylko jasno komunikować swoje oczekiwania.

Też mnie wjurza określenie, że mąż POMAGA w domu. Dlaczego dom ma być tylko na głowie kobiety, "jaśnie Pan" przecież tak samo tu mieszka i dzieci są tak samo jego?

U nas jest pół na pół i nawet, jak przyjdzie czas, że jedno z nas nie będzie aktywne zawodowo, to dalej tak będzie.
Bright
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 284
Dołączył(a): 10 września 2007, o 13:21

Postprzez Anulka » 14 kwietnia 2008, o 23:05

He. Dobrze, że się buntujecie przeciwko słowu "pomagać", ja też tak uważam.

A przy okazji opowiem Wam o obserwacjach, które sobie ostatnio czynię, przy okazji kontaktów z różnymi parami...

Na przykład moi teściowie. On - typ wesołka, duszy towarzystwa, Ona - znerwicowana pani "wszystko musi być idealnie". Scenariusz każdej imprezy rodzinnej jest ten sam: On zabawia gości, opowiada historie, Ona - zapiernicza między pokojem a kuchnią, donosząc dania, kawkę, ciastka... Teść nawet tyłeczka nie podniesie. Nie muszę dodawać, że wszystkie dania przygotowane wyłącznie przez Teściową. W połowie takich posiłków Teściowa zaczyna nieświadomie burczeć, a nawet krzyczeć na gości z rodziny - że za wolno podają talerzyk na tort, że opieszale zbierają brudne naczynia... Po prostu wszystko jest na jej głowie i siadają jej nerwy.

Szczęściem mój Mąż nie osiąga takiego ekstremum jak jego tata, ale też nie ma refleksu do zrobienia czegoś, np. odruchu, żeby zanieść talerze po zupie do kuchni...

Przykład drugi, nasi znajomi. Jak najbardziej współczesna para koło trzydziestki, czyli pokolenie niżej niż moi teściowie. I co? I to samo! Idziemy do nich na herbatkę, a Ania tylko parzy herbatkę, robi kanapeczki, donosi ciasto - jej facetowi nie przyjdzie to do głowy. A niby XXI wiek...

Makabra. Strasznie trzeba uważać, jakie się wzorce dzieciom przekazuje. I kształcić odruchy, odruchy i jeszcze raz odruchy. Bo po co komu pomoc, do której trzeba poganiać?


Btw, nie zgodzę się z Bright, że ten proces nie ma nic wspólnego z wychowaniem. Podobnie jak z dziećmi, trzeba się uzbroić w cierpliwość, i pod żadnym pozorem nie wyręczać, nawet jeśli On zmywa dwa razy wolniej niż Ty, a cebulę kroi zupełnie od d*** strony :)
Anulka
Przygodny gość
 
Posty: 44
Dołączył(a): 18 lipca 2004, o 17:10

Postprzez izsa » 15 kwietnia 2008, o 08:40

Bright napisał(a):Helsa, mężowie to są dorośli, odpowiedzialni ludzie i nie trzeba do nich podchodzić z reguły jak do dzieci, tylko jasno komunikować swoje oczekiwania.

Czy mój maż jest dorosły? hmmm- może teraz bardziej, ale kiedy 5 lat temu braliśmy ślub- o nienienie- tak na oko 15 lat :lol: ale ma to też swoje dobre strony;)))
Anulko- to chyba wada pokolenia teściów, te kobiety niewiele miały do powiedzenia, nie sygnalizowały( przede wszystkim sobie) własnych potrzeb. Kuchnia to kobiece królestwo- przyzwyczaiły się, a nawet ba pokochały. ja też kocham, ale wtedy gdy np. przed świętami oboje krzątamy się i każdy przygotowuje swoje specjalności, a przed imprezkami ustalamy, ktozabawia gości, a kto serwuje dania, ale teraz mamy inne czasy...
izsa
Przygodny gość
 
Posty: 62
Dołączył(a): 7 stycznia 2005, o 20:35

Postprzez fiamma75 » 15 kwietnia 2008, o 09:38

A ja zgodzę się z Bright - mąż nie dziecko, żeby je wychowywać. 5 lat temu wychodziłam za dorosłego mężczyznę a nie za chłopaczka.
Oboje prowadzimy dom, oboje zajmujemy się dzieckiem - nie wiem kto komu pomaga :roll:
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Anulka » 15 kwietnia 2008, o 11:16

fiamma75 napisał(a):A ja zgodzę się z Bright - mąż nie dziecko, żeby je wychowywać. 5 lat temu wychodziłam za dorosłego mężczyznę a nie za chłopaczka.

Kwestia nomenklatury, prawdopodobnie różnie nazywamy tą samą sprawę.

Masz faceta, z którym w pełni dogadujecie się co do podziału obowiązków - super. Mój ma pod tym względem pewne braki w wychowaniu, i jednorazowa rozmowa "słuchaj, chciałabym, żebyś regularnie, sam z siebie, robił to i to" nie rozwiązuje sprawy. Muszę się czasem uzbroić w cierpliwość (vide krojenie cebuli albo obieranie marchewki), albo czasem nawet pokazowo czegoś nie zrobić i oddelegować do tego męża (znieśliśmy ostatnio 3 tygodnie nieodkurzania, aż wreszcie spontanicznie się za to zabrał). To właśnie nazywam "wychowaniem".

izsa napisał(a):Anulko- to chyba wada pokolenia teściów, te kobiety niewiele miały do powiedzenia, nie sygnalizowały( przede wszystkim sobie) własnych potrzeb.

Wiesz, nawet rozmawiałyśmy kiedyś z Teściową o tym. Dowiedziałam się, że ona po prostu wobec oporu materii dała spokój. Czyli widząc, że mąż nie bierze udziału w sprzątaniu - machnęła ręką, widząc, jak opornie gotuje - wzięła to na siebie. To nie jest głupia kobieta, wie, że mogłoby być inaczej, ale nie podjęła właśnie tego procesu "wychowania" - innymi słowy "sygnalizowania potrzeb".

Świetnie wiem, że my dopiero zaczynamy jako małżeństwo i do bagażu doświadczenia Teściów nam daleko, ale ja jestem uparta - i ideologicznie spaczona. Nie dam mężowi wejść sobie na głowę i tyle. Zobaczymy, jak będzie za trzydzieści lat, ale jestem pełna wiary ;)
Anulka
Przygodny gość
 
Posty: 44
Dołączył(a): 18 lipca 2004, o 17:10

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 11:37

oczywiście, że dorosły i odpowiedzialny- nie przeczę, ale jeśli chodzi o prace w domu to poprostu po ślubie zaczeło się jego dojrzewanie do wielu rzeczy... np nauczył się prasowac swoje koszule! przed ślubem usłyszałam, ze muszę się przygotowac i nastawic na to że ja będę prasować bo mój mąż w domu nigdy tego nie robił :shock: :shock: obierać ziemniaki? dla dwóch osób (6-7ziemniaków) schodziło mu się do 30 min... wieszanie prania- wyjmował dwoma palcami z pralki i tak rzucał na wieszak! wiadomo co się robiło z takich ubrań. niestety pod tym względem mój mąż nie był "dorosły" bo uczył się wszystkiego od poczatku!
ja z kolei wychowywana przy dużej ilości młodszego rodzeństwa, miałam we krwi poprostu rozkazywanie! "pozmywaj!" "leć szybko powieś pranie" " no byś obrał te ziemniaki" "kurde nie rzucaj skarpetek na podłogę" niestety mąż się szybko zbuntował bo czół się jak w wojsku i wacale mu przyjemności nie sprawiało robienie czegokolwiek... a wiadomo kiedy ktoś się uczy czegoś i od poczatku ma uraz to potem łatwo nie jest... musiałam i ja uczyć się jak przekazywac mu swoje odczucia i jak prosić go - nie rozkazywać żeby np pozmywał... wystarczyło dodać do każdej wypowiedzi na końcu "proszę" to były początki... teraz jest zupełnie inaczej, mąż pracuje w domu i razem dbamy o porządki
wiadomo, że ja mam na głowie trochę więcej, ja pracuję w domu on w pracy...

bright, sugerujesz, że chwalenie męża za pomoc w domu jest czymś złym? bo tak się wychowuje dzieci? nie bardzo rozumiem co złego jest w chwaleniu! na pewno facetów to podbudowuje i mobilizuje... przynajmniej mojego :)
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 12:11

anulka u mnie było podobnie... teściowa machnęła ręką... kiedy zaczeła miec dość syfu w jego pokoju to ten napisał kartkę na drzwiach nie wchodzić! no i rzeczywiście przestała zaglądać nawet do jego pokoju... bo doprosić się nie mogła... zawsze w jego rodzinnym domu miał wszystko - młodsza siostra działała z mamą... on czasem tylko odkurzył czy śmieci wyniósł... bo to było najbardziej męskie :)
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez Bright » 15 kwietnia 2008, o 12:56

helsa napisał(a):bright, sugerujesz, że chwalenie męża za pomoc w domu jest czymś złym? bo tak się wychowuje dzieci? nie bardzo rozumiem co złego jest w chwaleniu! na pewno facetów to podbudowuje i mobilizuje... przynajmniej mojego :)


1. Jak się kogoś traktuje jak dziecko, to ma się później takie dziecko. To moje założenie.

2. Uważam, że właśnie przez takie wyręczające we wszystkim mamy i siostry, potem trafiają się mężczyźni, których trzeba wszystkiego z trudem nauczyć, bo ich doświadczenie życiowe mówi, że to będzie obowiązek KOBIETY w małżeństwie, czyli ŻONY.

Ciekawa jestm, czy za takiego synka "dwie lewe ręce" i późniejsze trudy synowej nie będzie czyśca ;)

Dobrze byśmy same pamiętały i tak samo angażowały do pomocy w domu
(no właśnie, pomagać to mogę ewentualnie dzieci i to przy założeniu, że rodzice sami przykładają się do tych prac, a nie wyręczaja dziećmi sami relaksując się przed Tv) naszych SYNÓW i CÓRKI, żeby przyszłym synowym trafiały się od razu przystosowane do prowadzenia wspólnego gospodarstwa domowego "egzemplarze".

3. Jak się jest w związku z takim "obsługiwanym" i widzi perspetywy na małżeństwo, to motywuje się takiego mężczyznę do jak najszybszego wyprowadzenia z domu rodziców i dojrzewania do życia w małżeństwie poprzez samodzielne troszczenie się o swój byt (był wątek o "konieczności" samodzielności finansowej przed ślubem, ale dlaczego nie widzicie, że taka domowa zaradność jest przynajmniej tak samo istotna?). Przy okazji nauczy się oszczędności (a nie kupować najdroższy proszek do prania i wędlinę) i ewentualnie godzenia i ustalania ważności kilku spraw - oprócz studiów praca dorywcza, a nie imprezki.

4. Co do chwalenia. Powinno być w stosunku do męża OGRANICZONE. Pewne rzeczy sa po prostu obowiązkami i wykonuje się je, bo trzeba, więc bez sensu jest chwalić za każde zmywanie garów, kiedy co drugie wykonuję ja. Raz na jakiś czas warto podziękować czy pochwalić za te chodzienne rzeczy PO TO, żeby osoba, która je wykonuje wiedziała, że współmałżonek widzi jego wkład w prace domowe itp.
To powinno działać w obie strony - mąż też powinien wyrażać uznanie za żony pracę w domu.

Jeśli chodzi o naukę prac, których niestety w domu rodzinnym nigdy nie wykonywał. Pralka ma instrukcję - dać przeczytać, pokazać 3 razy jak się to robi, po 3 praniach powiedzieć, że OK i przechodzimy w tryb NORMALNY - mężu, zrób jutro pranie. Zrobił, nie rzucasz mu się na szyję. Nie zrobił, przypominasz, że wczoraj się na to zgodził.
Bright
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 284
Dołączył(a): 10 września 2007, o 13:21

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 13:29

[1. Jak się kogoś traktuje jak dziecko, to ma się później takie dziecko. To moje założenie.]

jestem podobnego zdania dodam jeszcze że jak się traktuje kogoś jak dziecko to zbiera się potem od synowej ;)

[2. Uważam, że właśnie przez takie wyręczające we wszystkim mamy i siostry, potem trafiają się mężczyźni, których trzeba wszystkiego z trudem nauczyć, bo ich doświadczenie życiowe mówi, że to będzie obowiązek KOBIETY w małżeństwie, czyli ŻONY.]

to samo pisałam wcześniej- wiem dlaczego mój mąż miał takie anie inne podejście do sprawy "pomocy" w domu, uważał że nie musi niczego robić... tak jak było u niego w domu...

[3. Jak się jest w związku z takim "obsługiwanym" i widzi perspetywy na małżeństwo, to motywuje się takiego mężczyznę do jak najszybszego wyprowadzenia z domu rodziców i dojrzewania do życia w małżeństwie poprzez samodzielne troszczenie się o swój byt (był wątek o "konieczności" samodzielności finansowej przed ślubem, ale dlaczego nie widzicie, że taka domowa zaradność jest przynajmniej tak samo istotna?). Przy okazji nauczy się oszczędności (a nie kupować najdroższy proszek do prania i wędlinę) i ewentualnie godzenia i ustalania ważności kilku spraw - oprócz studiów praca dorywcza, a nie imprezki.]

widzisz, gdyby mój mąż wynajął np mieszkanie przed ślubem to na pewno nie wytrwalibysmy w czystości tyle czasu! zresztą po to jest małżeństwo, zeby razem uczyć się pewnych rzeczy, odpowiedzialności już nie tylko za siebie ale za drugiego...

[4. Co do chwalenia. Powinno być w stosunku do męża OGRANICZONE. Pewne rzeczy sa po prostu obowiązkami i wykonuje się je, bo trzeba, więc bez sensu jest chwalić za każde zmywanie garów, kiedy co drugie wykonuję ja. Raz na jakiś czas warto podziękować czy pochwalić za te chodzienne rzeczy PO TO, żeby osoba, która je wykonuje wiedziała, że współmałżonek widzi jego wkład w prace domowe itp.
To powinno działać w obie strony - mąż też powinien wyrażać uznanie za żony pracę w domu. Jeśli chodzi o naukę prac, których niestety w domu rodzinnym nigdy nie wykonywał. Pralka ma instrukcję - dać przeczytać, pokazać 3 razy jak się to robi, po 3 praniach powiedzieć, że OK i przechodzimy w tryb NORMALNY - mężu, zrób jutro pranie. Zrobił, nie rzucasz mu się na szyję. Nie zrobił, przypominasz, że wczoraj się na to zgodził.]

nigdzie nie napisałam, że mój mąż mnie nie docenia i nie chwali- chwalimy się nawzajem i bardzo mi się to podoba! i nie rzucam się na szyję za każdą powieszoną skarpetkę czy zmyty talerz... tylko kiedy rozmawiamy sobie czasem wieczorami to mu mówię, że jestem z niego dumna że mi tak "pomaga" :) widzę jak na niego to działa budująco i motywująco... każdy człowiek potrzebuje motywacji... czy to od szefa w pracy, od żony czy męża...

bright... nie wiem czy masz męża... po twoich wypowiedziach mam wrażenie, że idealizujesz bardzo życie w małżeństwie... niestety nie jest tak kolorowo że powiesz albo pomyślisz i będzie wszystko zrobione...

zresztą nie wyobrażam sobie żeby mój mąż po całym dniu pracy wracał i zmywał 2 zlewy, gotował obiad, odkurzał, robił pranie i zajamował się dzieckiem w tym samym czasie! a ja sobie nogi wyciagnę... zgodziłam się na bycie w domu i przyjmuje obowiązki które się z tym wiążą... mąż mi pomaga bo ja rzeczywiście robię więcej... natomiast jak na jego możliwości (czas i siły po cieżkim dniu pracy i stania w korkach w zatłoczonym autobusie) i tak uważam że jest bardzo dzielny i robi co może...
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez Anulka » 15 kwietnia 2008, o 13:56

Dziewczyny, dyskutujecie, a nie ma o czym.

Każda z Was uważa, że domowe obowiązki należą do obojga małżonków, a rozpisujecie się o szczegółach. Obie się zgodzicie, że chwaląc nie można stwarzać wrażenia, że mąż zrobił coś nadzwyczajnego, ale jednocześnie każdy zasługuje na docenienie swoich wysiłków - w tym też żona. Więc chwalenie obu stron nawzajem wydaje się wskazane.

Wychowywanie - nie wychowywanie, mam wrażenie, że Bright najbardziej przeszkadza porównywanie faceta do dziecka. No dajcie spokój, wiadomo że nie o to chodzi, żeby za zmywanie dać gościowi lizaka. Ani tym bardziej wyręczać. To tylko takie daleko idące porównanie procesu przyuczania do małżeństwa do procesu wychowawczego. I to tyle na ten temat.
Anulka
Przygodny gość
 
Posty: 44
Dołączył(a): 18 lipca 2004, o 17:10

Postprzez fiamma75 » 15 kwietnia 2008, o 14:14

helsa napisał(a):zresztą nie wyobrażam sobie żeby mój mąż po całym dniu pracy wracał i zmywał 2 zlewy, gotował obiad, odkurzał, robił pranie i zajamował się dzieckiem w tym samym czasie!


A mój to robi :D I nie musi być za to chwalony, ani dostawać instrukcji.
Nie potrzeba do tego wielkiej wyobraźni, tylko chęci :D (dobra, prania nie robi, bo to akurat moja działka :D )

PS. Mój mąż pochodzi z "tradycyjnej" rodziny. Zawsze chciał żyć w innym małżeństwie niż jego rodzice, no i ma :P Sam się wielu rzeczy nauczył.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 15:41

wiesz, zalezy mi żeby córka się nim nacieszyła te dwie godziny dziennie a nie patrzyła na ojca jak zmywa gary i wisiała mu na nogawce... jak dziecko idzie spać i nie jestesmy padnieci to sprzatamy razem to czego nie uda mi się na bierząco w ciągu dnia... czasem poprostu nie robimy nic i zostawiamy syf na sobotę wtedy jesteśmy razem i możemy na spokojnie sprzatać

nie będę się już rozwodzić...
napisze jeszcze, że polecam "wziąć się" za narzeczonego przed ślubem... ja organizowałam wspólne robienie obiadów u któregoś z nas i wtedy uczyłam go poruszać się w kuchni- bardzo fajne czasy :) ale bądź co bądź prawdziwe życie zaczyna się po ślubie...
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 15:46

fiamma75 napisał(a):
helsa napisał(a):zresztą nie wyobrażam sobie żeby mój mąż po całym dniu pracy wracał i zmywał 2 zlewy, gotował obiad, odkurzał, robił pranie i zajamował się dzieckiem w tym samym czasie!


A mój to robi :D I nie musi być za to chwalony, ani dostawać instrukcji.
Nie potrzeba do tego wielkiej wyobraźni, tylko chęci :D (dobra, prania nie robi, bo to akurat moja działka :D )


zazdroszczę :) nie musi, ale na pewno byłoby mu milej jakby go żonka doceniła- jestem pewna...
mi jest wręcz smutno jak mąż uważa że np. zrobienie obiadu czy ciasta nalezy do moich obowiązków i nie powie nawet że było pyszne czy że fajnie że mu zrobiłam taką niespodziankę... myślę że działa to w obie strony :)
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez mmadzik » 15 kwietnia 2008, o 16:05

Ja - podobnie jak Helsa - uważam, że każdy ma w małżeństwie swoje zadania i obowiązki. Oczywiście nie ma to znaczyć, że kobieta ma robić wszystko w domu, a facet przychodzić po pracy i leżeć... Ale skoro przykładowo żona jest w domu, a mąż idzie rano godzinę do pracy, gdzie haruje jak młody osioł osiem godzin, potem przez godzinę wraca do domu, gdzie musi ugotować sobie obiad, pozmywać po całej rodzinie, poodkurzać i umyć kibelek - uważam, że coś nie tak... Jasne, trzeba sobie wypracować odpowiedni model podziału obowiązków, tak, żeby cała robota nie spadała na jednego małżonka, ale myślę, że musi to być z uwzględnieniem ról odpowiednich - mąż pracuje i zarabia na rodzinę, żona więcej zajmuje się domem. Musi być też możliwość wprowadzenia planu kryzysowego - np. w wypadku choroby jednego z nich, żeby się nie okazało wtedy, że niektórych rzeczy nie ma kto zrobić...

I na koniec - uważam, że takie coś jest naprawdę możliwe i dla mnie - jako kobiety - nie byłoby ani trochę krzywdzące...
mmadzik
Domownik
 
Posty: 445
Dołączył(a): 13 września 2007, o 11:57

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 16:36

mmadzik popieram :) co do tych ról... każdy ma jakąś swoją... :)
gdybym ja utrzymywała dom a mąż pracował w domu opiekując się dziećmi, pewnie nie miała bym siły jeszcze wracać po całym dniu charówy i stawać do garów! :D
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez dota321 » 15 kwietnia 2008, o 17:35

usunęłam
Ostatnio edytowano 21 kwietnia 2008, o 15:13 przez dota321, łącznie edytowano 1 raz
dota321
Domownik
 
Posty: 368
Dołączył(a): 31 października 2007, o 09:05
Lokalizacja: W-wa

Postprzez fiamma75 » 15 kwietnia 2008, o 19:05

Helsa, oczywiście, że doceniam :D Dosknale wie, że uwielbiam jego kuchnię :D
Tyle, że my oboje pracujemy.
Skoro mój maz jest w domu przed południu (gdy ma II zmianę) albo wraca przede mną (pozostałe zmiany), to, co ma siedzieć i czekać aż obiad się sam zrobi?
Gdy wracam z pracy, czeka na mnie mała cycoholiczka, więc siłą rzeczy nie zrobię nic dopóki ona nie uśnie (drzemka popołudniowa) :D
Oboje pracujemy, oboje prowadzimy do i oboje wychowujemy dziecko. Nie wyobrażam sobie, ze jedna osoba robi wszystko - to po prostu niewykonalne.
A podział obowiązków mamy taki jaki nam obojgu odpowiada.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 19:45

fiamma też sobie nie wyobrażam, żeby jedna osoba robiła wszystko... ale u nas mąż zarabia a ja zajmuję się domem i dzieckiem i nie wyobrażam sobie dzielic obowiązki 50/50 bo to trochę by było krzywdządze dla męża... sama chyba rozumiesz...
u nas jest 30/70 :)
wy obydwoje pracujecie to trochę inaczej... ja nie wyobrażam sobie czekać do 17.00 aż mąż przyjdzie i zrobi nam obiad skoro ja jestem w domu... twój to robi bo ciebie wtedy nie ma (zakładam że jesteś w pracy)
i na tym skończę... bo trochę nie ma sensu porównywać dwóch zupełnie innych sytuacji

dota... bierz się za męża :wink: im wcześniej tym lepiej... :)
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Postprzez fiamma75 » 15 kwietnia 2008, o 21:04

Mój robi nie tylko dlatego, ze mnie akurat nie ma w domu. Nie lubię gotować, ot cóż :lol:
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez genowefa » 15 kwietnia 2008, o 21:40

ale skoro macie możliwość taką a nie inną to luz... gorzej gdyby mąż o 18.00 do domu wracał a ty na głodzie :P albo by ci mroził- jak na czas porodu :)))
genowefa
Domownik
 
Posty: 742
Dołączył(a): 1 października 2007, o 13:52

Następna strona

Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości

cron