HonoratA napisał(a):Gośka napisał(a): a jeżeli cierpienie i udęka jedynie zniszczyła dzieciństwo i psychike dzieciom? Moim zdaniem to co sie dzieje w takim malzenstwie mozna nazwac tylko i wylacznie dzialaniem szatana, a z tego nic dobrego nie wynika...
Odpowiem Ci. Ciocia wychowała 5 dzieci – moje kuzynki. Są to osoby naprawdę mądre, nie zauważyłam spaczonych psychik. Ponieważ są ode mnie duuużo starsze ( ich dzieci są w moim wieku), wiem jak żyły, jak żyją i jakie mają podejście do Boga, wiary i miłości. Każdy mógłby się od nich uczyć. Bóg pozwalając szatanowi działać, daje nam silną tarczę – swoją MIŁOŚĆ. Widzisz, prawdziwy naśladowca Chrystusa zło pokonuje właśnie miłością. Temu kto zawinił przeciwko Tobie masz przebaczać nie 7 ale 77 razy.
Problem w tym, że po takich osobach nie widać że cierpią/cierpiały. Przecież się nie obnoszą z tym, nie rozpowiadają całej rodzinie jacy to oni są biedni. Wewnętrznie jednak mogą być bardzo skrzywdzeni...
kamienna napisał(a):Biskup Zbigniew Kiernikowski w książce "Dwoje jednym ciałem w CHrystusie" pisze: małżeństwo chrześcijańskie nie jest umową czy układem między ludźmi, w której każdy oczekuje spełnienia tego, co wydaje mu się korzystne dla niego. Nie jest regulowane logiką układu, według której trzeba obronić siebie. Jest natomiast wejściem dwojga w przymierze z Bogiem, w którym oczekuje się dpełnienia dzieła Boga, przynoszącego jedność dzięki otwartości przynajmniej jednego z nich na zburzenie muru wrogości w sobie"
nie widzę związku z tematem
Biskup Zbigniew Kiernikowski napisał(a):"człowiek-chrześcijanin, ponieważ zna siebie i jest świadom swojej skłonności do ucieczki wobec trudności, wiąże się z drugim i związek ten uważa się za nierozerwalny, by w momencie kryzysu nie mieć możliwości ucieczki i niejako pozbawiając siebie dobrowolnie takiej możliwości, stawia siebie w sytuacji konieczności szukania właściwego dla tego związku ratunku przez odwołanie się do przymierza, do wierności Boga".
odwołanie się do przymierza, do wierności Boga nie wyklucza separacji, a moim zdaniem to jest dobre rozwiązanie...
Biskup Zbigniew Kiernikowski napisał(a):"(...) Człowiek, który przyjmie w wierze pojednanie w Chrystusie i zaczyna godzić się na przeżywanie go w sowim życiu na miarę Chrystusa (tzn. miłość aż po krzyż - przyp. kamienna), otrzymuje uzdolnienie do jedności, do życia w jedności (z małżonkiem - przy. kam.) (...), nawet jeśli go to kosztuje, jeśli jest związane z traceniem jego życia."
A co w przypadku, gdy to jest związane z traceniem życia przez inną osobę (tzn dzieci)?
kamienna napisał(a):To jest prosta alternatywa: albo chcę żyć wygodnie (i wtedy rozwód), albo wierzę, że Bóg ma moc zmienić śmierć w życie.
A moim zdaniem to jest w pewnym stopniu egoizm... wybieram zbawienie, a nawet męczęństwo, pomęczę się trochę, ale pójdę do nieba, a własne dzieci mam głęboko, niech się męczą i cierpią.
Co do tematu wątku i pytania
Jesli kiedykolwiek żarliwie sie modliliscie, byliscie pelni wiary i ufnosci, a mimo wszystko Pan Was nie wysluchal, jak sobie z tym radziliscie?
Pan nie wysłuchał, widać, że modliłam się ze zbyt małą wiarą... teraz mam jeszcze mniejszą, więc szukam "ludzkich" sposobów (o ile się da) na zrealizowanie moich próśb.
pozdrawiam
gosia